W związku z kryzysem finansowym, który ogarnął najpierw Amerykę, a teraz Europę, zapomniano, że banki i inne instytucje finansowe to przede wszystkim przedsiębiorstwa. We wszystkich państwach, które dotknął obecnie kryzys, regulacje prawne przewidują, że przedsiębiorstwo, które nie może spłacić swoich bieżących zobowiązań, ogłasza swoją upadłość. Dlatego w przeszłości w następstwie wysokich strat Bank Barings ogłosił swą upadłość, a brytyjski rząd nie interweniował. Następnie bank ten został przejęty przez ING za symbolicznego funta, co później okazało się być bardzo dobrym interesem. Również w Polsce, gdy w 2001 r. Bank Staropolski wykazał duże straty, Komisja Nadzoru Bankowego (KNB) nie zachwiała się, aby zawiesić jego działalność i skierować wniosek do sądu o jego upadłość. W następstwie upadłości Banku Staropolskiego część z deponentów straciła swoje oszczędności. Zatem powstaje dziś pytanie, dlaczego nagle zmienia się zasady rynkowe, gdy upada bank lub inna instytucja finansowa. Obecne ratowanie banków nie tylko może być kosztowne dla podatników, ale również zepsuć dotychczasowe zasady wolnego rynku. Nowe zasady są też trudne do zrozumienia, bo dlaczego w przeszłości nikt nie zastanawiał się na przykład w Polsce nad ratowaniem oszczędności deponentów w upadłej Warszawskiej Grupie Inwestycyjnej. W tym przypadku trudno też będzie uzasadnić brak pomocy dla polskiego przemysłu stoczniowego ze strony rządu, gdy w tym samym czasie bez wahania inwestuje się środki publiczne w prywatne banki, które z własnej winy przeżywają dziś kłopoty.
Wbrew pozorom upadłość instytucji finansowej nie musi oznaczać koniecznie czegoś złego dla deponentów i gospodarki. Dobrze przeprowadzony proces naprawczy może oznaczać tylko nowy etap w działalności instytucji finansowej, gdyż zawsze przed ogłoszeniem upadłości istnieje możliwość zawarcia układu z wierzycielami. W wyniku takiego układu może dojść na przykład do konwersji dotychczasowego długu na akcje, co uzdrowi sytuacje finansową w danej instytucji finansowej. Na tej transakcji tracą dotychczasowi udziałowcy, ale sama instytucja może wyjść z kryzysu w następstwie oddłużenia i dzięki kapitałom od nowych właścicieli. Alternatywnie wierzyciele mogą się też zdecydować na częściowe umorzenie długu tak, aby z mniejszymi zobowiązaniami instytucja mogła dalej funkcjonować na rynku i spłacić pozostałą cześć kredytu. W praktyce gospodarczej spotykamy się najczęściej z obydwoma rozwiązaniami łącznie, a więc umorzeniem długu i konwersją wierzytelności na akcje. Dlaczego zatem nie można tego dokonać teraz, w przypadku upadających banków i innych instytucji finansowych, jeśli funkcjonuje to w innych przedsiębiorstwach?
Część z osób popierających plan ratowania instytucji finansowych ze środków publicznych będzie argumentować, że nie mamy na to teraz czasu. Ich zdaniem procedura układu z wierzycielami jest zbyt długa i uciążliwe mogą się okazać negocjacje. Dlatego według nich może to spowodować, że kryzys będzie się coraz bardziej rozprzestrzeniał i będą się pojawiać coraz to nowe jego ofiary. Argumentację taką przedstawiali dotychczas głównie rządzący oraz organy nadzoru, które zdecydowały się niedawno na ratowanie upadających instytucji finansowych. Niestety nie można się na to godzić, gdyż uderza to w zasady działalności systemu kapitalistycznego. Negatywnie też należy ocenić ostatnie interwencje rządowe w zasady wolnego rynku, w tym w ograniczenie krótkiej sprzedaży akcji instytucji finansowych w Stanach Zjednoczonych. Jednak za apogeum zamachu na system kapitalistyczny należy uznać plan amerykańskiego sekretarza skarbu Henry’ego Paulsona. Plan ten zakładał nabywanie aktywów od instytucji finansowych, ale zabrakło w nim określenia po jakiej cenie.
Jeżeli banki i inne instytucje finansowe nie mogą pozyskać kapitału, czy to przez emisję akcji lub długu, to oznacza, że sektor prywatny nie może wycenić ich aktywów i obawia się, że w wyniku tego może przepłacić nabywając te aktywa. Zatem pytanie jest, czy rząd jest i będzie w stanie w lepszy sposób wycenić poszczególne aktywa instytucji finansowych, które zamierza nabyć w przyszłości. W tym przypadku odpowiedź jest negatywna, gdyż w przypadku negocjacji między stroną rządową a bankierem, który otrzyma bonus za wynegocjowaną cenę, motywacja obu stron od początku się istotnie różni. Zatem z góry plan Paulsona przewidywał możliwość nabywania aktywów po zawyżonych cenach. W ten sposób powstałaby jedynie charytatywna akcja na koszt amerykańskich podatników. Natomiast jeżeli transfer środków publicznych byłby duży, to może i nawet udałoby się zahamować obecny kryzys, ale pytanie pozostaje za jaką cenę.
Cena nie tylko byłaby wysoka i wynosiłaby miliardy dolarów z pieniędzy podatników, ale przede wszystkim oznaczałoby to łamanie fundamentów wolnorynkowej gospodarki. Już teraz reguły te zostały złamane, gdyż ratowanie AIG oraz Bear Sterns nie było wymagane przez prawo amerykańskie, gdyż instytucje te nie były ubezpieczone przez system federalny. Natomiast w następstwie ratowania tych instytucji stworzono bardzo niebezpieczny precedens, który niestety zostaje obecnie powielany w Europie.
Dla instytucji finansowych świadomość ta jest bardzo wygodna, gdyż dziś wiedzą, że mogą zostać uratowane ze środków podatników. Z drugiej strony zmuszenie wierzycieli do wymiany wierzytelności na akcje, czy też umorzenia części długu oznaczałoby, że koszty ratowania musiałby w większości ponieść sektor finansowy. Jednakże zmuszenie wierzycieli, którzy zdawali sobie sprawę z ryzyka, do poniesienia skutków obecnego kryzysu oznaczałoby takie same naruszenie praw własności, jak wykorzystanie środków publicznych do ratowania prywatnych banków. Jednakże to przedstawiciele banków decydują dziś wraz z rządem i organami nadzoru o ratowaniu instytucji finansowych, a nie podatnik w Stanach Zjednoczonych czy też w Europie.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że sam autor upadłego planu – Henry Paulsona był pracownikiem banku inwestycyjnego Goldman Sachs od 1974 r. W 1982 r. został on partnerem i tym samym udziałowcem tego banku. Natomiast w 1999 r., gdy Goldman Sachs został wprowadzony na giełdę, został on jego prezesem. Pod koniec 2006 r., gdy Henry Paulson przechodził do Białego Domu na stanowisko Sekretarza Skarbu posiadał on akcje Goldman Sachs, które były wtedy wyceniane na ponad 700 milionów dolarów. Natomiast jego nowe wynagrodzenie jako sekretarza skarbu miało wynieść 175 700 dolarów rocznie. Wiele osób dziwiło się wtedy, dlaczego ktoś rezygnuje z pozycji prezesa banku inwestycyjnego z rocznym wynagrodzeniem wraz z bonusami w wysokości blisko 40 milionów dolarów na rzecz słabo płatnego stanowiska w administracji Białego Domu. Niektórzy już wtedy uważali, że jego przejście jest oznaką nadchodzących problemów dla sektora finansowego, gdyż pozwoliło mu ono znaleźć uzasadnienie na sprzedaż posiadanych przez niego akcji Goldman Sachs. W Stanach Zjednoczonych, tak jak w Polsce, osoby piastujące wysokie stanowiska w administracji nie mogą być udziałowcami w spółkach. W związku z tym osoby te najczęściej oddają swoje środki do tzw. ślepych funduszy, o których ona nie wie, w co są inwestowane jej pieniądze i tym samym nie można jej oskarżać o forsowanie rozwiązań korzystnych dla siebie. Niestety, o tych faktach mało kto wspominał, gdy dyskutowany był publicznie plan Paulsona, jak i również o faktcie, że duża część z byłych i obecnych przedstawicieli w rządzie amerykańskim to byli pracownicy Goldman Sachs lub innych też instytucji finansowych.
W Stanach Zjednoczonych zwyciężył na razie zdrowy rozsądek i Plan Paulsona upadł. Jego wdrożenie zmieniłoby oblicze systemu finansowego na lata. Niestety w Europie nie możemy zaobserwować takiego kierunku i dziś miliardy euro przeznaczane są na ratowanie prywatnych instytucji finansowych. Oznacza to nic innego, że zyski wygenerowane przez instytucje finansowe są prywatne, zaś ich straty muszą dziś pokrywać całe społeczeństwa. Przypomina to trochę system socjalistyczny, w którym niewielka grupa odnosiła korzyści kosztem całego społeczeństwo. Zachowanie takie nie powinno być usprawiedliwiane i zamiast tego należy wdrożyć w miarę szybko alternatywny plan ratowania systemu finansowego. Plan ten powinien być oparty na zasadach wolnorynkowych, w którym osoby muszą ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje, a nieodpowiedzialne zachowanie jest karane.
Oskar Kowalewski
Autor jest adiunktem w Instytucie Gospodarki Światowej SGH oraz współzałożycielem SEENDICATE