Tym samym ponowny i być może udany atak na historyczne maksima (1,4950) w przyszłym tygodniu wydaje się dość prawdopodobny. Wcześniej, notowania będą musiały poradzić sobie z krótkoterminowym oporem, który wyznacza strefa 1,4860-1,4880. Pierwsze podejścia okazały się nieudane, w efekcie w piątek po godz. 16:00 wspólna waluta była warta 1,4834 USD. Sukcesywnie drożał natomiast funt, po odbiciu się w minioną środę z okolic silnych wsparć na 1,9350 USD. W piątek po południu notowania GBP/USD oscylowały wokół 1,9700. Układ wskaźników nie wyklucza dalszych zwyżek nawet w okolice maksimów z końca stycznia (1,9950). Dolar nie będzie miał dobrej passy.
Amerykańskiej walucie zaszkodziły opublikowane wczoraj dane dotyczące aktywności sektora wytwórczego w regionie Filadelfii, który to wskaźnik spadł do najniższego poziomu od 1991 r. osiągając poziom „minus” 24 pkt. Niejako utwierdziły one inwestorów w tym, iż sytuacja w amerykańskiej gospodarce będzie nadal się pogarszać, a FED nie będzie miał wyjścia i 18 marca zdecyduje się na obniżenie głównej stopy funduszy federalnych do 2,50 proc. Oczywiście nie można wykluczyć, iż po tym okresie bank centralny zostanie zmuszony do pewnej pauzy w dotychczasowym cyklu, co będzie wymuszone przez ryzyko nadmiernego wzrostu inflacji. To jednak długookresowe dywagacje, które nie będą miały większego wpływu na notowania „zielonego” w najbliższych tygodniach. Po dzisiejszej publikacji wstępnych danych o wartości indeksów PMI dla strefy euro w lutym, gdzie wskaźnik mierzony dla sektora usług wyraźnie odbił w górę (52,3 pkt.) oddaliły się szanse na rychłą obniżkę stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny. Z ostatnich wypowiedzi jego przedstawicieli wyraźnie wynikało, iż przyjęli oni „neutralną”, a nie tak jak tego oczekiwali niektórzy uczestnicy rynku, „gołębią” postawę. A w takim układzie dysparytet stóp procentowych będzie sprzyjał dalszym zwyżkom EUR/USD. Spodziewane słabe dane ze Stanów Zjednoczonych w nadchodzącym tygodniu (sprzedaż domów na rynku wtórnym i pierwotnym, zamówienia na dobra trwałego użytku, indeksy zaufania i nastroju konsumentów, kolejne odczyty PKB za IV kwartał) będą wspierać także zwyżki GBP/USD. Przypomnijmy, iż ostatnie dane o nieoczekiwanie wyższym wzroście dynamiki sprzedaży detalicznej w styczniu, przy jednoczesnej ich rewizji w górę za grudzień, poważnie zmniejszyły szanse na to, iż Bank Anglii mógłby obniżyć stopy procentowe już 6 marca.
Sytuacja w której dolar nadal pozostaje słaby jest dość korzystna dla złotego. Zwłaszcza, że ostatnie dane makroekonomiczne sugerują, iż Rada Polityki Pieniężnej będzie musiała poważnie rozważyć możliwość podwyższenia stóp procentowych o 25 pkt. bazowych już podczas posiedzenia zaplanowanego na 26-27 lutego. Oczekiwania te mogą się zwiększyć po zaplanowanej na poniedziałkowy ranek (godz. 10:00) publikacji danych o styczniowej sprzedaży detalicznej (15,3 proc. r/r) i stopie bezrobocia (11,7 proc.). Do dalszej zwyżki naszej waluty mogą przyczynić się także ostatnie wypowiedzi wiceministra i ministra finansów odnośnie możliwego terminu przyjęcia w Polsce wspólnej waluty, co byłoby możliwe jeszcze przed 2012 r. Jacek Rostowski unikał jednak podania konkretnego terminu, twierdząc, iż nie byłoby to rozsądne. Dodał jednocześnie, iż wejście do systemu ERM-II powinno być uzależnione od bieżącej sytuacji rynkowej, a ta obecnie pozostaje niestabilna. Ze strony resortu finansów, a także premiera padły także deklaracje dotyczące możliwego terminu wprowadzenia podatku liniowego (2010-2011 r.). Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, ich celem jest bardziej efekt propagandowy związany z mijającymi w niedzielę 100-dniami funkcjonowania gabinetu Donalda Tuska.
Dokąd, zatem uda się złoty w przyszłym tygodniu? Zakładając, iż sytuacja na giełdzie nie ulegnie gwałtownemu pogorszeniu (a w ostatnim czasie inwestorzy na rynkach akcji dawali do zrozumienia, iż zdyskontowali większość negatywnych informacji), dolar będzie nadal tracił na rynkach światowych, a nasza RPP zdecyduje się na podwyżkę stóp procentowych, to być może na koniec przyszłego tygodnia za jedno euro przyjdzie nam płacić 3,52 zł, a za dolara 2,35 zł.
