W USA piątek był dnem przed długim weekendem, w którym na dodatek rynek obligacji zamknął się wcześniej niż zwykle. Zazwyczaj taki układ wymusza sesję z małym wolumenem i niewielką aktywnością graczy. I rzeczywiście wolumen był znikomy, ale wzrosty indeksów solidne. Czekano na raport z rynku pracy, ale znowu, tak jak w czwartek, okazało się, że nie odbiegały one zbytnio od prognoz ekonomistów. Ilość miejsc pracy wzrosła o 128 tys., a oczekiwano 125 tys. Nie jest to dużo, bo dopiero ilość większa od 200 tys. jest traktowana jako zdrowa dla rynku. Okazało się też, że średnia płaca za godzinę wzrosła jedynie o 0,1 proc. (oczekiwano 0,3 proc.). Były to dane korzystne dla akcji, bo nie zwiększały presji inflacyjnej. Dla dolara były neutralne lub nawet niekorzystne.
Następne raporty też pomagały tym posiadaczom akcji, którzy wierzą, że im gorsze są dane tym lepiej dla nich, bo stopy procentowe nie wzrosną. Gracze ciągle nie rezygnują z tego, z gruntu fałszywego, przekonania zgodnie z którym nie ma sensu przejmować się wzrostem gospodarczym. Kolejne raporty potwierdziły tezę mówiącą o słabnącej gospodarce. Co prawda ostateczny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan był nieco wyższy od wstępnego, opublikowanego w połowie miesiąca, ale to gracze mieli już wliczone w ceny akcji, bo przecież pamiętali, że indeks Conference Board też spadł, co na rynek nie wpłynęło. Spadł też nieoczekiwanie sierpniowy indeks ISM dla sektora produkcyjnego, ale spadł razem z subindeksem cenowym, a to się graczom spodobało. Okazało się też, że spadły lipcowe wydatki na konstrukcje budowlane (oczekiwano, że się nie zmienią), a to sygnalizuje, ze rynek budowy domów chłodzi się zdecydowanie szybciej niż oczekiwano. W sumie wszystkie dane były słabe, co w tej odwrotnej logice oznaczało, że były dobre dla akcji. Z podziwem patrzę na to, co robią amerykańscy inwestorzy.
Reakcja rynku walutowego była logiczna – dolar osłabł, mimo że tuż po publikacji raportu z rynku pracy zaczął się wzmacniać (widać szykowano się na dużo gorsze dane). Cena miedzi i złota zmieniła się jedynie kosmetycznie, ale mocno spadła cena ropy, co nie ma żadnego związku z zachowaniem rynku walutowego. Mówiło się znowu coś o huraganach, ale według mnie po prostu nastroje są na tym rynku podażowe, a zwalniająca gospodarka amerykanka te nastroje jeszcze wzmacnia. Ceny akcji rosły, zgodnie z obowiązującą ciągle „odwrotną” logiką, ale w końcówce sesji, kiedy już nie pracował rynek obligacji aktywność graczy znacznie spadła, a to nie sprzyjało już dalszym zwyżkom. Sesja jednak zakończyła się wyraźnym wzrostem, ale mały wolumen znacznie wartość tego wzrostu podważa.
Poniedziałek może być dniem bardzo spokojnego handlu, bo w USA rynki w Dzień Pracy są zamknięte, a to zawsze zmniejsza aktywność graczy na całym świecie. W Eurolandzie zostanie opublikowany raport o inflacji w cantach przemysłu, ale to może mieć jedynie szczątkowy wpływ na rynek akcji. Bardzo dobre zachowanie piątkowej sesji w USA powinno skutkować dzisiaj wzrostem indeksów.
W piątek testowano nowy system handlu akcjami
W piątek złoty, lekko tracąc, od rana podążał za kursem EUR/USD. Jednak przed południem obraz rynku gwałtownie się zmienił i złoty zaczął mocno tracić. Nie można było znaleźć nowego (oprócz wyborów i budżetu) powodu dla takiego zachowania naszej waluty. Tracił też węgierski forint, ale widać było wyraźnie, że naśladował jedynie ruchy złotego. Jedynym, sensownym wytłumaczeniem były sygnały z analizy technicznej. Kurs EUR/PLN pokonał broniący się od końca lipca poziom 3,95 PLN, a to wygenerowało sygnał kupna euro umocniony przez reakcję kursu EUR/USD na dane z USA. Poniedziałek także dla polskiego rynku powinien być dniem leniwego handlu. Nie jest jednak wykluczone, że na płytkim rynku złoty spróbuje odrobić trochę zeszłotygodniowych strat.
Rynek akcji nieśmiało rósł po czwartkowej przecenie, a liderami były spółki surowcowe. Jednak zmiana kroku notowań bardzo ograniczała aktywność graczy. Widać było, że badają oni zachowanie rynku i nie w pełni się jeszcze do nowych warunków przyzwyczaili. Obrót był mały, a taki obrót nie zachęca do kupna akcji. Nic dziwnego, że jeszcze przed publikacją danych z rynku pracy w USA indeks zeszły w strefę minusów. Korzystne dla akcji dane z USA podniosły indeksy w Eurolandzie i dzięki temu udało się zamknąć sesję na niewielkim plusie. Ciekawe w tej sesji było zachowanie spółek spoza pierwszej ligi. Wzrosty w tym sektorze były miejscami całkiem pokaźne, a nastroje bardzo dobre. Indeks cenowy wzrósł o 1,3 proc., co dla tego, niezależącego od wielkości spółek, indeksu jest bardzo dobrym rezultatem. Taki trend może być utrzymany i na poniedziałkowej sesji.
Generalnie piątkowa sesja nie ma żadnego znaczenia prognostycznego, ale pokazała, że rynek naszych blue chipów jest słaby, bo główne indeksy nie chciały rosnąć, mimo zwyżek w Eurolandzie. Nasza giełda jednak bardzo lubi zaskakiwać, a dzisiaj wszyscy spodziewają się, że zapanuje marazm z powodu zamkniętych rynków w USA. Tylko to każe z dużą podejrzliwością czekać na dzisiejszą sesję, bo logika podpowiada, że będziemy się jednak nudzili. Sytuacja techniczna jest nadal korzystna dla posiadaczy akcji, ale duże spadki ceny ropy mogą szkodzić dzisiaj naszemu sektorowi surowcowemu. Jednak, jeśli indeksy w Eurolandzie rzeczywiście dzisiaj będą nadal rosły naśladując piątkowe zachowanie rynków amerykańskich, to indeksy i u nas wzrosną.