W moim subiektywnym odczuciu, w obecnej chwili, odpowiedź na pytanie na to, w jakiej walucie zaciągać kredyt, jest dość oczywista. Jeśli ktoś ma szansę, niech bierze go nie w złotym, ale w euro lub franku.
Po pierwsze, bieżąca rata kredytu w obu tych walutach będzie zdecydowanie mniejsza niż w złotym, gdyż różnica w poziomie rynkowych stóp procentowych pomiędzy Polską a Eurolandem i Szwajcarią jest bardzo duża (i będzie się pewnie jeszcze przynajmniej przez jakiś czas utrzymywać), mniejsza średnio o 0,8 pkt proc. Marża, stosowana przy kredytach złotowych, nie jest w stanie tego zrekompensować.
Po drugie, pozycja naszej waluty w historycznym ujęciu dobra więc na zdrowy rozsądek, dużo gorsza być już raczej nie może. Innym problemem jest natomiast to, że w obecnej chwili banki w Polsce ogólnie niechętnie udzielają kredytów walutowych. Na początku lipca kredytu we frankach skłonnych było udzielić mniej niż jedna trzecia banków w Polsce, choć rok temu dawały je prawie wszystkie. W przypadku kredytów w euro na dziś można liczyć na jakieś 40 proc. instytucji.
Cóż, mamy kryzys. Co ciekawe, jeżeli wziąć by do ręki tylko i wyłącznie dane dotyczące średniego oprocentowania kredytów w złotym i szwajcarskim franku z lipca 2008 r. i lipca 2009 r., można by jednak śmiało powiedzieć: kryzys, jaki kryzys? – przecież na papierze niewiele się zmieniło.
I rzeczywiście, na pierwszy rzut oka jest to prawdą. Na przestrzeni ostatniego roku średnie oprocentowanie kredytu w złotym i franku w obu przypadkach tylko nieznacznie spadło i wynosiło ok. 7,13 proc. i 3,99 proc. Dokładnie rok wcześniej było to odpowiednio około 7,66 proc. i 4,20 proc.
Patrząc jednak uważniej, wyraźnie już widać, że w drastycznym stopniu zmianie uległa struktura tego oprocentowania. Na fali kryzysu marże bankowe w naszym kraju poszły silnie do góry, a trzymiesięczne rynkowe stopy procentowe w Szwajcarii, Eurolandzie i Polsce spadły – w dwóch pierwszych przypadkach drastycznie, bo aż o 86 proc. i 79 proc.
O ile jeszcze w lipcu 2008 roku przy kredycie złotowym kontrybucja stopy procentowej do całości oprocentowania wynosiła 6,66 proc., a wkład marży wynosił ok. 1 proc., tak już rok później było to odpowiednio 4,33 proc. i 2,80 proc.
Marek Nienałtowski