Irlandczycy nie mieszkają w blokach, bo w Irlandii nie buduje się bloków. W krajobraz kraju wpisują się za to opuszczone domy. O Irlandii, która „nie jest już celtyckim tygrysem, tylko kotkiem, który żywi się suchą karmą z Lidla”, opowiada Piotr Sobociński, założyciel Pendragon Tours – „biura ciekawych podróży po Irlandii”.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej Polacy przypuścili prawdziwy szturm na Wyspy. Kiedy Pan po raz pierwszy postawił stopę na ziemi św. Patryka?
Piotr Sobociński, Pendragon Tours: Przyjechałem do Irlandii na krótko, do pracy. Nie planowałem zostania na dłużej w obcym mi kraju, w którym w dodatku nikogo innego nie znałem. Po kilku miesiącach miałem wrócić do Polski, do rodziny. Stało się inaczej, rodzina jest teraz ze mną w Irlandii, ja sam mieszkam tu już prawie 4 lata, prowadzę własną działalność i jak na razie nie myślę o powrocie do Polski. Irlandia bardzo mi się spodobała i to pod wieloma względami.
Pochylił się Pan więc nad mapą i szukał celu podróży. Co przemówiło na korzyść miasta Drogheda?
Znajomy, który tam mieszkał, polecił mi to miasto. W Droghedzie miało być dużo pracy, a zakwaterowanie tańsze niż w Dublinie. Swój malutki pokój wynająłem przez internet będąc jeszcze w Polsce. Musiałem przywieźć ze sobą €250 plus drugie tyle jako depozyt. Były to dla mnie spore pieniądze, zwłaszcza że żadnej pracy nie miałem zapewnionej, ale podjąłem to ryzyko. Pierwszą pracę znalazłem po tygodniu, okazało się że na taki pokój można zapracować w trzy dni. Tak poznałem różnicę pomiędzy Polską a Irlandią w kwestii kosztów życia i zarobków.
Wielu na starcie Irlandia kojarzy się głównie z kamieniczkami w Dublinie i klifami Moher. Jak czas zweryfikował spojrzenie na typową irlandzką zabudowę?
Drzwi dublińskich kamieniczek w stylu georgiańskim są rzeczywiście charakterystyczne, pojawiają się na kartkach pocztowych na równi z klifami Moheru i owcami na drodze.
Zabudowa w Irlandii jest dość płaska, a większość domów ma tylko jedno piętro. W miasteczkach charakterystyczne są różnokolorowe kolorowe fasady domów przy głównej ulicy, która często lekko pnie się w górę urozmaicając jeszcze bardziej linię domów. Domy są do siebie przyklejone, na dole mieszczą się w nich małe sklepy, puby i punkty usługowe, na piętrze są biura a czasem mieszkania i apartamenty.
W większości miasteczek czas jakby się zatrzymał, domy mają po 100 i więcej lat, taki sam układ ulic i te same domy widać na starych fotografiach wiszących na ścianach u fryzjera czy w banku. Nocą po zamknięciu wszystkich pubów i jadłodajni miasteczka po prostu śpią, jest cicho i spokojnie.
Takie właśnie obrazki są dla mnie kwintesencją zabudowy w Irlandii. Oczywiście muszę dodać do tego tysiącletnie okrągłe wieże oraz porośnięte bluszczem ruiny zamków i średniowiecznych opactw.
Jeśli już mowa o ruinach – na swoim blogu tak pisał Pan o wizycie w dublińskiej dzielnicy Ballymun: „Z daleka nie robi większego wrażenia. Ot, zwykle bloki mieszkalne. Dopiero z bliska widać, że coś z tymi blokami tak jakby jest nie tak.” Co jest w Irlandii nie tak z budownictwem wielorodzinnym?
