W czwartek na rynku odżyła sprawa możliwego powrotu do Rady Ministrów Zyty Gilowskiej. Wysoki rangą przedstawiciel PiS podkreślił, że była szefowa resortu finansów daje wyraźne sygnały, co do tego, że po oczyszczeniu jej przez sąd z zarzutów powróci do rządu. Pytanie tylko, czy byłoby to stanowisko ministra? Coraz więcej informacji wskazuje na to, że nie. Dlaczego? Wczoraj, fotel wiceszefa tego resortu, odpowiedzialnego za departamenty analityczne i długu objął Piotr Soroczyński, a warto pamiętać, że jeszcze do niedawna tymi sektorami kierował obecny minister finansów. Powstaje więc problem. Jeżeli Gilowska powróciłaby na zajmowane do czasu dymisji stanowisko, to gdzie miałby być przesunięty Stanisław Kluza? W takich warunkach, coraz bardziej realny staje się scenariusz objęcia przez Gilowską stanowiska wicepremiera ds. gospodarczych, ale bez teki. Dzięki takiemu zabiegowi jej rola w rządzie, mogłaby jeszcze bardziej istotna, niż miało to miejsce do czerwca.
Jeśli już o resorcie finansów mowa, to w piątkowym Parkiecie, Piotr Soroczyński zapowiedział, że nowa, opracowywana przez ministerstwo strategia zarządzania długiem nie przyniesie rewolucji. Według niego będzie to „raczej kontynuacja, polegająca na doborze właściwych instrumentów pożyczkowych”.
Dziś o godz. 14:00 Główny Urząd Statystyczny przedstawi dane z sektora wytwórczego za lipiec. Według średniej prognoz analityków produkcja przemysłowa wzrosła w ujęciu rocznym o 14,5 proc. wobec +12,4 proc. w czerwcu, a ceny produkcji poszły w górę o 3,0 proc. wobec +2,8 proc. Nasze wyliczenia wskazują na ukształtowanie się obu odczytów na nieco niższych poziomach, odpowiednio: +13,4 proc. i +2,8 proc.
Spadkowa reakcja złotego na doniesienia z Węgier wydaje się być przesadzona i wszystko wskazuje na to, że nasza waluta szybko odrobi poniesione straty. Pomagać jej nadal powinien spodziewany przez Nas proces dalszego osłabiania się dolara na arenie międzynarodowej. W przypadku obligacji dalszy przebieg wydarzeń w dużym stopniu uzależniony jest od publikacji GUS, a tu jak pokazały wtorkowe dane o inflacji, o zaskoczenie nie jest trudno.
Spadki dolara wyhamowały
W ciągu ostatnich 24 godzin amerykańska waluta złapała nieco wiatru w żagle. Dolar się wzmocnił na całej linii, ale trzeba podkreślić, że skala jego aprecjacji nie była jednak zbyt duża. Dziś o godz. 11:20 (CET) kurs EUR/USD wynosił 1,2838, choć jeszcze wczoraj po południu był równy nawet 1,2890. W czwartek, o godz. 11:30 (CET) cena euro wynosiła 1,2860.
Zielony zyskał po pierwsze wsparcie w przedstawionych wczoraj, o godz. 18:00 czasu polskiego danych ze Stanów Zjednoczonych o najwyższej od kwietnia 2005 r. aktywności sektora wytwórczego regionu Filadelfii. W sierpniu obrazujący ją indeks Philadelphia Fed wzrósł do poziomu 18,5 z 8-9 w oczekiwaniach i 6 w lipcu. Dobre też były informacje o „tygodniowym bezrobociu”. Liczba wniosków o zasiłki spadła do 12 sierpnia, do 312 tys. z 322 tys. tydzień wcześniej. Z kolei publikacja danych o 0,1 proc. m/m spadku wskaźników wyprzedających za lipiec, wobec spodziewanej ich zwyżki w takiej samej skali przeszła na rynku bez większego echa.
Dalsza i silniejsza aprecjacja dolara do euro wydaje się być jednak wątpliwa. Po pierwsze dziś rano przedstawione zostały kolejne informacje ze strefy euro wskazujące na to, że Europejski Bank Centralny będzie nadal podnosił poziom stóp procentowych. Ceny produkcji sprzedanej przemysłu w Niemczech w lipcu wzrosły r/r o 6,0 proc. wobec +6,1 proc. w czerwcu i pozostały tym samym w okolicach 24 letniego szczytu. Na rynku oczekiwano odczytu na poziomie 5,9-6,0 proc. Po drugie już za kilka godzin, bo o 15:45/50 (CET) napłyną dane o nastrojach amerykańskich konsumentów. Analitycy spodziewają się ich spadku w sierpniu do 83,6-83,8 z 84,7 w lipcu.
Na rynku EUR/USD najbliższe opory znajdują się na poziomach: 1,2860/1,2890/1,2910. Z kolei wsparcia zlokalizowane są przy; 1,2810/1,2800/1,2750. Ponowny atak, ale tym razem udany, na czwartkowe szczyty (1,2890), wydaje się tylko kwestią czasu, a czy nastąpi to jeszcze dzisiaj, czy też dopiero na początku przyszłego tygodnia pozostaje tak naprawdę sprawą bez znaczenia.