Przed 15.00, po przełamaniu istotnych poziomów przez EUR/PLN kursy zdecydowanie ruszyły na północ. Ta reakcja była na tyle duża, że można ją było przypisać kandydaturze Sławomira Skrzypka. Zdecydowanie nie wynikała z tego, co działo się na rynku EUR/USD. Być może zresztą nie tyle chodziło o kandydaturę ile o zapowiedzi Romana Giertycha twierdzącego, że LPR może jej nie poprzeć. Bez LPR nie uda się zdobyć w Sejmie bezwzględnej większości, która poparłaby kandydata, a to rodzi kolejne napięcia. Można nawet powiedzieć, że w tej sytuacji wybór Sławomira Skrzypka też mógłby zaszkodzić złotemu, bo rynek zacznie podejrzewać, że obiecał on LPR, iż Polska przyjmie euro „na święte nigdy”. Jeśli zaś kandydat nie zostanie zaakceptowany (niezbyt prawdopodobne) to mało, że długo nie będzie szefa NBP, to jeszcze będą nam groziły wcześniejsze wybory.
Tak czy inaczej przecena była wręcz niezwykła. Nie widziałem takiego jednorazowego wzrostu kursu EUR/PLN od marca 2005 roku. Warto przypomnieć sobie, że wtedy to kurs EUR/PLN wzrósł w ciągu 2 miesięcy z poziomu 3,84 do 4,29 zł. Nie twierdzę, że teraz też się tak stanie, ale półroczna linia trendu spadkowego została przełamana i nastąpiło wybicie ze spadkowego klina, a to może doprowadzić EUR/PLN do poziomu 4,10 PLN. Wydaje się jednak, że przecena doprowadzi dzisiaj do zwyczajowej pod koniec tygodnia korekty.
Na rynku akcji w czwartek sytuacja byków była trudna, bo przecena na rynku surowców (miedź, ropa) bardzo szkodziła sektorowi surowcowemu. Szczególnie ucierpiała nadal KGHM. Wydaje się również, że WGPW mniej życzliwie niż rynek walutowy przyjęła kandydaturę na fotel szefa NBP. Wydaje się to niezbyt logiczne, bo jeśli Sławomir Skrzypek jest „gołębiem”, to wzrasta prawdopodobieństwo pozostawienia stóp bez zmian, a to przecież będzie spółkom pomagało. Taniały nie tylko spółki z indeksu WIG20, ale również MidWig. Najmocniejsze były nadal banki. Obrót był umiarkowany. Trudno powiedzieć, żeby poza sektorem surowcowym doszło do przeceny.
Z takiego zachowania rynku można wysnuć wniosek, że w sprzyjających okolicznościach (a takie mogą dzisiaj powstać) rynek podzieli się na dwie części: surowce i reszta. Może się nawet okazać, że kiedy surowce zaczną korekcyjnie drożeć (bardzo prawdopodobne, że już dzisiaj – rano ceny szły na północ) cały rynek ruszy do góry. Tyle tylko, że spadki w Azji i ostrzeżenie Motoroli może początkowi sesji zaszkodzić. Potem zadecydują reakcje na dane z USA. Cokolwiek by się jednak dzisiaj nie stało to nie można twierdzić, że wczorajsza przecena rozpoczyna dłuższą serię spadków. Formacji odwrócenia trendu nadal na wykresach nie widać.
Czwartkowy początek handlu w Eurolandzie był prostą kontynuacją środowego, wieczornego zachowania rynków. Indeksy giełdowe spadały, a kurs EUR/USD, po krótkiej i nieudanej próbie korekty, kontynuował marsz na południe. Niczego nie zmieniły raporty pokazujące jak wyglądała w grudniu koniunktura w sektorze usług (ponad 70 procent gospodarki) w strefie euro. Zmiany były nieznaczne, a indeksy PMI pokazywały, że gospodarka nadal się dosyć szybko rozwija (spadek był jednak większy niż prognozowano). Nie zareagowano również na informację o tym, że inflacja w strefie euro nie zmieniła się (oczekiwano, że kosmetycznie wzrośnie). Z czasem słabnące euro i wyczekiwanie na dane z USA pomogły indeksom w Eurolandzie odrobić część strat.
W USA rynki powinny były reagować na dane makroekonomiczne oraz informacje ze spółek, ale te reakcje były niezbyt spójne. Da się to jednak wytłumaczyć, ale o tym później. Zobaczmy najpierw, co widać było w raportach makroekonomicznych.
Raport Challengera o planowanych w grudniu zwolnieniach był dosyć optymistyczny, bo ilość zwolnień spadła o blisko jedną trzecią, ale nie dało się zaobserwować najmniejszej reakcji rynków. Dane o tygodniowej zmianie na rynku pracy pokazały, że ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła do 329 tys. (oczekiwano 318 tys.). Rynek znowu nie zareagował. To było zachowanie rozsądne, bo przecież czekano na piątkowy, miesięczny raport z rynku pracy. Grudniowy odczyt indeksu ISM, pokazującego jak rozwija się sektora usług (ponad 80 procent gospodarki), był zgodny z prognozami. Aktywność tego sektora osłabła, ale gospodarka nadal się rozwijała. Bardzo niekorzystne były dane o listopadowych zamówieniach fabrycznych. Wzrosły w listopadzie zdecydowanie mniej niż oczekiwano (0,9 proc.), a bez środków transportu kolejny raz spadły. Można powiedzieć, że jeśli weźmie się pod uwagę dane z rynku pracy oraz raport o zamówieniach i założy, że indeks ISM był neutralny, to dane pokazały, że gospodarka słabnie.
