W USA przed sesją opublikowane zostały raporty makroekonomiczne, które były bardzo niejednoznaczne, ale to nie one były impulsem, który uruchomił popyt na akcje. O tym jednak później. Popatrzmy wpierw na same dane makro.
Najważniejsze były raporty dotyczące rynku nieruchomości. Okazało się, że co prawda w kwietniu rozpoczęto o 2,5 procenta więcej budów domów niż miesiąc wcześniej (oczekiwano spadku), ale ilość udzielonych zezwoleń na budowę domów spadła aż o 8,9 procenta (oczekiwano, że zmniejszy się o 2,8 proc.). Jak zawsze przypominam to nie ilość budów decyduje o koniunkturze, ale sprzedaż, a szczególnie ceny domów. Te dane też jednak pokazują kierunek. Co prawda Amerykanie rozpoczęli więcej budów, ale kosztem tego, że w przyszłości będzie ich dużo mniej. Potwierdził tę tezę raport MBA (stowarzyszenie banków hipotecznych), według którego po raz pierwszy od czterech tygodni spadł indeks opisujący aktywność na rynku kredytów hipotecznych. Ekonomiści ocenili, że takie dane zapowiadają słaby wzrost PKB również w drugim kwartale.
Lepiej wyglądały dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego – były lepsze od prognoz. Produkcja wzrosła o 0,7 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc.), a wykorzystanie potencjału produkcyjnego o 0,1 pkt. procentowego. Problem w tym, że rynek nigdy na te dane nie reagował uważając, że dotyczą mniej niż 20 procent całej gospodarki i nie przekładają się na decyzje FOMC. Jednak, w sytuacji, kiedy rynek nadal jest w hossie nawet tak nieistotny impuls pomagał akcjom i dolarowi.
Kurs EUR/USD mocno spadł, ale nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby źródłem tego spadku były dane makro. Bardziej prawdopodobne jest to, że spadek był wynikiem dyskontowania decyzji, którą w nocy miał podjąć Bank Japonii (liczono, że stopy nie wzrosną) i oczekiwania na publikację raportów, które pokażą, że gospodarka japońska zaczyna hamować. Osłabienie jena wzmocniło dolara, a to uruchomiło stop lossy i doprowadziło do spadku kursu EUR/USD. Umocnienie dolara niejako automatycznie przełożyło się na ceny surowców. Złoto staniało o prawie 2 procent opuszczając kanał trendu wzrostowego. Kontrakty na miedź spadły jeszcze mocniej, bo o ponad 3 procent. Staniała tez o jeden procent ropa. Przysłużyły się temu spadkowi rosnące zapasy ropy i paliw w USA.
Indeksy giełdowe nie mogły się przez dłuższy czas zdecydować, w którym kierunku ruszyć. Dwie godziny po rozpoczęciu sesji testowały nawet poziom wtorkowego zamknięcia. Na dwie godziny przed końcem sesji byki jednak zaatakowały i wygrały. U podstawy tego wzrostu leżały znowu fuzje i przejęcia. Tym razem aż trzech miliarderów poinformowało o zwiększeniu zaangażowania a różnych sektorach rynku. Berkshire Hathaway, firma Warrena Buffeta, zwiększyła prawie dwukrotnie swoje zaangażowanie w akcje Johnson & Johnson. ESL Investments, fundusz hedżingowy Edwarda Lamperta, poinformował, że ma akcje Citigroup za 800 mln dolarów. Carl Icahn kupił za 122 mln dolarów akcje CSX (trzecia co do wielkości firma przewozów kolejowych). W tej sytuacji rynkowi nie mógł zaszkodzić bardzo słaby wynik kwartalny Applied Materials. Rósł nawet (bardzo wyraźnie) kurs Della mimo tego, że prokurator generalny Nowego Jorku wtoczył tej firmie sprawę oskarżając ją o nieuczciwe praktyki biznesowe. Indeksy mocno wzrosły, dzięki czemu znikła możliwość powstania formacji podwójnego szczytu na indeksie S&P 500. Hossa trwa.
Po sesji w USA raport kwartalny opublikował Hewlett-Packard. Był lepszy od prognoz, ale kurs akcji wzrósł jedynie nieznacznie. Mocno wzrósł za to kurs akcji Sun Microsystems po ogłoszeniu wykupu akcji za 3 mld USD. Indeks handlu posesyjnego (AHI) wzrósł o 0,01 proc., ale kontrakty rano trzymały się blisko poziomu środowego zamknięcia. Reakcja kontraktów częściowo wynikała z niepewnego zachowania giełdy w Japonii. Dowiedzieliśmy się, że w pierwszym kwartale PKB wzrósł tam o 2,4 proc. Oczekiwano wzrostu o 2,7 proc., a poza tym dane za czwarty kwartał zweryfikowano w dół (z 5,5 do 5 proc.). Bank Japonii opublikował też swój raport zwany „tankan”. Indeks zaufania przedsiębiorców wzrósł z 28 do 29 pkt., ale, zupełnie nieoczekiwanie spadły (o 0,9 proc.) wydatki inwestycyjne japońskich firm. W tej sytuacji nie może dziwić, że Bank Japonii pozostawił stopy procentowe na poziomie 0,5 proc. Nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby te nieco słabsze dane miały negatywny wpływ na rynki. Może wręcz mieć pozytywny, bo podtrzymają one słabość jena, czym umożliwią kontynuowanie procesu carry trade.
