Wtedy to za euro płacono nawet 4,2450 zł, a dolar był wart blisko 3,24 zł. Z kolei frank podrożał aż do 2,89 zł, przyprawiając o niemały ból głowy rzesze kredytobiorców.
Wprawdzie ostatnimi czasami rynkowa stopa procentowa w Szwajcarii, czyli w tym wypadku konkretnie 3- lub 6-miesięczny LIBOR, znacznie spadła, to jednak raty kredytów nadal rosną, nie mówiąc już o pogarszającej się relacji zabezpieczenia kredytu do wyceny nieruchomości.
Koniec tygodnia przyniósł nieznaczną poprawę nastrojów, która ma szansę na kontynuację w najbliższych dniach. Globalne nastroje na giełdach poprawiły deklaracje finansowego wsparcia dla Bank of America i zgoda Senatu USA na rozdysponowanie kolejnych kwot ze słynnego planu Paulsona.
Rynek największe nadzieje pokłada jednak w inauguracji prezydentury Baracka Obamy, która będzie mieć miejsce w najbliższy wtorek. Jako że dzisiaj (poniedziałek) rynek amerykański nie pracuje za sprawą Dnia Martina Lutera Kinga, nie można wykluczyć, że we wtorek dojdzie do swoistej eksplozji optymizmu wśród inwestorów.
Co ciekawe, będzie miała ona tylko podłoże psychologiczne. Bo trudno liczyć na to, że nagle wszystko się odmieni, a problemy globalnej gospodarki znikną jak za pociągnięciem magicznej różdżki. Niemniej rynkom potrzebny jest powiew optymizmu.
Niestety na razie gospodarcza statystyka jest wciąż nieubłagana, a znani ekonomiści spodziewają się poprawy dopiero w 2010 r. Co gorsza, kryzys zaczyna w coraz większym stopniu dotykać Europę, zwłaszcza jej biedniejsze kraje.
Nie są one w stanie przeznaczyć tak dużych środków na pakiety stymulacyjne dla gospodarek, są także w dużym stopniu uzależnione od napływu zagranicznego kapitału. Nie warto zatem liczyć na to, że wzrosty, jakie mogą mieć miejsce w tym tygodniu, będą sygnałem poprawy na dłużej.
To wciąż nie jest czas na inwestowanie w akcje, nie warto także liczyć na wyraźniejsze umocnienie złotego. Perspektywa zakładająca, że frank podrożeje nawet do 3 zł w tym półroczu, wciąż pozostaje aktualna.
Marek Rogalski, główny analityk DM FIT