Teraz, kiedy wzmacniało się euro, złoty zyskiwał do obu walut, a jak tylko euro traciło, to złoty niewiele oddawał. Wniosek jest oczywisty – nadal rynek jest nastawiony prozłotowo. W piątek naszej walucie pomógł dodatkowo raport Lehman Brothers, zalecający kupno polskich obligacji pięcioletnich. Po danych z USA, kiedy dolar zaczął tracić, nasza waluta wzmocniła się, ale do końca dnia było jeszcze daleko. W poniedziałek aukcja bonów pokaże, jaki jest popyt i to może mieć wpływ na rynek walutowy.
Na warszawskiej giełdzie przed danymi z USA sytuacja nie uległa zmianie. Nadal słabe były spółki surowcowe, a większość innych akcji pod wodzą banków lekko drożała. Do czasu opublikowania amerykańskich danych indeksy spadały, ale potem, pod wpływem rosnących indeksów w Eurolandzie zaczęły zwyżkować. Jeśli w USA giełdy nie zrobią bykom psikusa to w poniedziałek zapowiada się dobra sesja.
O godz. 15.50 jeden dolar wyceniany był na 3,0925 złotego, a jedno euro na 4,08 złotego (odchyl. –15,05 proc.).
Krótkoterminowa prognoza
WIG20 ma opór w oknie bessy na poziomie 1,955 pkt, a wsparcie na 1,861 pkt. Na rynku walutowym wsparcie na EUR/PLN jest na 4,04. Sygnałem do sprzedaży złotego byłoby przełamanie w górę 4,17 za euro. Dolar ma wsparcie na 3,06. Oporem jest 3,18.
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
Raport z amerykańskiego rynku pracy
W piątek najważniejszym wydarzeniem był miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Zazwyczaj rynki akcji przygotowują się do niego przez cały tydzień, w związku z czym, mimo że jest uważany za najbardziej istotny ze wszystkich danych, nie ma wielkiego wpływu na ruch indeksów. Na rynku walutowym wywołuje jednak gwałtowne wahania, które nie zawsze kończą się dużymi zmianami kursów. Tym razem dolar od rana tracił. Kurs EUR/USD wzrósł z 1,3160 do 1,3240. Widać było, że gracze na rynku walutowym oczekiwali słabych danych makro, co po danych cząstkowych (subindeksy zatrudnienia w PMI Chicago i ISM oraz raport Challengera o zwolnieniach) nie mogło dziwić, choć stało w jaskrawej sprzeczności z prognozami analityków.
Okazało się, że dane były po prostu średnie. Ilość nowych miejsc pracy wzrosła o 157 tys. (oczekiwano 175 tys., a po cichu mówiono o ilości większej od 200 tys.). Jednak dane z zeszłego miesiąca zweryfikowano w górę (z 112 tys. na 137 tys.). Przyrost ilości miejsc pracy jak na grudzień, w którym zatrudnienie powinno wyraźnie się zwiększyć, był dalece niesatysfakcjonujący, ale nie były to również złe dane. Jeśli chodzi o giełdy to sytuacja wydawała się być oczywista. Już w czwartek krótkoterminowe oscylatory techniczne były tak wyprzedane, że kazały myśleć o wzroście indeksów. Taka też była pierwsza reakcja giełd. Inwestorzy na rynku walutowym nie bardzo wiedzieli, co robić. Pierwszą reakcją było osłabienie dolara (tam też należała się już korekta), ale do końca sesji dużo mogło się zmienić.
O godz. 15.50 jedno euro kosztowało 1,3198 dolara, a jeden dolar wyceniany był na 104,06 jena.
Krótkoterminowa prognoza
Wątpliwe, żeby amerykańskie dane o listopadowych zapasy w hurtowniach wpłynęły na decyzje inwestorów. Istotne będą, rozpoczynające sezon wyników, raporty kwartalne kilku amerykańskich spółek (ALCOA, Genentech i Nortel), ale zostaną one opublikowane po sesji, więc w jej czasie nie będą miały znaczenia. Sytuacja zarówno na rynku akcji, jak i na rynku walutowym będzie zależała od tego, jak zakończy się handel w piątek.
EUR/USD nadal ma opór na 1,337, a wsparcie na 1,315. Przełamanie któregoś z tych poziomów pokaże dalszy kierunek.
Raport przygotowali:
Piotr Kuczyński
Marek Węgrzanowski
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA