Wydawało się, że po takich raportach indeksy spadną lub przynajmniej sesja otworzy się neutralnie, ale okazało się, że już przed wystąpieniem Bena Bernanke na giełdach zapanował podejrzany optymizm. Widać było, że rynek spodziewa się pozytywnych informacji lub, że byki będą starały się wyrwać z treści przemówienia szefa Fed to, co będzie im odpowiadało. Tak się też stało. Wystąpienie szefa Fed zostało odebrane jako „gołębie” – wręcz zapowiadające brak podwyżki stóp podczas sierpniowego posiedzenia FOMC. Analizowałem to wystąpienie oraz odpowiedzi na pytania i tym razem muszę się zgodzić – treść była „gołębia”. Ben Bernanke stwierdził, że co prawda inflacja rośnie, ale zwalniająca gospodarka i mniejsza siła nabywcza Amerykanów wywoła stopniowy spadek presji inflacyjnej w następnych kwartałach. Powiedział też, że nie będzie komentował czerwcowej, dużej inflacji, bo jego zadaniem jest przewidywanie, jakie będą dane za kilka miesięcy. Stwierdził też, że zdaje sobie sprawę, iż Fed stoi przed wyborem: zbyt wysokie podniesienie stóp, co zniszczy gospodarkę albo zbyt niskie, co uwolni inflację, ale musi brać pod uwagę „przyszłe skutki już podjętych decyzji”. Inaczej mówiąc, że Fed musi poczekać, żeby zobaczyć jak działa kolejne 17 podwyżek stóp. Powiedział też, że mierniki długoterminowych oczekiwań inflacyjnych powoli spadają. Oczywiście można zadawać sobie pytanie, czy Ben Bernanke nie chciał uspokoić stojących nad krawędzią rynków akcji. Może też nie chciał zaszkodzić Republikanom przed jesiennymi wyborami, ale takie rozważania nie mają większego sensu. Jego wypowiedzi zostały potraktowane bardzo poważnie i tylko bardzo złe dane w następnych miesiącach lub kolejne wzrosty cen ropy mogą zmieć nastroje na rynkach.
Po tym wystąpieniu reakcja rynków była łatwa do przewidzenia. Kurs EUR/USD wzrósł, rentowność obligacji spadła, a surowce zdrożały. Drożała nawet wcześniej mocno taniejąca miedź oraz ropa (jednak mniej niż rano), mimo że raport o stanie zapasów paliw w USA pokazał spory wzrost zapasów paliw. Rynki akcji oczywiście prawie oszalały ze szczęścia. Zlekceważono wtorkowy raport kwartalny Yahoo (kurs tej spółki jednak gwałtownie spadał), a skoncentrowano się na dobrych wynikach IBM, JP Morgan Chase i Bank of America. Zresztą, gdyby nawet wyniki były neutralne to i tak indeksy wystrzeliłyby do góry, bo przecież przymiarka do wzrostu rozpoczęła się już we wtorek, a indeksy stały nad ważnymi wsparciami. Byki przejęły kierownicę i teraz trudno będzie ją odebrać skoro rynek nie będzie się bał posiedzenia FOMC.
Po sesji wyniki opublikowało wiele spółek. Były bardzo zróżnicowane. Apple Computer i Ebay ucieszyły graczy i ceny akcji skoczyły po sesji odpowiednio o 8 i 6 procent. Intel rozczarował prognozą, ale kurs spadł nieznacznie (0,6 proc.). Motorola nie dość, że opublikowała zysk wyższy od prognoz to jeszcze podniosła prognozy na następny kwartał (po sesji +8 proc.). Qualcomm bardzo rozczarował prognozami (- 5 procent.). Jak widać przewagę mają byki, a informacje dotyczą przede wszystkim rynku NASDAQ. Nic dziwnego, że rano rosły kontrakty na indeks NASDAQ, a na S&P 500 i DJIA prawie się od wczoraj nie zmieniały. Byki rano mają znowu przewagę.
Dzisiaj kolejny raz wypowiada się Ben Bernanke, szef Fed, ale jego wystąpienie przed izbą niższą Kongresu USA jest powtórzeniem tego, co powiedział w środę. Teoretycznie może paść coś istotnego w odpowiedzi na pytanie zadane przez członka komisji, ale nie wydaje się prawdopodobne, żeby było to krańcowo różne od tego, co mówił w środę. Dzisiejsza publikacja protokołu z czerwcowego posiedzenia FOMC była jeszcze do środy bardzo ważna, bo właśnie 29 czerwca rynki entuzjastycznie przyjęły komunikat po posiedzeniu, na którym stopy wzrosły do 5,25 proc. Uznano wtedy, że komunikat jest „gołębi” i zapowiada zatrzymanie cyklu podwyżek stóp. Jednak według mnie trzeba było dużo dobrej woli, żeby dopatrzeć się tam takiej zapowiedzi. Protokół może wyjaśnić, czy rynek miał rzeczywiście rację, ale po wczorajszych wypowiedziach szefa Fed waga tego dokumentu znacznie spada. Gdyby nawet okazało się, że rynek wtedy źle zareagował to komentatorzy powiedzą, że przecież opinia Bena Bernanke po 3 tygodniach się zmieniła. Dlatego też protokół może tylko nieznacznie zaszkodzić albo bardzo pomóc rynkowi akcji.