Irlandczycy nie mieszkają w blokach, bo w Irlandii nie buduje się bloków. Nie ma takiej potrzeby. Od pokoleń ludzie mieszkają w domach i nierzadko są to wielopokoleniowe parterowe domy. Zamiana domku z ogródkiem albo przynajmniej trawnikiem na mieszkanie w bloku na czwartym piętrze jest dla Irlandczyka nie do pomyślenia. To byłoby ograniczenie przestrzeni życiowej i pozbawienie tego, do czego się przyzwyczaił i z czym mu dobrze.
Osiedla bloków, które wybudowano w Dublinie w latach 60. stały się szybko symbolem najgorszej patologii zgromadzonej wokół klatek schodowych. Na tych osiedlach zamieszkali głównie najubożsi, bezrobotni konsumenci narkotyków i alkoholu, a dzielnica Ballymun stała się gettem Dublina. Duża część tych bloków jest już wyburzona, z siedmiu najwyższych XV-piętrowych wieżowców został tylko jeden, reszta dzielnicy przechodzi gruntowną przebudowę.
Są jeszcze osiedla w innych dzielnicach Dublina, jak w Dolphin’s Barn czy Inchicore – zabudowa jest tam nieco niższa, a w dzień można wejść bez strachu, jednak młodzież czasem dla zabawy podpala jakiś samochód. Zdecydowanie mieszkania w blokach nie są marzeniem mieszkańca Irlandii.
Całej Irlandii?
W Irlandii mieszka nieco więcej ludzi niż w Warszawie i jej okolicach, po co więc kazać ludziom mieszkać w blokach, skoro każdy może mieć zwykły dom? Dublin jest jedynym milionowym miastem na całej wyspie. Poza nim jeszcze tylko cztery miasta w Republice Irlandii mają populację powyżej 40 tysięcy mieszkańców. Większość ludzi mieszka w miasteczkach o połowę mniejszych niż Góra Kalwaria. Gdyby Irlandczycy nie wyjeżdżali na wakacje do Europy, to wielu z nich nawet nie widziałoby z bliska bloków mieszkalnych.
Również wysokich biurowców w Irlandii nie jest za wiele. Najwyższym budynkiem w kraju jest The Elysian w Cork. Ma 17 pięter wysokości, oddano go do użytku dwa lata temu. Do dziś połowa pomieszczeń biurowych nie została wynajęta, bo są za drogie. 80% pięknych apartamentów również stoi puste. Nowoczesny stalowo-szklany wieżowiec był jednym z ostatnich budynków zbudowanych przed recesją. Duża część zabudowań Dublina, Cork czy Belfastu to czerwona cegła. Nowe biurowce w centrach miast przeplatają się z dawną zabudową i również są niskie.
A co z tak popularnymi w Polsce osiedlami deweloperskimi, często specjalnie strzeżonymi?
Bezpieczeństwo to ciekawy temat. W bardzo wielu domach zainstalowane są alarmy antywłamaniowe, które jednak często włączają się przez pomyłkę lub od wiatru. Jeśli ktoś pracuje na nocne zmiany, to musi się przyzwyczaić do spania ze stoperami w uszach, bo do wyjących alarmów nikt tu nie przyjeżdża. Monitoring osiedli na prowincji dopiero się rozwija. Puszka alarmu zawieszona od frontu może odstraszyć potencjalnego złodzieja -może taka jest ich główna funkcja.
Osiedla z dodatkowymi bramami są nieliczne, ale budki strażnika najczęściej w ogóle nie ma. Przeciętne osiedle jest otoczone płotem albo murem, jest tylko jeden wjazd, a każda osiedlowa uliczka ślepo się kończy. Duży trawnik na środku, kilka drzew i domki najczęściej ustawione szeregowo albo bliźniaki. Przez domkami jest miejsce na zaparkowanie samochodów, z tyłu zaś koniecznie ogródek. Domki przeważnie są piętrowe, na górze się śpi, dół zajmuje część dzienna – kuchnia, jadalnia, salon. Tak wygląda standardowy dom.
W Dublinie i innych większych miastach kody dostępu do mieszkań w kamienicach są raczej normą. Zabudowa do czwartego piętra, wewnątrz niewielkie ciasne lokale, czasem dodatkowe kraty, można się poczuć trochę jak w małym polskim bloku, gdzie jest ciasno, a zejście z wózkiem po schodach oraz wysoki koszt wynajmu to cena mieszkania w Dublinie.
