Twierdzą, że najgorsze jest już za nami. To dobra wiadomość nie tylko dla inwestorów giełdowych, ale także dla osób, które wytrzymały i pomimo załamania cen akcji nie wycofały kapitału z funduszy inwestycyjnych.
Jednak bardziej ostrożni inwestorzy, którzy szukają sposobu na ulokowanie pieniędzy, na razie powinni jeszcze trzymać się z daleka od giełdy i funduszy akcji. Spokojnie mogą za to myśleć o lokowaniu oszczędności w funduszach obligacji, które będą zyskiwać razem z kolejnymi obniżkami stóp procentowych w naszym kraju.
Po poniedziałkowych dużych wzrostach na warszawskiej giełdzie wczoraj było już spokojniej, choć cały czas na plusach. Indeks WIG20 w ciągu dnia zyskiwał ponad 1 proc., dochodząc do poziomu prawie 1,9 tys. pkt. Wśród spółek notowanych na giełdzie zdarzały się nawet i takie, które zyskiwały we wtorek po kilkanaście procent.
Tak szybko rósł między innymi kurs Petrolinvestu czy Polcoloritu. Na plusach utrzymywały się również banki. Wyraźnie widać, że w ostatnich tygodniach dobrze radzi sobie np. PKO BP, który w ciągu miesiąca zyskał już ponad 10 proc. Z kolei Polnord w tym samym czasie poszybował w górę aż o jedną piątą.
Także na giełdach w Europie Zachodniej inwestorzy wreszcie zabrali się do kupowania akcji. W Wielkiej Brytanii i Niemczech główne giełdowe indeksy odzyskały od listopada po kilkanaście procent.
Z kolei w Warszawie po ostatnich dużych spadkach z 20 listopada WIG20 odrobił już prawie 18 proc., a od swojego minimum z końcówki października aż 25 proc.
– Można spodziewać się, że jeżeli przebijemy poziom 1,9 tys. pkt, będziemy mieli byczy rajd na rynku niedźwiedzia – mówi obrazowo Piotr Kuczyński, główny analityk firmy Xelion. I dodaje, że w optymistycznym scenariuszu może nas czekać wzrost indeksu WIG20 nawet do poziomu ponad 2,5 tys. pkt w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
– Rynkiem rządzą nadzieje. Przede wszystkim związane z tym, że plany pomocowe i nowa amerykańska administracja prezydenta Baracka Obamy uporają się z kryzysem – tłumaczy Piotr Kuczyński.
Podobnego zdania jest Marek Rogalski, główny analityk domu maklerskiego First International Traders. – Pierwsza połowa przyszłego roku pokaże, jak głęboki tak naprawdę jest kryzys i jakie spowolnienie nas czeka. Najgorsze, co może się w tym czasie stać, to bankructwa dużych firm, które znów mogą popsuć nastroje inwestorów – uważa Marek Rogalski.
Dlatego zdaniem analityków najbliższe miesiące mogą okazać się dobrą okazją do zarobku dla osób, które chcą zarobić na szybkim odreagowaniu na giełdzie. Jednak z inwestowaniem oszczędności np. w fundusze akcji na razie lepiej się jeszcze wstrzymać, dopóki sytuacja na rynkach finansowych się całkowicie nie wyjaśni.
Tym bardziej że jest kilka innych możliwości inwestycji, które dadzą przyzwoite zyski za cenę mniejszego ryzyka. – Przez najbliższe miesiące szukałbym okazji w krótkoterminowych lokatach o wysokim oprocentowaniu bądź w funduszach polskich obligacji – mówi Marek Rogalski. – Te drugie będą zyskiwać, bo spadek stóp procentowych w Polsce powinien spowodować wzrost cen obligacji – tłumaczy.
Pocieszające dla inwestorów może być to, że po gigantycznych odpływach w tym roku klienci przestali wreszcie masowo wycofywać pieniądze z funduszy inwestycyjnych, a listopad przyniósł przewagę wpłat nad wypłatami o ponad 1 mld zł.
– Można powiedzieć, że teraz w funduszach zostali najtwardsi, którzy uznali, że nie ma co wychodzić z inwestycji z bardzo dużą stratą – uważa Piotr Kuczyński. Taka sytuacja może oznaczać, że okres największej paniki na rynkach mamy już za sobą. Teraz co prawda cały czas będzie nerwowo, ale gigantycznych spadków w ciągu najbliższych miesięcy raczej nie powinniśmy się spodziewać.
Łukasz Pałka