Wobec takiego stanu rzeczy obniżają się rentowności obligacji i rosną ich ceny. Rentowność 10-letnich papierów skarbowych Stanów Zjednoczonych spadła dziś do poziomu 5,10 % a 2-letnich do 5,16%. Inwersja krzywej rentowności na tym odcinku sięgnęła 6 pb, najwięcej od przełomu luty-marzec. Należy wspomnieć, iż proces odwracania krzywej rentowności antycypował ostatnie cztery recesje w największej gospodarce świata. Nie dziwi zatem zainteresowanie inwestorów zmianami na amerykańskim rynku długu. Do tego jutrzejsze dane makroekonomiczne dotyczące deficytu handlowego nie nastrajają pozytywnie. Oczekuje się wzrostu majowego deficytu do poziomu 65 mld USD wobec 63,4 mld USD w poprzednim miesiącu. Dane te trzeba jeszcze zestawić z przepływami kapitałowymi netto, czyli ze źródłem finansowania deficytu. Uczestnicy rynku zachowają spokój jeśli okaże się, że Japonia i Chiny nadal utrzymują stan inwestycji w amerykańskie papiery skarbowe. Póki co jednak dane te poznamy dopiero we wtorek. Jutro z kolei można się spodziewać reakcji na odczyt deficytu handlowego zwłaszcza, gdy będzie on inny od prognoz.
Najbardziej powinien zareagować rynek walutowy. Dziś na EUR/USD panował względny spokój, co pomogło w aprecjacji naszej waluty. Po południu za euro płacono 4,04 zł a za dolara 3,17 zł. Jednak do powrotu do trendu silnej złotówki jeszcze długa droga. Nie chodzi tu oczywiście o czas, lecz o przekonanie inwestorów, że na rynkach wschodzących dalej można zarabiać. W tym zakresie jak widać nie jest łatwo, mimo ostatnich wzrostów na naszym parkiecie.
Dziś WIG20 spadł o 1,01%. Zmniejszyła się również baza na kontraktach terminowych z 54 pkt do 24 pkt po dzisiejszej sesji. Obroty na największych spółkach ledwie przekroczyły 800 mln PLN. Trudno tu zatem doszukiwać się udziału inwestorów zagranicznych, kiedy to za ich panowania na rynku wartość zrealizowanych transakcji często była dwukrotnie wyższa. Niższe poziomy notowały również europejskie indeksy nierzadko tracąc ponad 1% swojej wartości. Także za oceanem inwestorzy nie mają powodów do zadowolenia, kiedy to coraz częściej mówi się o gorszych przyszłych wynikach finansowych przedsiębiorstw jako efekt nadchodzącego spowolnienia gospodarczego. O godz. 19.00 DJIA i S&P500 notowały spadek o 0,4% a Nasdaq o 0,9%.
Zarobić można było dziś na rynku towarowym. Ceny metali znowu idą w górę a na uwagę zasługuje nikiel. Oczekiwany wzrost popytu na ten surowiec potrzebny do produkcji stali nierdzewnej oraz spadek jego zapasów kontrolowanych przez Londyńską Giełdę Metali zaowocowały kolejnym rekordem cenowym. Za tonę niklu w kontraktach trzymiesięcznych po wzroście o 4% płacono 26300 USD. To najwięcej od przynajmniej 1987 roku. Cena tego surowca w tym roku wzrosła już o 90% i spodziewana jest dalsza jego aprecjacja. Chińska produkcja stali nierdzewnej, jak szacują ekonomiści, wzrośnie w tym roku o 25% co pociągnie za sobą wzrost popytu na nikiel. Spadki zapasów monitorowanych przez giełdę w Londynie przełożyły się na wzrost kursów także innych surowców. Drożały cynk, cyna, ołów i aluminium.
Jutro, oprócz amerykańskiego bilansu handlowego, poznamy wielkość zmiany PKB strefy euro w I kwartale br. Będzie to ostatni odczyt zatem nikt nie spodziewa się tu sensacji. Wg prognoz gospodarka strefy euro rozwijała się w I kwartale w tempie 1,9% r/r i 0,6% q/q.
Michał Kowalski, Expander