Trendy światowe w zakresie energii odnawialnej mogłyby wskazywać, że energetykę wiatrową czekają złote lata. Tymczasem w przypadku naszego kraju zawisły nad nią czarne chmury.
Liczne kontrowersje wywołuje projekt ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (tzw. ustawy odległościowej), przewidujący szereg obostrzeń zarówno dla nowych, jak i istniejących tego typu obiektów. Według proponowanych zapisów wiatraki będą musiały być oddalone od zabudowań mieszkalnych na odległość co najmniej 10-krotności wysokości wiatraka (co w praktyce oznacza minimum 1,5 km). Ponadto będzie je można lokalizować także tylko na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego (bloki elektrowni węglowej mogą być lokalizowane na podstawie decyzji o warunkach zabudowy). Według ekspertów zaostrzenia te wyłączają niemal 100% powierzchni Polski. Budzących nerwowość inwestorów zapisów jest zresztą więcej, chociażby te mogące przełożyć się na czterokrotne podniesienie podatku i dodatkowo nakładające konieczność uzyskania zgody na użytkowanie po jakiejkolwiek drobnej nawet naprawie instalacji wiatrowej (co oznacza znaczące koszty opłat na rzecz Urzędu Dozoru Technicznego). Skokowy wzrost kosztów spowoduje głębokie zmiany w rentowności tego rodzaju projektów zdecydowanie ograniczając ich atrakcyjność dla inwestorów.
Z elektrowniami wiatrowymi walczy nie tylko grupa posłów PiS, która zgłosiła omawiany projekt ustawy. Stoi za nimi bowiem ponad 1000 stowarzyszeń i organizacji, których zawiązały się w celu walki o zmianę prawa dotyczącego budowy farm wiatrowych. Ich członkowie obawiają się o swoje zdrowie i spadek wartości nieruchomości. Co ciekawe, wspiera ich także część samorządów nawołujących do umiaru w budowaniu farm wiatrowych i to pomimo faktu, iż gminy zarabiają na wpływie z podatków od tego typu obiektów. Krytycznie do sposobu realizowania inwestycji wiatrowych odnosiły się w przeszłości także instytucje takie jak NIK i RPO. Świadczy to o tym, iż problem jest realny i nie da się go zamieść pod dywan.
Niemniej jednak nie stać nas na to, by całkowicie zablokować rozwój energetyki wiatrowej w Polsce. W 2020 r. mamy osiągnąć 15-procentowy cel dotyczącego udziału energii z OZE w końcowym zużyciu energii brutto. Bez elektrowni wiatrowych nie mamy na to szans, a w konsekwencji może to wiązać się z nałożeniem kar finansowych przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Potrzebny jest zatem niełatwy kompromis umożliwiający funkcjonowanie farm wiatrowych w sposób przynoszący bardziej równomierne rozłożenie korzyści pomiędzy inwestorami, a lokalnymi społecznościami.