Kilka lat temu popularne stały się osiedla apartamentowców, w których mieszkania są większe i wygodniejsze, a co najważniejsze – nowe. Mieszkańcy apartamentów zamiast prywatnych ogródków przy domach mają do dyspozycji zielone skwery i place zabaw.
Zostańmy w temacie współczesnych irlandzkich domów jednorodzinnych. Hołdują one tradycji czy idą z duchem czasu?
O tradycji można mówić tylko w przypadku dużych rezydencji i rozległych posiadłości niewidocznych z drogi. Te domy trudno obejrzeć, chyba że się zna właścicieli. Zbudowane w różnych stylach, z pięknymi ogrodami, kryjące wiele tajemnic, często niszczejące i zaniedbane, są pamiątką po lepszych czasach.
Irlandia przez stulecia była bardzo biednym krajem. Mieszkali tu bogaci spadkobiercy angielskich, szkockich i irlandzkich właścicieli ziemskich, mieszczanie i kupcy, natomiast reszta budowała domy z kamieni, kryte strzechą, dwuizbowe, wielorodzinne. W XIX wieku Irlandię dotknęła klęska głodu, więc całe wioski z dnia na dzień pustoszały, ludzie umierali albo uciekali, zostawiając wszystko, czyli tak naprawdę nic.
Opuszczone domy również wpisują się w krajobraz Irlandii. Ściany z kamienia, widoczny zarys dwóch albo trzech izb, z której jedna przeznaczona była dla zwierząt. Dach drewniany i pokryty słomą. Można czasem zobaczyć takie dawne chaty, odrestaurowane. Tworzą ciekawy kontrast.
Poszczególne domy mogą różnić się od siebie wieloma elementami, ale nie zmienia się jedno – kominek w salonie. Obecnie najczęściej jest elektryczny lub gazowy, ale powinien być. A nad kominkiem – lustro.
Gdzie najchętniej stawia się takie domy?
W Irlandii ludzie nie powinni mieszkać zbyt daleko od pubów, dlatego osiedla są wokół miast, zresztą w Irlandii samochód jest koniecznością. Czasem w miastach bywa ciasno, przez wąskie i jednokierunkowe uliczki i oryginalny rozkład zabudowań sprzed wieków. Centra handlowe bywają sprytnie wkomponowane w kamienice i zajmują całe kwartały ulic, pozostając z zewnątrz prawie niewidoczne. Częściej jednak są na uboczu miast.
Brytyjskie prawo budowlane słynie z różnych charakterystycznych restrykcji. Czy w Irlandii jest podobnie?
Jest już tyle nowych zbudowanych domów, których nikt jeszcze nie kupił, że w Irlandii nie ma potrzeby bawić się w Boba Budowniczego. Szczerze mówiąc nie spotkałem się z kimś, kto chciałby wybudować tu swój dom od podstaw. Wierzę, że jest to możliwe, ale mogłoby długo potrwać, jak to w Irlandii.
Mamy więc w Irlandii nadmiar budynków „do wzięcia”. Niechciane bloki mieszkalne, jak te w Ballymun, są rozbierane, a co dzieje się z domami?
Nowy wolnostojący dom na osiedlu, gdzie do niedawna mieszkałem (pół godziny drogi od Dublina) kosztował 3 lata temu 450 tys. euro. Obecnie kosztuje 220 tys euro i wciąż stoi pusty, nikt go nie kupił. Mimo spadku cen, nie ma na niego chętnych. A dom jest bardzo nowoczesny, ma 4 sypialnie na górze, przestronny salon z otwartym kominkiem (rzadkość w nowym domu), dużą kuchnię, jadalnię i trzy łazienki. Łączna powierzchnia to około 140 m2. Dom jest wykończony w każdym calu i wyposażony w meble. Nic tylko się wprowadzać. W Irlandii zbudowano za dużo domów i zabrakło ludzi, którzy mogliby w nich zamieszkać. Na jaki los te domy mogą być skazane? Czas pokaże.
