Gracze w amerykańscy są bardzo USA-centryczni, więc już przed sesją można było zakładać, że poza-amerykańskimi strachami mogą się za bardzo nie przejąć. Oczywiste jednak było, że informacje docierające ze świata nie poprawią im nastrojów. Na pół godziny przed rozpoczęciem sesji Reuters poinformował, że agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła perspektywę ratingu Hiszpanii do negatywnej.
Niewiele później dowiedzieliśmy się, że Moody’s analizuje ratingi emitentów powiązanych z rządami w ZEA pod kątem ich obniżki. Wszystko to na tle Dubaju i problemów Grecji. Nic dziwnego, że na początku sesji indeksy spadały, ale potem było dużo lepiej.
Pomagały bykom dane makro i decyzje polityków. Raport o zapasach w hurtowniach prawie nigdy nie ma wpływu na nastroje rynkowe. Uprzedzałem jednak w środowym komentarzu porannym, że tym razem może być inaczej. Zahamowanie spadku zapasów sygnalizowałoby bowiem, że hurtownie zaczynają odbudowywać zapasy, czyli że spodziewają się poprawy sytuacji. Sygnalizowałoby to też, że rośnie produkcja. Tak też właśnie było. Zapasy po raz pierwszy od 13 miesięcy wzrosły (0,3 proc.) – oczekiwano spadku o 0,5 proc. Sprzedaż też wzrosła (1,2 proc.) mocniej niż oczekiwano (0,7 proc.) i był to siódmy kolejny miesiąc wzrostu sprzedaży hurtowni. Pozytywem było też to, że Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA zadecydował o przedłużeniu działania programu TARP (700 mld USD dla ratowania banków), który miał się kończyć w tym roku. Teraz zakończy się 3.10.2010.
Ze spółek dochodziły mieszane informacje. Po wtorkowej sesji Texas Instruments obniżył dolną granicę prognoz zysku na ten kwartał, co powinno było szkodzić indeksowi NASDAQ. Jednak pomogła bykom rekomendacja „kupuj” dla 3M, czyli amerykańskiej gospodarce w pigułce (tej samej, która obniżyła we wtorek prognozy), wydana przed środową sesją przez analityków Citigroup. Szkodzić powinno rynkowi to, co działo się w sektorze surowcowym (szczególnie paliwowym) na skutek przeceny surowców.
Indeksy jednak nie bardzo chciały spadać. Owszem, indeks S&P 500 przetestował mocne wsparcie na poziomie 1.085 pkt. (dolne ograniczenie trwającego już prawie miesiąc kanału trendu bocznego), ale po 2,5 godzinach barwił się już na zielono. Od tego momentu zaczął się osuwać i na dwie godziny przed końcem sesji znowu zbliżył się do wsparcia. Tam znowu byki zaatakowały i wygrały. Można więc powiedzieć, że technika uratowała rynek przed spadkami. Faktem jednak jest, że rynki amerykańskie po prostu lekceważą informacje ze świata. Układ techniczny oczywiście się nie zmienił, ale teraz szansę na wzrosty dostały byki.
GPW rozpoczęła środową sesję od spadku indeksów. Nasz rynek naśladował to, co widać było na innych giełdach europejskich. Najmocniej ważyły na indeksach spadki cen akcji KGHM, Pekao i PKO BP. Gołym okiem widać było, że chęć do kupowania akcji zanikła. Kropkę nad i postawił komunikat o obniżenie perspektywy ratingu Hiszpanii. Indeksy błyskawicznie załamały się. Mieliśmy pecha, bo sesja kończyła się wtedy, kiedy w USA indeksy spadały. Dlatego też WIG20 spadł o kolejne 2,3 procent. Teoretycznie najgorsze było to, że obrót jeszcze bardziej wzrósł (szczególnie duży był na Pekao), co klasyczna analiza techniczna uznaje za potwierdzenie kierunku indeksów. Według mnie obrót jednak jest zbyt duży, co jest „byczym” sygnałem, bo po tak niewielkich spadkach już znajduje się bardzo duży popyt chcący odebrać akcje od sprzedających. WIG i WIG 20 są jednak teraz na dolnym ograniczeniu kanału 9. miesięcznego trendu wzrostowego, a sygnały sprzedaży już zostały wygenerowane.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi