W USA inwestorzy też, podobnie jak w Europie, nie mieli żadnych nowych impulsów, bo kalendarium było całkowicie puste. Gracze na rynkach akcji czekali na raporty kwartalne spółek, a na innych rynkach trwały lokalne korekty. Dotyczy to szczególnie ropy (spadek o jeden procent) i obligacji, gdzie rentowność też spadła. Mówiło się co prawda, że jeśli chodzi o ropę to rafinerie amerykańskie zwiększają produkcję i stąd ten spadek ceny baryłki, ale one tę produkcję zwiększały już od dawna, a jednak ropa drożała. Po prostu spokój na rynku walutowym (kurs EUR/USD praktycznie się nie zmienił) wyzwolił chęć do częściowej realizacji zysków.
Inna sytuacja była na rynku miedzi, gdzie strajki w chilijskich kopalniach nadal podnosiły ceny tego surowca. Ciekawie zachowało się złoto. Jego cena wzrosła o jeden procent, mimo że rynek walutowy był spokojny. Gracze kupują złoto uważając, że dolara czeka dalsza przecena. To kolejny sygnał zapowiadający, dalsze osłabienie dolara.
Rynkowi akcji sprzyjał spadek rentowności obligacji, ale szkodził spadek ceny ropy obniżając ceny akcji w sektorze surowcowym. Pomagały jednak bykom informacje ze spółek. Rósł kurs Alcoa przed publikacją raportu kwartalnego. Drożały akcje Intela po podniesieniu rekomendacji przez UBS. Podobnie reagował kurs Home Depot, któremu z kolei rekomendację podniósł Goldman Sachs. Drożały akcje Boeinga po premierze samolotu 787 Dreamliner. Pomogły też gazety – Barron’s podgrzał kurs FedEx widząc tę spółkę jako cel przejęcia. Poza tym Johnson & Johnson rozpoczął skup akcji (za 10 mld USD). Jedynym minusem, można powiedzieć, że zimnym prysznicem, było obniżenie prognozy wyników przez Lexmark.
Indeksy giełdowe trzymały się przez prawie całą sesję blisko piątkowego zamknięcia (DJIA zachowywał się nieco lepiej), ale ostatnia godzina znowu przyniosła anemiczny atak byków. Nic dziwnego, bo przecież na rynek docierały prawie wyłącznie dobre informacje. Można się tylko dziwić, że zwyżka nie była większa. Po sesji Alcoa opublikowała swój raport kwartalny. Był gorszy od prognoz, bo co prawda spadek kwartalnych zysków analitycy przewidzieli, ale przychody były niższe od oczekiwań. Kurs co prawda spadł o 1 proc., ale nie miało to żadnego wpływu na całość handlu posesyjnego.
Dzisiaj, jeśli spojrzy się na kalendarium to można oczekiwać nudy, bo nikogo nie poruszy publikacja danych o majowych zapasach w amerykańskich hurtowniach. Można być jednak pewnym, że rynek coś sobie znajdzie i wykorzysta to, jako pretekst. Takim pretekstem może być wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed. Ma on podobno mówić o inflacji, więc o temacie żywotnie interesujących graczy na rynkach finansowych. Wydaje się co prawda, że nie powie nic nowego (umiarkowany rozwój sprzyja ograniczeniu presji inflacyjnej), co pomoże rynkowi akcji i osłabi dolara, ale jeśli wspomni coś o rosnących kosztach pracy to efekt może być odwrotny. Tak czy inaczej dopiero po tym wystąpieniu (po 19.00) kierunek indeksów i kursów walut zostanie docelowo ustalony.
Zamieszanie polityczne na dłużej rynkom nie zaszkodzi
W poniedziałek złoty od rana umacniał się reagując na wzrost kursu EUR/USD, ale zwrot na tym rynku ten trend zahamował, a nawet doprowadził do nieznacznego osłabienia naszej waluty. Jednak burza polityczna doprowadziła wieczorem do większego wzrostu kursów walut, który powinien się dzisiaj jeszcze pogłębić – przynajmniej na początku handlu.
GPW rozpoczęła tydzień od kosmetycznego spadku indeksów – była to reakcja na sztucznie zawyżony piątkowy fixing. Informacja o możliwej fuzji PKN Orlen I Lotosu i wysoka cena ropy (mimo że rano taniała) podnosiły ceny akcji PKN i Lotosu, mimo że Ministerstwo Skarbu Państwa tę informację zdementowało. Wzrost ceny miedzi (ciągle pretekstem były strajki) i podniesienie rekomendacji przez UBS doprowadziły też do zwyżki ceny akcji KGHM. Reszta rynku nadal była bardzo spokojna, co nie zachęcało do zwiększenia popytu na szerokim rynku, a to z kolei doprowadziło do spadku WIG20. Najsłabszy był w tej fazie rynku sektor bankowy. Po godzinie od handlu aktywność graczy zamarła, a indeksy kreśliły linię poziomą i dopiero sam koniec sesji doprowadził do niewielkiego spadku indeksów. Jednak, gdyby nie rynek surowcowy to spadek byłby znacznie większy, a to niewątpliwie jest ostrzeżeniem dla posiadaczy akcji.
Dzisiaj mamy problem z nieoczekiwanym rozpadem koalicji rządowej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że już nieraz w boju sprawdziliśmy, iż polityka nie ma najmniejszego wpływu na nasze rynki finansowe. Teraz chyba jedynie super-wróżka wie, czy rzeczywiście odbędą się wrześniowe wybory. Co prawda nie przyniosłyby one rynkom gorszego od obecnego układu politycznego, ale rynki finansowe nie znoszą niepewności, więc dzisiaj możliwy jest spadek indeksów i osłabienie złotego. Czas trwania takiego osłabienia i jego skala zależeć będzie jednak wyłącznie od sytuacji na giełdach światowych. Nie radziłbym tylko z powodu polityki pozbywać się akcji i złotego.
Wczorajsze spadki ceny ropy i znaczne wykupienie sektora surowcowego powinno dzisiaj dodatkowo sprzyjać korekcie (wczorajsza sesja w USA nie będzie miała dla naszego rynku najmniejszego znaczenia). Można więc powiedzieć, że z czy bez polityki indeksy i tak powinny się dzisiaj nadal korygować.