Czy w irlandzkim krajobrazie łatwo rozpoznać dom Polaka?
Trzy lata temu sprzedawałem ubezpieczenia i miałem sprzedawać je właśnie Polakom. Irlandczycy sami nauczyli mnie znaków, po których mogłem rozpoznać polskie domy. Teraz to się zdezaktualizowało, po pierwsze ostatni Polacy, którzy dawali się łatwo rozpoznać wyjechali już z Irlandii rok temu, a po drugie ci, którzy zostali wyróżniają się głównie anteną satelitarną i językiem. Przy czym dotyczy to raczej dorosłych, bo dzieciaki czasem są nie do rozróżnienia.
Polacy wtopili się więc w irlandzki krajobraz, ale z pewnością nie przyjęli wszystkich tamtejszych obyczajów. Co z irlandzkiej zabudowy jest nie do przyjęcia przez większość rodaków?
Mogę zaryzykować twierdzenie, że większość nowych irlandzkich osiedli wybudowali właśnie Polacy, po czym wrócili do Polski, do swoich domów, które właśnie dzięki kilkuletniej pracy na irlandzkich budowach udało im się wreszcie ukończyć. Pracowało tu wielu dobrych fachowców, którzy mieli okazję skonfrontować to, jak sami budują swoje domy w Polsce z tym, jak Irlandczycy każą im budować swoje. Na pewno do dziś opowiadają swoim znajomym jakie to dziwaczne domy buduje się w Irlandii.
Z czym najbardziej nie zgadzali się nasi budowlańcy?
Nie zgadzali się od samego początku – czyli od fundamentów. Zamiast piwnicy wylewa się tu 20 centymetrową warstwę betonu, dzięki czemu dom ma bezpośredni kontakt z wilgocią zawartą w ziemi. Dlatego w większości irlandzkich domów grzyb pojawia się już w trzecim roku od wybudowania. Budowa domu polega najczęściej na postawieniu na owej betonowej wylewce drewnianego stelaża, do którego potem mocuje się płyty kartonowo gipsowe i dopiero na koniec wzmacnia się cegłami, klinkierem i tynkiem, żeby wiatr nie przewrócił całego nowego osiedla. W Irlandii jest zupełnie inny klimat niż w Polsce i między innymi dlatego sztuka budowania domów też jest zupełnie inna.
Niektórym trudno to zrozumieć, dlatego nie przestaną narzekać na okna otwierane na zewnątrz, a więc trudne do umycia, na rury kanalizacyjne biegnące po zewnętrznej ścianie domu, na dwa krany w umywalce, na brak wystarczającego ocieplenia ścian, na mały kominek który ogrzewa tylko salon, na brak kontaktów w łazience, na zupełnie inne wtyczki gniazdka itd. Ci, którzy tu pozostali widocznie do tych rzeczy się przyzwyczaili.
Szukać ich z pewnością wypada tam, gdzie jest praca. Na ile warunki mieszkaniowe wśród polskich imigrantów zmieniły przez ostatnich kilka lat?
Sytuacja rzeczywiście bardzo się zmieniła. Mój landlord sam zaproponował mi obniżenie czynszu po tym, jak jego bank obniżył mu ratę za dom, w którym mieszkałem. Ceny wynajmu poszły w dół, bo Irlandia nie jest już celtyckim tygrysem, tylko kotkiem, który żywi się suchą karmą z Lidla. Właściciele domów, którzy mają spłacać swoje kredyty przez kolejne 30 lat drżą na myśl, że przeprowadzimy się do tańszych domów na sąsiednim osiedlu. Stąd darmowe wymiany mebli i ogrzewanie za darmo na kolejne trzy miesiące, żebyśmy tylko porzucili myśl o przeprowadzce.
Czy w tej sytuacji odważni ruszają z zakupami domu?
