Trzeba wyraźnie powiedzieć, że odporność złotego na zagraniczne zawirowania jest bardzo duża. Wydaje się, że czeka on tylko na uspokojenie sytuacji, żeby zacząć się wzmacniać. Dzisiaj też w centrum uwagi będzie rynek jena. Jeśli będzie tracił to złoty się może wzmocnić. Gdyby się do dolara wzmacniał to nasza waluta może tracić. Nie ma to nic wspólnego ze związkami złotego z innymi parami walut, które dotąd obserwowaliśmy, ale taka jest obecna rynkowa moda.
GPW w piątek rozpoczęła sesję wzrostem, ale potem, kiedy indeksy w Eurolandzie zmieniły kierunek na spadkowy, zrobiło się bardzo nerwowo. Zachowanie rynku sygnalizowało jednak nadal, że nastroje są nadal prowzrostowe, bo WIG20 nie bardzo chciał spadać. Obrót był niewielki. Widać było, że fundusze stoją z boku i czekają na rozwój sytuacji. W takich chwilach, kiedy rynek jest wyprzedanym, a podaży brakuje bardzo łatwo jest podnieść indeksy, więc obóz byków to oczywiście wykorzystał. Poza tym fundusze nie chciały, żeby w czasie weekendu w głowach inwestorów rodziły się głupie myśli (o wyprzedaży). Wzrost indeksów nie ma to jednak wielkiego znaczenia prognostycznego. Dlatego też nie przejmowałbym się nim zanadto.
Niepokoi mnie coś, co w czasie weekendu media nazwały odpornością polskich inwestorów, Okazało się, że w czasie przeceny do niektórych funduszy popłynęła rzeka nowych wpłat. Szczególnie dotyczy to funduszy małych i średnich przedsiębiorstw. Polacy chcą, korzystając z przeceny, kupić „tanie” akcje. Przypominam sobie, jak w latach 1993/94 wielu z nas, graczy giełdowych, jeździło po punktach obsługi klienta i patrzyło, co stojący w kolejce ludzie trzymają. Jeśli były to w olbrzymiej większości zlecenia sprzedaży to składaliśmy zlecenia kupna, jeśli kolejkowicze trzymali zlecenia kupna (zlecenia kupna i sprzedaży różniły się kolorem) to składaliśmy zlecenia sprzedaży. To się zawsze sprawdzało. Mali inwestorzy rzadko kiedy mają rację . Dla mnie ten napływ kapitału jest (na dłuższą metę) sygnałem ostrzegawczym.
Dzisiejsza sesja jest pewną (nie jej początek) zagadką. Gdyby jednak indeksy w Eurolandzie rzeczywiście, tak jak to się rano zanosiło, zaczęły (pod wpływem wzmacniającego się jena) mocno spadać to bardzo wątpię, żeby nasze fundusze to wytrzymały i zachowały swój piątkowy, olimpijski, spokój. Wtedy czeka nas przecena przynajmniej na początku sesji, a potem wszyscy będziemy się wpatrywali w to, co dzieje się na światowych giełdach i na rynku walutowym. Trzeba pamiętać o tym, że skoro czekano na odbicie w USA w piątek to tym bardziej dzisiaj gracze mogą mieć takie nadzieje, ale musi się pojawić coś (słabnący jen?), co da przesłankę do zrealizowania pozytywnego scenariusza. Jeśli, w drugiej połowie dnia rynki europejskie się uspokoją, a jen osłabnie to wszyscy przypomną sobie zaklęcia Bena Bernanke & Co., co może przedłużyć piątkowe odbicie.
Ben Bernanke & Co. próbują uratować rynki przed przeceną
W piątek indeksy w Eurolandzie rozpoczęły dzień od wzrostu, ale w zasadzie od otwarcia nastroje się pogarszały, a indeksy spadały. Widać było dużą nerwowość graczy. Spadł tez kurs EUR/USD (nadal reakcja na dobre dane z USA), ale to akurat było dla europejskiego rynku akcji pozytywem. Potem jednak było coraz gorzej i w końcu indeksy znowu wyraźnie spadły.
Po czwartkowej sesji wielu graczy oczekiwało, że indeksy w USA odbiją, ale okazało się, że wyrysowany na wykresach młot to za mało, żeby wyhamować podaż. W zasadzie rynek nie dostał żadnych bardzo negatywnych impulsów, a jednak nastroje były bardzo złe. Zresztą złe były nie tylko na rynku akcji, bo surowce też mocno taniały i to mimo osłabienia dolara. W tej sytuacji winy za spadki szukano oczywiście we wzmacniającym się jenie, który wymuszał zamykanie pozycji związanych z procesem carry trade. Fundusze, szczególnie hedżingowe likwidowały swoje pozycje na rynkach akcji i surowcowych po to, żeby zwrócić zaciągnięte w jenach kredyty lub otwierały krótkie pozycje zabezpieczając swoje portfele. Jednak w dużym stopniu wzmacniający się jen był tylko doskonałym pretekstem do kontynuacji wyprzedaży. Po prostu rynek już do niej dojrzał.
Nie pomagało rynkowi to, że opublikowanie przez Uniwersytet Michigan jego indeksu nastroju spadł. Nie było to jednak również dla graczy bardzo istotne. Indeksowi DJIA pomagała publikacja raportu kwartalnego AIG (największego na świecie ubezpieczyciela) – był dobrze oceniony przez inwestorów. Kurs Della nie spadał mimo fatalnego raportu i ostrzeżenia. Oprócz mocnego jena były jednak i inne preteksty, które umożliwiały niedźwiedziom prowadzenie rynku na południe. Na przykład Warren Buffet powiedział, że gospodarka USA nie może oczekiwać „miękkiego lądowania”, bo Amerykanie nadmiernie się zadłużają, a deficyt handlowy rośnie. Skontrował to twierdzenie William Poole, szef Fed w St. Louis, twierdząc, że gospodarka nie wejdzie w recesję i, że na tym etapie nie widzi nic niepokojącego w procesie „carry trade”. Jednak zmiana nastroju rynku była tak diametralna, że dobre informacje były lekceważone.
Poza tym nadal niepokoiły wszystkich kłopoty pożyczkodawców. W piątek jedna z takich firm, New Century Financial, oświadczyła, że opóźni publikację swojego rocznego raportu przeznaczonego dla amerykańskiego SEC. To oczywiście wzbudziło podejrzenia, że w tym raporcie znajdą się same złe informacje. Gracze z pewnością nie byli też zachwyceni ujawnieniem największą od 25 lat afery związanej z insider-trading. Handlowali poufnymi informacjami pracownicy największych banków inwestycyjnych. Nie ma nic gorszego jak podważenie zaufania do rynków.
Indeks od początku sesji spadały, ale mimo tego, że na 1,5 godziny przed końcem sesji spadki były całkiem