Analiza wykonana przez firmę doradczą Ernst&Young pokazała, że ewentualny wzrost wymaganego od banków kapitału, pokrywającego ryzyko udzielania kredytów w walutach obcych, powinien być niewielki. Okazało się, że większego zagrożenia dla sektora bankowego z tytułu udzielania kredytów denominowanych w walutach obcych… nie ma.I mówi to ten sam Związek Banków Polskich, który jeszcze nie tak dawno stwierdzał, że takie ryzyko jednak może istnieć. Na całe szczęście pod jego patronatem i na jego zlecenie powstała analiza i koniec końców można stwierdzić, że najprawdopodobniej cała sprawa kredytów walutowych skończy się na rekomendacjach jakościowych (które tak czy inaczej były potrzebne). Czyli i wilk będzie syty i owca cała, a klienci na tym nie stracą. Również sam Nadzór Bankowy będzie dysponował ważnym argumentem, żeby nie stosować scenariusza rumuńskiego. Dlatego można się spodziewać, że boom na kredyty mieszkaniowe będzie trwał dalej. Zwłaszcza, że ostatnio porobiło się już nawet tak, że deweloperzy zarabiają na tym, że… nie budują mieszkań. Po co – skoro ceny same rosną. A przebitka jest taka, że ze świecą szukać lepszego biznesu (no chyba, że mówimy o czymś nielegalnym).
Przykładem jest spółka joint venture Pirelli Pekao Real Estate. Chociaż bank ma w tym podmiocie 25% udziałów, to po nazwie widać, że jest tutaj bardzo ważnym partnerem. Ten deweloper to zresztą dawny Pekao Development. Jak czytamy w informacji prasowej z czasów, kiedy została podpisana umowa: „Celem Pirelli Pekao Real Estate jest prowadzenie działalności zgodnie z modelem biznesowym Pirelli RE oraz potencjałem finansowym Banku Pekao SA, przede wszystkim w celu osiągnięcia pozycji lidera na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych.” Jeśli dodamy do tego troskę Prezesa UniCredito o portfele Polaków, którą to tłumaczy brak kredytów walutowych w ofercie Banku Pekao S.A., a teraz i BPH, to dość dziwnie wygląda sytuacja, że deweloper, w którym Żubr (czyli instytucja zaufania publicznego) ma udziały, nie dotrzymuje swoich zobowiązań! O co chodzi?
Firma Pirelli Pekao Real Estate uznała, że mieszkania w Warszawie drożeją zbyt szybko, by dotrzymywać podpisywanych przez siebie umów rezerwacyjnych (pytanie, czy nie były one czasem podpisywane z Pekao Development, bo chodzi o umowy z grudnia zeszłego roku). W sumie się nie dziwimy – mieszkania jeszcze nie stoją (w końcu sprzedaje się wszystko na pniu, zanim wbije łopatę w ziemię), a ceny same rosną. Włosi skorzystali z tego i podnieśli ceny o prawie 25%. Tym samym na lodzie zostawili osoby, które sobie mieszkania zarezerwowały po pierwotnej cenie. Co tam umowy, liczy się kasa. Że kilkaset osób zostało z niczym? No cóż…
O całej sprawie informowały już inne media. My natomiast nie widzieliśmy informacji o tym, że w całość jest zaangażowany było nie było Bank Pekao S.A. No cóż, jeśli tak miałaby wyglądać odpowiedzialność tej instytucji za portfele Polaków… Mamy zatem nadzieję, że taka sytuacja wynika ze zbyt małego udziału w spółce, chociaż od pierwszych publikacji już trochę czasu minęło i nic się w tej sprawie nie ruszyło. W sumie trochę trudno teraz coś zrobić – jeśli ktoś już te teoretycznie zaklepane mieszkania zamówił po wyższej cenie… Istne wariactwo z tymi cenami ostatnio się zrobiło.