Oferta akcji ZE PAK przerywa posuchę na rynku pierwotnym. Na papierach spółek energetycznych niełatwo jednak zarobić. Zyski nie są oszałamiające i trzeba na nie sporo poczekać.
Na warszawskim parkiecie notowanych jest siedem spółek z branży energetycznej (w tym jedna zagraniczna, czeski CEZ). Pod względem wielkości liczą się cztery. Wkrótce dołączy do tej stawki Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Cieszą się biura maklerskie, które od dłuższego czasu nie miały okazji oferować akcji. Cieszy się skarb państwa, który uzyska ze sprzedaży posiadanych przez siebie papierów kilkaset milionów złotych. Cieszy się też Zygmunt Solorz, który po dokupieniu niewielkiego pakietu akcji, będzie spółkę kontrolował. Nie wiadomo tylko, czy zadowoleni będą ci inwestorzy, którzy zdecydują się na kupno energetycznych walorów, oferowanych przez skarb państwa.
Giełdowa historia dotychczas notowanych na warszawskiej giełdzie papierów spółek z tej branży nie skłania do euforii, ale też i nie może zupełnie zniechęcać do inwestycyjnego zaangażowania. Choć zarówno ostatnich dwanaście miesięcy, jak i okres od początku 2012 roku były dla giełdowych indeksów udane, podobnej opinii nie mają posiadacze akcji spółek energetycznych. WIG20 od stycznia zyskał prawie 12 proc., a od połowy października 2011 roku wzrósł o niemal 4 proc. Indeks WIG Energetyka stracił w tym czasie odpowiednio niemal 5 i 2,5 proc. W obu okresach straty przyniosły papiery wszystkich większych spółek energetycznych. Najgorzej wyszli posiadacze papierów Enei, które poszły w dół o 9 proc. Po około 7 proc. zniżkowały walory PGE i Tauronu. O nieco ponad 7 proc. spadł także kurs akcji czeskiego CEZ. Powodów do zadowolenia więc nie ma.
Nie ma ich także zbyt wielu, jeśli spojrzymy na historię spółek pod innym kątem. Amatorzy szybkiego zarobku na ofertach pierwotnych, mogli być zadowoleni jedynie z kupna akcji PGE. Ich sprzedaż w trakcie pierwszego giełdowego notowania mogła przynieść około 13 proc. zysku. Debiuty pozostałych koncernów, czyli Tauronu i Enei przyniosły 1,5-proc. stratę w pierwszym przypadku i nieco ponad 1-proc. zarobek w drugim. Biorąc pod uwagę cały okres notowań poszczególnych spółek, także nie ma powodów do nadmiernego optymizmu. Można tu jednak dostrzec jedną istotną prawidłowość: zyski zwiększają się wraz z giełdowym stażem papierów. Nie jest to jednak obserwacja ani zbyt odkrywcza, ani specyficzna dla tej branży. Ponadto wiele zależy od momentu, w którym nastąpił giełdowy debiut, choć nie ma tu jednoznacznej reguły.
Akcje Enei na parkiet trafiły w listopadzie 2008 roku, a więc w połowie giełdowego załamania, a w tej chwili ich kurs jest o 13 proc. wyższy, niż w czasie debiutu. Z kolei walory PGE po raz pierwszy były notowane w listopadzie 2009 roku, czyli w połowie odreagowania po silnej bessie, zaś dziś kosztują o 20 proc. mniej niż wówczas. Na zero wychodzą posiadacze akcji Tauronu, którzy kupili je w ofercie publicznej latem 2010 roku lub na pierwszej sesji, na której były one notowane. Mamy więc trzy spółki oraz trzy różne historie i scenariusze. Nie sposób też pominąć czwartego, choć specyficznego, bo dotyczącego zagranicznej spółki, notowanej także na naszym parkiecie. Akcje CEZ zadebiutowały w Warszawie w lutym 1999 roku przy kursie 4,5 zł. Dziś za papier można dostać 118 zł, czyli ponad 25 razy więcej. Hossa w przypadku tej spółki trwała od 2002 do 2008 roku. Od 2009 do 2012 roku kurs jej walorów trzyma się w przedziale 100-140 zł.
Trudno też mówić o dobrej passie europejskich i globalnych koncernów energetycznych. Kurs akcji niemieckiego E.ON od początku 2010 roku zniżkował o 35 proc. Do połowy 2012 roku strata sięgała nawet 50 proc., jednak od połowy czerwca papiery spółki poszły w górę o 28 proc. Podobnie było w przypadku RWE, którego kurs zniżkował od 2012 do połowy 2012 roku o niemal 60 proc., a od czerwca rośnie o 13 proc.
Jak z tego przeglądu wynika, na inwestycjach w energetyczne spółki zarobić nie jest łatwo, a zyski osiągają jedynie cierpliwi. W przypadku ZE PAK na korzyść przemawia z pewnością dyskonto w porównaniu do wycen pozostałych spółek z branży oraz okres, w którym przeprowadzana jest oferta. Co prawda nie można powiedzieć, by giełdy były w bessie, jednak po ewentualnym okresie pogorszenia się nastrojów na rynkach, za kilka, kilkanaście miesięcy można się spodziewać bardziej wyraźnej i trwałej poprawy kondycji zarówno gospodarczej, jak i giełdowej.
Roman Przasnyski, Open Finance