Sponsoring może okazać się mieczem obosiecznym. Firma zyskuje na transferze wizerunku i ma bezpłatną reklamę i promocję, która jest warta znacznie więcej niż wyłożone pieniądze. Przykład ING pokazuje jednak, że kłopot sponsorowanego podmiotu, może okazać się sytuacją kryzysową. A przecież w bankowości reputacja, zaufanie i wizerunek to podstawa działalności.Może to porównanie na wyrost, ale mało brakuje, żeby Formuła 1 stała się sportem narodowym Polaków – mimo, że nie ma u nas żadnego toru. Na całym świecie trwa fascynacja tym sportem. Wykorzystują to sponsorzy, co zresztą widać w nazwie prawie każdego zespołu. Tak się złożyło, że ING związał się z Renault, byłym mistrzowskim zespołem. To kontrakt globalny i marka ING pokazywała się na ekranach milionów telewizorów na całym świecie. Grupa wykorzystuje podpisany kontrakt również w inny sposób, w tym także w Polsce. Dość przypomnieć warszawską prezentację bolidu F1. Skojarzenia z formułą wykorzystuje zarówno ING BSK, jak i NN. Czy jednak będzie tak dalej? Nie jest to obecnie takie pewne, bo nad Renaultem zbierają się ciemne chmury. A to zapowiada kłopoty dla INGa.
Zespół Renault jest podejrzewany, że od września 2006 roku do października 2007 był w posiadaniu informacji technicznych o bolidach McLarena. Tak podała Międzynarodowa Federacja Samochodowa. 6 grudnia członkowie zespołu mają stawić się na przesłuchanie przed specjalną komisją FIA. To odprysk afery McLarena, któremu udowodniono posiadanie i wykorzystywanie tajnego raportu technicznego Ferrari. Zespół został ukarany odjęciem wszystkich punktów w klasyfikacji drużynowej i 100 mln dolarów kary. W tym momencie Renault ma takie same zarzuty.
Można sobie wyobrazić, co się może stać, jeśli zespół zostanie jednak skazany. Z punktu widzenia ING to będzie prawdziwa katastrofa. W pewnym sensie będzie to też polskich spółek tej instytucji. Może być zatem gorąco…