Wcześniej, przed 20.00, gracze będą analizowali pozostałe dane makroekonomiczne. Reakcja na tygodniowe zmiany na rynku pracy w USA będą zapewne mniejsze niż zwykle z powodu wypowiedzi szefa Fed, ale im gorsze będą dane tym gorzej dla dolara i tym lepiej dla akcji. Kolejnym opublikowanym raportami będą indeks wskaźników wyprzedających (LEI) i indeks Fed z Filadelfii. Ten pierwszy zazwyczaj nie wywołuje większych zmian na rynkach, ale czasem służy jako doskonały pretekst do potwierdzenie kierunku, w którym rynki już wcześniej chciały pójść. Prognozowany jest wzrost LEI i gdyby rzeczywiście nastąpił to pomogłoby dolarowi, ale niekoniecznie rynkom akcji, na które będą wpływały przede wszystkim raporty kwartalne spółek. Indeks Fed z Filadelfii powinien, zgodnie z prognozami, spaść, co potwierdziłoby to, co w poniedziałek sygnalizował podobny indeks z okolic Nowego Jorku – dynamika wzrostu gospodarczego słabnie. Dużo będzie zależało od skali osłabienia i subindeksu cenowego. Jeśli dynamika spadnie nieznacznie, a subindeks cenowy spadnie to akcje mogą nawet na tym zyskać.
WIG20 musi gonić inne rynki
W środę od rana waluty naszego regionu Europy zyskiwały na wartości. Nie widać było powodów dla takiego wzmocnienia oprócz lekkiego odreagowania na rynku EUR/USD. Nic więc dziwnego, że szybko wróciliśmy do wtorkowego zamknięcia i rynek wszedł w stan wyczekiwania. Expose premiera nie miała najmniejszego wpływu na zachowanie rynków. Było ciekawe, a więcej na ten temat napiszę w „Subiektywnej ocenie sytuacji”, czyli komentarzu tygodniowym. Nie było też większych zmian po publikacji danych makroekonomicznych. Okazało się jednak, że w czerwcu dynamika produkcji przemysłowej wzrosła o 12,4 proc., a jej ceny o 2,8 proc. Obydwie liczby były nieco większe od prognoz, ale nie na tyle, żeby zmusić graczy do wysiłku.
Dopiero dane o inflacji w USA, na skutek których spadł kurs EUR/USD, wymusiły lekkie osłabienie złotego, ale wystąpienie Bena Bernanke gwałtownie odwróciło kierunek kursów. Złoty wzmacniał się do końca dnia potwierdzając sygnalizowaną ostatnio siłę. Nie ulega wątpliwości, że skala wzmocnienia była zwiększona również dobrymi danymi makroekonomicznymi. Sygnały kupna naszej waluty są ewidentne, ale nie zdziwię się, jeśli dzisiaj nastąpi realizacja zysków.
Rynek akcji we środę kontynuował wtorkowe zwyżki. Nikt nie zawracał sobie głowy analizowaniem sytuacji na rynku surowców, gdzie co prawda ropa drożała, ale miedź nadal taniała. Co prawda spółki surowcowe lekko taniały, ale zwyżka banków z nadwyżką to nadrabiała. Jednak już przed południem zwyżka się załamała i WIG20 przeszedł na minusy, a potem znowu wrócił nad kreskę. W sytuacji, kiedy obrót jest mały takie dziwne zwroty nie są niczym niezwykłym. Podobnie jak na rynku walutowym expose premiera nie dało rynkowi żadnego impulsu i dopiero po danych o inflacji z USA indeksy zaczęły się osuwać. Był to jednak ruch krótkotrwały, a dobre otwarcie sesji w USA pozwoliło na pozytywne zamknięcie sesji.
Dzisiaj WGPW nie ma właściwie wyjścia. Indeksy na całym świecie mocno wczoraj wzrosły (na przykład brazylijska Bovespa, czy argentyński Merval o 4 i więcej procent), surowce zdrożały, rząd, jak oczekiwano, otrzymał wotum zaufania (to akurat ma najmniejsze znaczenie), więc indeksy po prostu muszą zacząć sesję bardzo mocno. Co prawda nasz rynek bardzo nie lubi zachowywać się tak jak tego oczekuje większość, ale dzisiaj chyba nie ma wyjścia i musi wyraźnie wzrosnąć.