Płatności Apple wystartowały w październiku, ale do tej pory niewiele było wiadomo o planach dotyczących rozszerzenia zasięgu schematu poza USA. W grudniu pojawiła się informacja o poszukiwaniach pracowników mających stworzyć trzon zespołu Apple Pay w Europie. Wygląda na to, że na pierwszy ogień pójdzie rynek brytyjski.
O tym, że największe brytyjskie banki prowadzą rozmowy z Apple donosi m.in. „The Telegraph”. Z nieoficjalnych informacji wynika, że technologicznemu potentatowi na Wyspach negocjacje idą trudniej niż w USA. Co najmniej jeden z banków ośmielił się sprzeciwić narzucanym przez Apple warunkom.
Przypomnijmy, że firma z nadgryzionym jabłkiem w logo zdołała owinąć sobie wokół palca największe amerykańskie instytucje finansowe. Banki, takie jak Bank of America czy Citi, zostały postawione pod ścianą – musiały albo przyjąć proponowane przez Apple umowy albo zaryzykować, że nie wezmą udziału w projekcie, który miał zrewolucjonizować płatności mobilne. Podpisywane przez bankowców cyrografy zawierały szereg interesujących zapisów – od konieczności odprowadzania na rzecz Apple części przychodów z transakcji począwszy, na dokładnym raportowaniu skończywszy.
Jak donosi gazeta, to właśnie kwestia dzielenia się danymi o aktywności klientów stała się kością niezgody na Wyspach. Trudno także oczekiwać, że europejskie banki równie łatwo jak amerykańskie pogodzą się z rezygnacją ze sporej części wpływów z interchange.
Czy Apple Pay to już sukces?
Tymczasem wśród obserwatorów amerykańskiego rynku płatności coraz częściej pojawiają się sceptyczne głosy dotyczące szans powodzenia Apple Pay. Pierwsze dane o aktywności potencjalnych użytkowników usługi nie są zachęcające. Przebadani przez firmę InfoScout posiadacze telefonów iPhone 6 i 6 plus okazali się niezbyt aktywni, mimo że mogą niemal natychmiast rozpocząć płacenie telefonem. Apple Pay wypróbowało 9 proc. badanych, a w najbardziej handlowy dzień w roku (Black Friday) tylko 4,6 proc. uczestników panelu skorzystało z usługi będąc w sklepie posiadającym terminal NFC.
Jak szacuje Tom Noyes, analityk rynku płatności w USA, wolumen transakcji zbliżeniowych na tamtejszym rynku jest znikomy. Spośród 270 tys. punktów przyjmujących NFC, 100 tys. stanowią automaty vendingowe. Zakładając, że 10 proc. konsumentów może płacić zbliżeniowo (4 proc. w tej grupie stanowią aktywni użytkownicy), a sieć akceptacji to zaledwie 2,5 proc. wszystkich punktów handlowych, Noyes określa roczną sumę transakcji na około 240 mln dolarów (czyli 0,01 proc. sprzedaży detalicznej). Nawet gdyby całość tego rynku przechwycił Apple, który ma przecież konkurentów (Google Wallet, „klasyczne” zbliżeniówki), to na udziale w transakcjach firma zarobiłaby zaledwie 600 tys. dolarów.
Premiera systemu Apple nie wstrząsnęła realnie amerykańskim rynkiem płatności w POS – była raczej wydarzeniem symbolicznym. Inaczej mogłoby być, gdyby firma zdecydowała się na ekspansję tam, gdzie istnieje już infrastruktura, a klienci wiedzą jak płaci się zbliżeniem. Wielka Brytania jest dobrym kandydatem i niewykluczone, że innowacja lepiej się przyjmie właśnie na Starym Kontynencie. A w Stanach Apple musi poczekać aż rynek dojrzeje lub rozwinąć się tam, gdzie czeka najbardziej smakowity kawałek tortu – w m- i e-commerce.
Michał Kisiel