O handlu na rynkach USA nie da się nic sensownego powiedzieć. Przed otwarciem sesji prywatna firma ADP opublikowała raport o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym z którego wynikało, że w kwietniu przybyło 97 tysięcy miejsc pracy. Oczekiwano, że zatrudnienie zwiększy się o 115 tysięcy, więc dane były trochę gorsze od prognoz. Raport ADP nie zawsze potwierdza się w oficjalnych danych, więc jego wpływ na rynki był znikomy. Dolar nadal lekko zyskiwał, a rynki akcji nie zareagowały.
Sesja na rynku akcji rozpoczęła się spadkiem indeksów, bo sprzedawali inwestorzy przestraszeni przeceną w Chinach, ale od początku widać było, że nie było ich wielu. Indeksy od otwarcia prawie bez przerwy powoli pełzły do góry i na trzy godziny sesji były już na niewielkich plusach. Amerykanie doszli do (słusznego) wniosku, że nawet krach szalejącego rynku chińskiego nie wpłynie w dłuższym okresie negatywnie na zachowanie innych giełd światowych.
Czekano na publikację protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC, ale z początku w niczym nie zmieniła ona obrazu rynku. Ceny akcji przez chwilę nieznacznie się osunęły, bo Fed stwierdzał w tym komunikacie, że recesja na rynku nieruchomości potrwa dłużej niż oczekiwano, a inflacja jest nadal największym zagrożeniem dla gospodarki. Nie wspomniano tez nic o możliwym cięciu stóp. Tyle tylko, że członkowie Fed nadal oczekują końca spowolnienia rynku nieruchomości już w tym roku i w dalszym ciągle spodziewają się, że gospodarka będzie się rozwijała w umiarkowanym tempie. Stwierdzili wręcz, że zagrożenia dla wzrostu gospodarczego nieco spadły. Reasumując – nic nowego, stara śpiewka z lekko optymistycznym akcentem, która nie mogła na dłużej pogorszyć nastrojów.
Nic dziwnego, że rynki (oprócz rynku akcji) nie zareagowały. Kurs EUR/USD lekko się osunął kontynuując trend spadkowy (korektę), a to doprowadziło do pół procentowego spadku ceny miedzi i złota. Tylko cena ropy kosmetycznie wzrosła korygując wtorkową przecenę. Akcjom pomagał proces „window dressing”, którym fundusze często kończą miesiąc, więc nic dziwnego, że obóz byków zaatakował na 1,5 godziny przed końcem sesji i bez większych problemów doprowadził do bardzo pozytywnego zakończenia sesji z nowym rekordem wszech czasów indeksu S&P 500 i DJIA.
Sesja pokazała, że nastroje są nadal bardzo optymistyczne, wręcz euforyczne. Ustanowienie nowego rekordu na indeksie S&P 500 (rekordu, którego mimo dobrych informacji nie udawało się w zeszłym tygodniu ustanowić) tylko dlatego, że Fed coś bąknął o nieco mniejszych zagrożeniach dla gospodarki obudowując to stwierdzenie licznymi zagrożeniami sygnalizuje, że rynek jest w euforycznej fazie wzrostu. Trudno będzie te nastroje dzisiaj zmienić. Warto też zauważyć, że świat całkowicie zlekceważył kolejne spadki indeksów w Chinach – pozostałe azjatyckie indeksy mocno wzrosły. W ten sposób sprawa Chin schodzi z porządku dnia. Być może już na zawsze.
Czwartek jest pierwszym dniem w tym tygodniu, kiedy to na rynki finansowe spłynie cała lawina raportów makroekonomicznych. Przedpołudniowe dane europejskie będą miały jednak ograniczony wpływ na zachowanie graczy, bo po południu zostaną opublikowane bardziej interesujące raporty amerykańskie. Publikacja niemieckiej stopy bezrobocia oraz licznych indeksów nastroju strefy euro poruszyć może jedynie rynek walutowy. Oczywiście im niższa będzie stopa bezrobocia i im lepsze nastroje tym lepiej dla euro. Zapowiadane są niewielkie zmiany, a ponieważ europejscy ekonomiści rzadko się mylą to można założyć, że do niespodzianki nie dojdzie.
Godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA zostanie opublikowany raport o amerykańskim PKB i skojarzonych z nim miar inflacji. Będzie to druga weryfikacja tych danych, ale jeszcze nie wersja ostateczna. Jeśli chodzi o PKB to oczekiwania są pesymistyczne. Ekonomiści spodziewają się, że w pierwszym kwartale PKB wzrósł nie o 1,3 procenta jak wcześniej szacowano, a tylko o 0,7 procenta. Ponieważ prognozy są tak słabe to jest miejsce dla pozytywnej niespodzianki. Gracze są już przygotowani na bardzo złe informacje, więc słabe dane nie powinny mieć wielkiego wpływu na zachowanie rynków. Dla dolara korzystne byłoby, gdyby zarówno PKB jak i miary inflacji (deflator, indeks kosztów zatrudnienia, a przede wszystkim bazowy PCE, czyli wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności) wzrosły mocniej niż to się prognozuje. Akcjom bardzo by zaszkodziło, gdyby z presją inflacyjną skojarzony był bardzo słaby wzrost gospodarczy.
To jednak nie wszystkie raporty. O tej samej godzinie dowiemy się, jak zmieniła się w ostatnim tygodniu ilość bezrobotnych w USA, ale tym razem nie należy oczekiwać, że ten raport coś na rynkach zmieni. Utonie w powodzi innych danych. Już pół godziny po otwarciu sesji opublikowany zostanie indeks Chicago PMI, raport o wydatkach na konstrukcje budowlane oraz raport Office of Federal Housing Enterprise Oversight (OFHEO). Oczekuje się, że gospodarka w regionie Chicago rozwijała się w maju szybciej niż w kwietniu i jeśli tak rzeczywiście było to pomoże dolarowi, ale niekoniecznie akcjom. Dane z rynku nieruchomości mogą chyba tylko zaskoczyć pozytywnie, bo oczekiwania są dosyć pesymistyczne. Jeśli wydatki na konstrukcje budowlane spadną, a wraz z nimi ceny domów to dolar może tracić. Reakcja giełd będzie zapewne neutralna. Gdyby jednak dane były lepsze od prognoz to mogą pomóc posiadaczom akcji. Mogą, a nie muszą, bo nie wiemy jak będą reagowali na wzrost rentowności obligacji.
Ostatnie będą opublikowane dane o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA, ale to będzie już tylko kwiatek do kożucha. Kierunek kursów walut, a co za tym zazwyczaj idzie również cen surowców, zostanie już wcześniej ustalony. Problem w tym, że zupełnie nie da się przewidzieć, jak się te wszystkie informacje ułożą. Można jednak prognozować, że jeśli rentowność obligacji po publikacji całego zestawu mocno wzrośnie to dolar zyska, a akcje stracą. Trzeba jednak pamiętać o tym, że to jest ostatni dzień miesiąca, więc proces „window dressing” będzie pomagał posiadaczom akcji.
KGHM uratowała giełdę przed dużym spadkiem
W środę złoty od rana nadal tracił, ale bardzo szybko, z powodów czysto technicznych, pojawiła się chęć do realizacji zysków i kursy walut powróciły do poziomu wtorkowego zamknięcia. Przed południem osuwający się kurs EUR/USD wymusił osłabienie naszej waluty zarówno do dolara jak i do euro, ale końcówka dnia odwróciła trend, co było znowu jedynie reakcją techniczną (realizacja zysków pod oporem technicznym).
Niczego w obrazie rynku nie zmieniła decyzja Rady Polityki Pieniężnej, która tak jak tego oczekiwano pozostawiła stopy procentowe na dotychczasowym poziomie. W komentarzu i podczas konferencji prasowej członkowie Rady wykazali co prawda zaniepokojenie tym, że rośnie presja na płace a to może podnieść inflację, ale Sławomir Skrzypek, prezes NBP, powiedział też, że udział kosztów płacowych w kosztach ogółem przedsiębiorstw maleje, bo rośnie wydajność i inwestycje, a to będzie ograniczało wzrost inflacji. Można więc powiedzieć, że Rada pokazała nieoczekiwanie „gołębie” oblicze. Widać, że RPP nie będzie się śpieszyła z decyzją o kolejnym podniesieniu stóp. Dzisiaj dowiemy się o ile wzrósł w 1. kwartale 2007 w Polsce PKB, ale te dane nie będą miały żadnego znaczenia, bo gracze są przygotowani na wzrost nieco większy niż 7 procent i taki zapewne będzie.
Zachowanie graczy na GPW też, podobnie jak na innych giełdach europejskich, nie mogło nikogo zdziwić. Indeksy od rana spadały po około jeden procent (najsłabszy był WIG20) i, mimo że przed południem zaczęły się osuwać, nie widać było większego niepokoju. Gracze giełdowi doskonale pamiętają, co stało się po chińskim mini-krachu z końca lutego – chińskie indeksy wzrosły od tego czasu o ponad 50 procent. Poza tym chińskie giełdy nie są tak znowu istotne dla rynków światowych, bo zagraniczny kapitał z dużych banków inwestycyjnych zapewne już się dawno z Chin ewakuował.
Od 14.00 ceny akcji powoli pięły się do góry, ale naprawdę wzrosły wtedy, kiedy WZA KGHM zaakceptowało propozycję Skarbu Państwa chcącego przeznaczenia stu procent zysku za 2006 rok na dywidendę. Spółka będzie wydrenowana z pieniędzy, ale inwestorzy oczywiście się ucieszyli, a kurs wzrósł o 4 procent. Dzięki tej zwyżce KGHM spadek indeksów został znacznie zredukowany. Można powiedzieć, że rynek zachował się całkiem nieźle, chociaż nie tak dobrze jak inne rynki europejskie, które kończyły sesję wtedy, kiedy w USA spadek został zredukowany praktycznie do zera.
Po wczorajszej sesji w USA GPW jest zmuszona rozpocząć sesję zwyżką indeksów. Pamiętać jednak trzeba, że lawina amerykańskich danych makro może wiele zmienić. Dlatego też praktycznie do końca sesji nie będziemy wiedzieli, jaka będzie końcówka. Rynki światowe są jednak w tak doskonałych nastrojach, że dane o 14.30 musiałyby być niezwykle niekorzystne dla akcji, żeby indeksy w Warszawie nie wzrosły.