Oglądając telewizję można mieć wrażenie, że Irlandia wychodzi z kryzysu. Jednak moim zdaniem sytuacja jest w dalszym ciągu niepewna. Teraz nie kupuje się raczej domów, tylko rezygnuje z podwójnych ubezpieczeń. Potrzeba trochę czasu zanim Irlandia podźwignie się ze strat, które spowodował przyjazd do pracy tysięcy ludzi.
Ten, kto jednak chciałby kupić w Irlandii gotowy dom, powinien przygotować kwotę rzędu…
Najpierw musi spełnić określone kryteria i mieć wkład własny. Kilka lat temu domy sprzedawano nawet tym, którzy nie mieli żadnych oszczędności. Apartamenty w centrum Dublina mogą kosztować 700 tys. euro, domy na obrzeżach stolicy – 450 tys. euro. Im dalej na północ kraju, tym taniej. Obszerny i wygodny dom z trzema sypialniami można tam kupić poniżej 100 tys. euro. A to tylko niecałe 2 godziny od stolicy.
Czy wielu Pana znajomych decyduje się na taki krok?
Chyba raczej niewielu, znam tylko kilka osób. Dom to kredyt na kilkadziesiąt lat. Czasem kupiony jeszcze w czasach, kiedy praca była pewna na 200%. Dom może kupić tylko ktoś, kto chce tu zostać i ma pracę. Coraz więcej ludzi chce tu zostać, bo państwo może płacić za dom, zwłaszcza jeśli się nie pracuje. Wiele osób od lat wynajmuje domy, bo być może wrócą kiedyś do Polski albo wyjadą do innego kraju. Nie zdecydowali oni jeszcze, gdzie ma być ich dom.
Jak dużo przychodzi im płacić za ten wynajem?
Wynajem mieszkań i pokojów jest najdroższy w Dublinie. Samodzielny apartament w centrum Dublina może kosztować 400-600 euro za miesiąc, pojedynczy pokój w większym domu – 250-350 euro. Na prowincji pokoje są nieco tańsze, 150-200 euro za miesiąc.
Ceny wynajmu całego domu z czterema sypialniami to miesięczny koszt w granicach 850-1400 euro (w okolicach Dublina) lub tylko 450 euro (jeśli jest to wyjątkowo nieatrakcyjny dom na prowincji).
Domy wynajmują chyba głównie obywatele innych krajów, czasami również sami Irlandczycy. Wynająć dom jest bardzo łatwo, wystarczy mieć pieniądze na depozyt i pierwszy miesiąc. Wynająć pokój jest jeszcze łatwiej, ale wtedy nie wiadomo z kim się zamieszka. Kiedyś obowiązywała zasada, że koszt wynajmu domu/pokoju nie powinien przekraczać tygodniowych zarobków, bo życie nie polega na zarabianiu na same rachunki. Kryzys sporo zmienił, czasem trudno jest uzbierać na czynsz lub ratę kredytu.
O sam kredyt pewnie również jest trudniej?
Kilka lat temu można było wziąć kredyt na dom bez żadnego wysiłku, teraz już banki wymagają własnego wkładu, więc zbyt łatwo nie jest wziąć kredyt na dom.
I – jak Pan mówił – nie każdy by tego chciał. Czego brak Polakowi w Irlandii?
Niczego mi nie brakuje, podoba mi się tak jak jest. Wiele tu ładnych budynków, zarówno starych zabytkowych obiektów, jak i nowych rozwiązań architektonicznych. Te szeregi kolorowych domków mają swój urok, podobnie jak wiejskie puby na rozstaju dróg, porośnięte bluszczem ruiny zamków i innych kamiennych pozostałości. Do tego mam piękne widoki dookoła, jeziora, góry, morze i ocean, no i klify.
Dzisiaj więc Drogheda, a jutro?
Na pewno nie zostanę w tym miejscu, gdzie teraz jestem. Ani dosłownie, ani w przenośni. Ale myślę, że moja przyszłość będzie związana z Irlandią.
Tego życzę i dziękuję za rozmowę.
Malwina Wrotniak
Źródło: Bankier.pl