Nie oszczędzamy tylko na ciuchach, ale i to do czasu. Kolejne miesiące nie przyniosą niestety ulgi naszym domowym budżetom.
Główny Urząd Statystyczny podał wczoraj najnowsze dane dotyczące sprzedaży detalicznej w Polsce. Wynika z nich, że w maju była ona nominalnie o 1,1 proc. wyższa w porównaniu do maja ubiegłego roku. Dane są jednak optymistyczne tylko z pozoru. Jeżeli bowiem uwzględnimy inflację, okaże się, że w porównaniu do ubiegłego roku realna sprzedaż detaliczna spadła o 2,5 proc. – To sprawia, że średnia z ostatnich trzech miesięcy jest najgorsza w ostatnich latach – ocenia Krzysztof Stępień, główny ekonomista firmy doradczej Expander.
Wszystko przez kryzys. – Gdyby nie wzrost bezrobocia, wyhamowanie wzrostu wynagrodzeń czy zatrzymanie akcji kredytowej przez banki, sprzedaż mogłaby się zwiększyć nawet o 10 proc. – uważa Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska.
Wczoraj GUS podał również dane dotyczące nastrojów konsumentów. Również one, chociaż nieco lepsze niż w ostatnich miesiącach, nie napawają optymizmem. – Można z nich wywnioskować, że Polacy co prawda mają nadzieję na poprawę sytuacji gospodarczej w przyszłości, ale swoje plany dotyczące zakupów opierają nie na przewidywanych w przyszłości dochodach, a na obecnych zarobkach – tłumaczy Krzysztof Stępień. – Dlatego teraz wykazują większą chęć do oszczędzania, niż wydawania pieniędzy – dodaje. Dlatego tylko od początku roku nasze oszczędności w bankach zwiększyły się o 15 mld zł i przekroczyły już 330 mld zł.
Analitycy podkreślają, że niechęć Polaków do wydawania pieniędzy widać przede wszystkim w danych dotyczących sprzedaży dóbr z wyższej półki.
– O pogorszeniu sytuacji gospodarczej świadczy przede wszystkim wyraźny spadek sprzedaży samochodów. W maju nabywców znalazło o ponad 10 proc. aut mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku i ponad 8 proc. mniej niż w kwietniu – mówi Krzysztof Wołowicz, analityk z banku BPS. – W dodatku duża część ze sprzedanych samochodów była kupiona przez klientów zza granicy, co oznacza, że popyt wewnętrzny jest z pewnością jeszcze niższy. Polacy boją się teraz większych wydatków – dodaje.
Jak pokazują dane GUS, w maju odnotowaliśmy wzrost sprzedaży żywności o 4,5 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Wcale jednak nie zaczęliśmy więcej spożywać. Ten wzrost to po prostu wynik skoku cen żywności. A to na nią miesięcznie wydajemy średnio aż jedną trzecią naszych dochodów. Dlatego coraz częściej zwracamy także uwagę na to, gdzie robimy zakupy. – Spodziewam się, że wraz z postępowaniem spowolnienia gospodarczego w najbliższych miesiącach Polacy będą decydować się na zakupy w tańszych sklepach, np. dyskontach spożywczych. Będą także wybierali tańsze marki – uważa Jacek Wiśniewski.
Maj przyniósł za to znaczący wzrost sprzedaży odzieży i obuwia w porównaniu do ubiegłego roku. Wyniósł on 17,1 proc. To przede wszystkim efekt wyprzedaży i promocji w sklepach, które w tym roku ruszyły wcześniej niż zwykle. Już na początku maja można było kupić ubrania z letnich kolekcji przecenione nawet o połowę, gdy do tej pory w Polsce, jak i całej Europie, wyprzedaże zaczynały się w drugiej połowie lipca.
Prognozy ekonomistów dotyczące najbliższych miesięcy nie napawają optymizmem. Według Jacka Wiśniewskiego już pod koniec roku powinniśmy spodziewać się, że nawet nominalna sprzedaż detaliczna spadnie poniżej zera. To efekt pogarszającej się sytuacji na rynku pracy i wyhamowania wzrostu wynagrodzeń. Efektem mniejszego popytu wewnętrznego na towary będzie spadek produkcji przemysłowej. Już w maju była ona ponad 5 proc. niższa w stosunku do ubiegłego roku.
To wszystko sprawi, że wzrost PKB w tym roku może być tylko nieznacznie dodatni.