To piąty, kolejny spadek sprzedaży – najdłuższy taki ciąg od 16 lat. Nie był to jednak spadek wieloprocentowy, więc twierdzono, że dane tragiczne nie są. Poza tym dowiedzieliśmy się, że indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne) wzrósł z 55,3 pkt. do 59,1 pkt. (oczekiwano kosmetycznego spadku). Pisałem w piątek rano, że spodziewam się poprawy nastrojów, więc takie dane mnie nie zaskoczyły.
Generalnie dane makro zostały przyjęte ze spokojem. Na pierwszym miejscu był problem GM i Chryslera, ale od początku mówiono (nawet w telewizji), że rząd nie ma wyboru i musi im pomóc. I rzeczywiście już przed rozpoczęciem sesji prezydent Bush powiedział, że będzie zachęcał do użycia środków z TARP w celu pomocy GM i Chryslerowi. Biały Dom generalnie twierdził, że przemysł samochodowy w USA upaść nie może. Praktycznie znaczyło to, że Biały Dom nie sprzeciwi się już użycia środków z TARP (pierwotnie przeznaczonego tylko dla firm sektora finansowego). Z tego funduszu (pod określonymi warunkami) miałaby pochodzić pożyczka, dzięki której GM i Chrysler przeżyją do stycznia – do następnego zabrania się Senatu. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, ale akcje GM wyszły nawet po tej informacji na plusy (przedtem, w Europie traciły po 30, 40 procent).
Drugim czynnikiem, negatywnym, była szokująca informacja o aresztowaniu przez FBI Bernarda Madoffa, byłego przewodniczącego rady nadzorczej NASDAQ oraz założyciela Bernard Madoff Investment Securities. Jest on podejrzany o stworzenie piramidy finansowej i zdefraudowanie 50 miliardów dolarów. To nie pomyłka. Chodzi naprawdę o 50 miliardów dolarów. Taka afera afer bardzo podważa (jeszcze bardziej podważa) zaufanie do sektora finansów. Twierdzi się też, że te stracone 50 mld USD mogą doprowadzić do upadku licznych firm i bankructw wielu Amerykanów.
Rynek akcji nie mógł się zdecydować. Owszem, początek sesji był bardzo słaby, ale daleko mu było do tego, co pokazały giełdy azjatyckie, czy europejskie. Potem indeksy pod wodzą NASDAQ ruszyły na północ i na 3 godziny przed końcem sesji już całkiem wyraźnie rosły. Niepewność wynikająca z braku szczegółów pomocy rządowej dla GM i Chryslera doprowadziły jednak do kręcenia się indeksu S&P 500 wokół poziomu czwartkowego zamknięcia. Zamknięcie na szerokim rynku (S&P 500) było neutralne (w ostatniej minucie indeks wzrósł o 0,7 proc.), a NASDAQ wzrósł o 2,2 procent. Jeśli spojrzy się na to, co działo się przed sesją, to zamkniecie trzeba uznać za „bycze”.
GPW też, podobnie jak inne giełdy, nie miała w piątek wyjścia, ale zachowywał się bardzo interesująco. Owszem, tuż po otwarciu WIG20 spadał dobrze ponad cztery procent, ale potem, bardzo szybko wszedł na poziom około 2,6 procent niższy do czwartkowego zamknięcia i tam zaczął kreślić linię poziomą. Taki marazm trwał prawie do publikacji danych w USA. Można powiedzieć, że nasz rynek czekał. Gracze spodziewali się jakiegoś działania administracji, która uratuje producentów aut. Dopiero na godzinę przed publikacją danych podaż zaczęła mocniej naciskać.
I to jednak nie było koniec gry. Po publikacji danych o sprzedaży w USA, kiedy indeksy na innych giełdach bardzo powoli odbijały, u nas WIG20 gwałtownie ruszył na północ. Nie muszą pewnie dodawać, że wszystkim sterowały zlecenia koszykowe. Błyskawicznie z ponad trzyprocentowego spadku zrobił się znowu 2,5 procentowy. Wydawało się, że tak właśnie zakończy się ten dzień, ale znowu na fixingu zlecenia koszykowe zmieniły obraz sesji. Tym razem obniżyły WIG20 o 20 pkt. W ciągu tego tygodnia przynajmniej dwa razy fixing zawyżył WIG20 o ponad 20 punktów, a w piątek o tyle samo zaniżył. Naprawdę warto by było zacząć naciskać na GPW, żeby zakazała zleceń koszykowych na fixingu.
Rozpoczynamy tydzień (zapewne wzrostem) z wygasaniem grudniowej linii kontraktów w tle, a to GPW pomagać nie będzie. Można się spodziewać ograniczenia aktywności i czekania na okazje, a to nie będzie sprzyjało wzrostowi indeksów. Trzeba o tym przez cały ten tydzień pamiętać.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk