Raport o wydatkach i przychodach Amerykanów rewelacji nie zawierał. Przychody ledwo drgnęły (0,1 proc.), a wydatki wzrosły o 0,6 procent (ciągle rolę grają zwroty podatkowe). Wzrósł bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE core) i to wzrósł nieco mocniej niż oczekiwano, bo do poziomu 2,3 proc. r/r. Na poziomie liczby głównej wskaźnik wzrósł zdecydowanie mocniej niż oczekiwano (0,8 proc. i 4,1 proc. r/r – najmocniej od 17 lat) z czego wynika, że wzrost wydatków był niższy od wzrostu cen. Po uwzględnieniu inflacji wydatki spadły o 0,2 proc. I to właśnie było najczęściej komentowaną informację. Upajano się wzrostem inflacji i słabością konsumentów, mimo że o wiele gorsze dane były dani przedtem przyjmowane z obojętnością. Poza tym okazało się też, że w czerwcu zamówienia fabryczne wzrosły aż o 1,7 procent (największy wzrost od pół roku), a zapasy pozostały na bardzo niskich poziomach. Co prawda spory udział we wzroście zamówień miały wzrosty cen surowców (przede wszystkim ropy), ale i bez nich zamówienia wyglądały bardzo przyzwoicie.
Na rynku walutowym gracze czekali na wynik posiedzenia FOMC, wiec kurs EUR/USD się prawie nie zmienił. Z tego wynika, że to nie w rynku walutowym można szukać przyczyny przeceny na rynku surowców. Taniało wszystko od kakao poprzez gaz, cukier, kukurydzę, złoto, miedź i ropę. Jaka była przyczyna tego spadku? Zwolennicy relacji podaż – popyt będą sobie naprawdę łamali głowę nad tym fenomenem, chociaż sprawa wydaje się być prosta. Prześledźmy jednak na przykładzie ropy argumenty fundamentalistów. Powodami przeceny miało być, to że: dostawy OPEC wzrosły trzeci miesiąc z rzędu, Barack Obama, kandydat do fotela prezydenta USA, wezwał do sprzedaży 70 mln baryłek z rezerw strategicznych (oczywiste jest przecież, że prezydent Bush odrzuci to wezwanie), twierdzono wreszcie, że rynek boi się o stan gospodarki USA (tak jakby od przynajmniej roku nie wiedziano jaki jest jej stan). Z drugiej strony był zbliżający się huragan Edouard i kolejne fiasko rozmów z Iranem (jak również kolejne próby rakietowe Iranu).
Jak widać gracze mogli sobie wybrać, co wolą – woleli sprzedawać. Sprzedawali zresztą wszystkie surowce, a indeks CRB (opisuje zachowanie rynku surowców) gwałtownie się załamał. Po prostu rozpoczęła się gra funduszy na spadki. Komisja Handlu Terminowymi Kontraktami Towarowymi (CFTC) poinformowała, że w lipcu gracze na rynku ropy otworzyli więcej krótkich pozycji niż długich. Takiej sytuacji nie było na tym rynku od 1,5 roku. Od pewnego czasu widać było, że rynek surowców słabnie – potrzebny był tylko impuls do mocniejszego załamanie. Tym impulsem była właśnie ta informacja. Wiele funduszy zaczęło na gwałt dołączać do większości i stąd załamanie.
Spadająca cena ropy szkodziła sektorowi paliwowemu, ale bardzo pomagała szerokiemu rynkowi. Niepokój graczy koncentrował się przede wszystkim nadal na sektorze finansowym. Informacje napływające na rynek nie należały do dobrych. We wpływowym periodyku „Barron’s” profesor Nouriel Roubini z New York University zapowiedział, że gospodarka USA dopiero wchodzi w recesję, która będzie trwała co najmniej 18 miesięcy I doprowadzi do upadku setek banków. Profesor Roubini znany jest ze swoich bardzo pesymistycznych poglądów, ale mimo to bardzo poważany. Poza tym wyniki banku HSBC też nie zachwycały, a bankructwo WCI Communities (jeden z większych deweloperów) niepokoiło o stan sektora budownictwa i jego wpływ na banki. Indeksy spadły całkiem solidnie. Nie pomogła tańsza ropa i nie tak znowu złe dane oraz oczekiwanie na decyzje Fed. Bardzo źle to wygląda. Wygląda tak jakby rynek szykował się do testu lipcowego dna. Dzisiaj kończy się posiedzenie FOMC – wszyscy wiedzą, że stopy się nie zmienią. Zachowanie rynków zależy od tego, co gracze będą chcieli wyłowić z komentarza. Niestety, nie da się tego przewidzieć.
GPW rozpoczęła poniedziałkowa sesję prawie jednoprocentowym spadkiem indeksu WIG20. Bardzo szybko straty zostały zredukowane prawie do zera, bo pomagało zachowanie rynków europejskich. Wystarczyło jednak osłabienie na innych giełdach, żeby u nas WIG20 zaczął spadać. Bardzo dobrze zachowywał się cały czas rosnący MWIG40. Po publikacji danych w USA indeksy pogłębiły spadki. Najmocniej obniżał WIG20 wpierw spadek ceny akcji PKO BP, a potem załamanie na akcjach KGHM (przełamanie wsparcia przez ceny miedzi doprowadziło do tej wyprzedaży). Pomagał bykom wzrost kursu akcji TPSA. Obroty były bardzo małe, co sygnalizowało, że rynek wszedł w fazę wyczekiwania i takie powinno też na rynku dzisiaj panować.
