Pracodawcy szukają głównie szeregowych pracowników. Innymi słowy, tanich i bez kilkuletniego doświadczenia – tak wynika z raportu Rynek pracy po wakacjach serwisu szybkopraca.pl.
Gdzie szukać pracy? To fundamentalne pytanie, na które jest prosta odpowiedź – pracy szukaj przeglądając ogłoszenia internetowe. Nie ma żadnej gwarancji, że ktoś ciebie zatrudni, ale przynajmniej zorientujesz się, jak wygląda rynek pracy i gdzie szukają nowych pracowników.
Z danych GUS wynika, że bezrobocie w sierpniu wynosiło 11,6%. Oznacza to spadek, chociaż nieznaczny w stosunku do czerwca, kiedy to stopa bezrobocia wynosiła 11,8%. W okresie wakacyjnym zawsze jest trochę niższe z uwagi na różnego typu prace sezonowe i zwiększone zatrudnienie w budownictwie. Niemniej eksperci podkreślają, że od października wzrośnie liczba bezrobotnych. Przede wszystkim skończą się wspomniane wcześniej prace sezonowe. Ponadto na rynek wejdzie kilkadziesiąt tysięcy absolwentów szkół wyższych, a brakuje pieniędzy na programy stażowe, a także dobiegają końca inwestycje związane z Euro 2012.
Szukając pracy w internecie
Z danych serwisu szybkopraca.pl wynika, że odsetek ofert przeznaczonych dla pracowników najniższego szczebla wynosi ponad połowę – dokładnie 56,1%. Oferty tego typu skierowane są do osób bez doświadczenia, najczęściej studentów lub osób zaraz po studiach. Niestety dla absolwentów, praca zwykle jest nisko płatna.
Z danych pochodzących z opolskiego PUP-u wynika, że młodzież po studiach szuka pracy średnio przez 6 miesięcy, a ich średnia pensja to ok. 1600 zł brutto. Przy czym zwykle zatrudniani są na podstawie tzw. umów śmieciowych (zlecenia, dzieło). Rzadkością są droższe umowy o pracę, a nawet jeśli, to tylko z wpisaną pensją minimalną.
Dwuletniego doświadczenia wymagano w 37% ogłoszeniach. Blisko 80% pracodawców poszukiwało pracowników na pełen etat. Co ciekawe – praca sezonowa stanowiła tylko 2%, oferty praktyk i staży niecały 1%.
Po co studia?
Blisko 30% wszystkich oferty dla pracowników fizycznych i fachowców. Oferty dla ścisłowców stanowiły 20% wszystkich ogłoszeń zamieszczanych w III kwartale. Na trzecim miejscu znalazły się oferty pracy w marketingu i sprzedaży – ok. 9%. Liczba ogłoszeń w kolejnych kategoriach (finanse, usługi, edukacja, itd.) rozkładała się mniej więcej po 5%. Najmniej ofert skierowanych było do osób zajmujących się administracją.
Tradycyjnie dominuje pogląd, że po studiach „humanistycznych” trudno znaleźć pracę w zawodzie. O wiele łatwiej mają ścisłowcy, czyli absolwenci politechnik. Jednak tytuł inżyniera też nie gwarantuje zatrudnienia. Teoretycznie najlepsi studenci mogą liczyć na ok. 5 tys. zł netto pensji zaraz po obronie dyplomu.
Niestety „najlepsi” nie oznacza „wszyscy”. Absolwenci z tytułem inżyniera nie zawsze posiadają sygnowane dyplomem umiejętności. Często pracodawcy zmuszeni są do zainwestowania w szkolenia dokształcające, a gdy ich na to nie stać – nie zwiększają zatrudnienia. Jak donosi DGP – obecnie od inżyniera wymaga się wiedzy w dziedzinach wykraczających poza własną wąską specjalizację, np. ekonomii czy zarządzania.
Do tego dochodzi sprawa uprawnień i obsługi dedykowanych programów i znajomości języków obcych. Większość studentów deklaruje perfekcyjną znajomość języka angielskiego, a to nieprawda. Tylko 30% specjalistów z branży elektronicznej zna ten język. Jednak eksperci są zgodni – o wiele łatwiej znaleźć dobrą pracę będąc inżynierem budownictwa niż magistrem filozofii.
Gdzie szukać pracy?
Oczywiście w woj. mazowieckim było najwięcej ofert – 19,8%. Na drugim miejscu znalazł się Śląsk, skąd pochodziło prawie 15% ogłoszeń. 12% przeznaczonych było dla zainteresowanych pracą na Dolnym Śląsku, 7,6% dla Wielkopolski, 7,4% – woj. łódzkiego oraz 7% dla pomorskiego. Najmniej ogłoszeń pochodziło z województwa świętokrzyskiego – 1,2%.
Miernikiem popularności ogłoszeń jest liczba odsłon. Gdyby każda pociągała za sobą wysłanie CV i listu motywacyjnego, to pracodawcy w Polsce średnio na jedno miejsce pracy otrzymywaliby ponad 320 dokumentów. To daje dużo do myślenia. Oczywiście, nie każde kliknięcie oznacza automatyczną aplikację na stanowisko. Jednak nawet jeżeli 10% zainteresowanych ogłoszeniem faktycznie przesyła dokumenty, to wychodzi na to, że na jedno miejsce pracy jest 30 chętnych. Zatem niewykluczone, że stara maksyma z dzieciństwa – kto pierwszy ten lepszy – nie straciła na aktualności.
Źródło: Bankier.pl