Prawidłowo zachował się w tej sytuacji rynek obligacji – rentowność spadła. Jednak dolar nadal się wzmacniał. Dziwne to było zachowanie i niezbyt spójne z tym, co można było oczekiwać. Przecież, jeśli dane były słabe, a poza tym rynek spodziewa się w piątek słabych danych z rynku pracy w USA to dolar powinien tracić. Uważam, że jest tylko jedno sensowne i najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie tego fenomenu. Po prostu cześć kapitału wycofanego podczas przeceny z rynku surowców wraca do USA wzmacniając dolara i podnosząc ceny obligacji oraz wchodząc w akcje niezwiązane z surowcami. A w czwartek surowce nadal traciły. Najwyraźniej fundusze hedżingowe bardzo poważnie zabrały się za ten rynek i grają na potężne spadki. Miedź staniała kolejne dwa procent, ale prawdziwe załamanie przeżył tym razem rynek ropy (minus 4,5 procenta). Cena ropy przełamała z hukiem bronione przez rok wsparcie na poziomie 57,50 USD, czym otworzyła drogę do 47 USD. Pomogły w tym ruchu dane o zapasach. Co prawda zapasy ropy spadły, ale paliw bardzo wzrosły. Najmniej ucierpiało złoto (0,6 proc.), bo gracze na tym rynku czekają na powrót antydolarowego nastroju.
Dla rynku akcji zniżka cen ropy była niejednoznacznym impulsem. Obniżała ona ceny akcji w sektorze paliwowym, ale pomagała akcjom szerokiego rynku. Najbardziej zyskiwał na tym indeks NASDAQ, któremu pomagał dodatkowo wzrost kursu Intela (Banc of America podniósł prognozy zysku spółki). Szkodziły indeksom akcje sieci sprzedaży detalicznych, które poinformowały, że ich sprzedaż świąteczna była znacznie poniżej oczekiwań. Szczególnie to powinno było bardzo niepokoić graczy, bo przecież to na konsumencie stoi gospodarka amerykańska. Nie zaniepokoiło. Nie zaniepokoiło też środowe zachowanie rynku, kiedy to indeksy gwałtownie zawróciły z wyżyn. Przez długi czas S&P 500 i DJIA przebywały na minusach, ale wzrosty indeksu NASDAQ, optymizm panujący na rynku na początku roku oraz kapitały przechodzące z rynku surowców doprowadziły do pozytywnego zamknięcia sesji. Hossa trwa nadal.
Po sesji Motorola obniżyła prognozy na czwarty kwartał. Zrobiła to na tyle późno, że nie miało to już wpływu na handel posesyjny – AHI, indeks handlu posesyjnego na NASDAQ nawet wzrósł o 0,13 proc. Jednak kontrakty na indeksy rano wyraźnie spadały. W dużej części pociągnięte były jednak w dół przez spadki indeksów w Azji. Na przykład japoński indeks Nikkei odbił się od 15 – letniej linii trendu spadkowego. To jeszcze nie znaczy, że indeksy w USA na pewno spadną – dużo zależy od danych makro.
W piątek przed południem w Eurolandzie dojdzie do publikacji licznych raportów makroekonomicznych, ale oczekiwanie na dane z USA zdecydowanie zmniejszy i tak zapewne niewielką reakcję rynków. Dla porządku odnotujmy, że z licznych indeksów nastroju najważniejszy będzie ten mówiący o nastrojach panujących w grudniu w całej gospodarce. Prognoza mówi o małym, kosmetycznym spadku, ale gdyby nawet dane były inne to zapewne niezbyt będą odbiegały od wskazań z listopada. Dowiemy się też, jaka w Eurolandzie była w grudniu inflacja PPI i sprzedaż detaliczna. Jednak te raporty nie mają nawet w przybliżenia takiej siły rażenia jak w USA, więc możemy jedynie zauważyć drgniecie i to tylko kursów walut.
Po południu, godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA, dowiemy się jak w grudniu wyglądał rynek pracy. Prognoza mówi o umiarkowanym wzroście zatrudnienia i jeśli realia będą odpowiadały oczekiwaniom (wzrost o nieco ponad 100 tys.) to rynek akcji będzie zadowolony, chociaż nie oczekiwałbym większej reakcji, bo rzadko można taką na rynku akcji po publikacji tego raportu zobaczyć. Również rynek walutowy, po początkowych gwałtownych ruchach, powinien się stosunkowo szybko ustabilizować. Dane dużo lepsze od oczekiwań (powyżej 150 tys.) pomogą dolarowi, ale mogą zaszkodzić akcjom, bo rynek straci pretekst do podtrzymywania wiary w obniżkę stóp. Dane dużo gorsze od oczekiwań (okolice 50 tys.) zaszkodziłyby dolarowi, a akcje poszłyby kursem wytyczonym przez informacje ze spółek. Trzeba też pamiętać o weryfikacjach z poprzednich miesięcy, bo one mogą znaczne zaburzyć reakcje rynków. Ostrzegam, że tuż po publikacji raportu są one bardzo często niezwykle mylące.
Pięć godzin po tym raporcie pojawi się jeszcze Ben Bernanke, szef Fed. Po publikacji dwuznacznego protokołu z posiedzenia FOMC jego słowa będą szczególnie mocno analizowane. Nie wiemy jednak, co gracze wybiorą z tego wystąpienia, więc reakcja rynku jest nieprzewidywalna. Można jedynie powiedzieć, że gdyby potwierdził, że obawia się nadal wzrostu inflacji i coraz bardziej osłabienia gospodarki to zaszkodziłoby rynkowi akcji.