Dzisiaj nadal w USA będą publikowane istotne dane makroekonomiczne. Pojawi się też znowu Ben Bernanke, szef Fed, ale to jego częste pojawianie się dewaluuje znaczenie jego słów, więc nie liczyłbym na to, że rynek go w ogóle zauważy. Pierwsze dwa raporty nie mają według mnie istotnego znaczenia prognostycznego, ale gracze jednak reagują na tygodniowe zmiany ilości noworejestrowanych bezrobotnych, więc trzeba zachować czujność. Im wyższe bezrobocie tym lepiej dla kursu EUR/USD, ale i dla cen akcji (bo znowu będzie można mówić, że Fed obniży stopy). Całkowicie zazwyczaj lekceważona jest publikacja indeksu wskaźników wyprzedających (LEI). Całkiem słusznie jest lekceważona, bo od dawien dawna znaczenie prognostyczne tych danych jest praktycznie zerowe.
Bardziej poważnie może zostać potraktowany indeks Fed z Filadelfii. Pokaże on, jak rozwija się w maju sytuacja w regionie Filadelfii. Ostatnio indeks sygnalizował, że gospodarka wchodzi w stagnację z rosnącymi cenami. Prognozy są umiarkowanie optymistyczne i gdyby rzeczywiście takie były dane to pomogłoby posiadaczom akcji i dolarowi. Gdyby jednak obraz tego segmentu gospodarki nadal pokazywał, że zagraża mu stagflacja to akcje mogą ucierpieć, a dolar się umocni.
Obrona wsparcia daje szansę na zwyżkę WIG20
W środę złoty od rana próbował się umocnić. Było to logiczne zachowanie, bo taki ruch zapowiadała analiza techniczna. Jednak zahamowany wzrost kursu EUR/USD i następujący potem spadek tego kursu i u nas znalazł odbicie wpierw w zahamowaniu, a potem o odwróceniu ruchu kursów walut. Nie pomógł naszej walucie nawet bardzo udany przetarg obligacji pięcioletnich. Stosunek popytu do podaży był o kilkanaście procent większy od tego z kwietniowego przetargu. Wystarczył niewielki spadek kursu EUR/USD, żeby waluty regionu zaczęły tracić. W drugiej części dnia dolar na świecie wzmacniał się jeszcze szybciej, a to musiało doprowadzić do dalszego osłabienia złotego do obu głównych walut.
Dzisiaj dowiemy się, jakie było w Polsce w kwietniu przeciętne wynagrodzenie i jak zmieniło się zatrudnienie. Ta druga liczba nie będzie miała wielkiego znaczenia, ale warto się jej przyjrzeć, bo szybko rosnące zatrudnienie sygnalizuje, że gospodarka jest w bardzo dobrym stanie. Jednak im mniejsze jest bezrobocie tym wyższe będą musiały być płace, a to co prawda też pomoże we wzroście PKB, ale wpłynie też na wzrost inflacji. Jest to jednak powiązanie pośrednie, a rynek skupi się na danych o wynagrodzeniach. Szacuje się, że przeciętna płaca wzrosła w kwietniu o 8,6 procent (to sporo) i takie dane powinny być już zdyskontowane. Dużo wyższy wzrost płac zwiększyłby szansę na szybszą, kolejną podwyżkę stóp procentowych, co zaszkodziłoby obligacjom, ale mogłoby wzmocnić złotego. Rynek akcji powinien przyjąć publikację tych raportów obojętnie.
A środę GPW rozpoczęła sesję od spadku indeksów, co specjalnie dziwić nie mogło skoro już we wtorek nastroje były fatalne, a do tego spadały indeksy na innych giełdach europejskich. Jednak trzeba zauważyć, że w Europie indeksy spadały symbolicznie, a u nas WIG20 tracił chwilami prawie 1,5 procenta. Widać wyraźnie, że inwestorzy doszli do wniosku, iż opublikowane raporty kwartalne spółek nie uzasadniają dalszego wzrostu indeksów. Koło południa rynek znalazł jednak solidne wsparcie (w okolicach 3.490 pkt.) i zaczął rosnąć. Po publikacji danych z rynku nieruchomości w USA popyt zwątpił, ale drugi zestaw danych (dynamika produkcji i wykorzystanie potencjału produkcyjnego) dało potrzebny bykom pretekst. Od tej chwili oczywiste już było, że tylko cud mógłby doprowadzić do pokonania przez WIG20 wsparcia technicznego na wysokości 3.490 pkt.
Sesja zakończyła się spadkiem indeksów, ale obroty znacznie wzrosły, a wsparcie zostało obronione. To daje dzisiaj bardzo duże szanse na wygenerowanie odbicia. Sesja powinna rozpocząć się zwyżką, ale jeśli nadal będą taniały ropa i miedź to będzie ona bardzo ograniczona. Jeśli na rynkach europejskich, a po 15.30 na amerykańskich indeksy będą rosły (na co jest duża szansa) to zakończymy sesję zwyżką, ale to nie będzie wzrost, który wygeneruje sygnał kupna.