Oznacza to gwałtowne wyhamowanie rozwoju polskiej gospodarki, która przez ostatnie lata rosła w tempie przekraczającym 5 proc. (w 2006 roku o 6,3 proc., w 2007 – o 6,7 proc.).
To nie koniec złych wieści: ekonomiści są pewni, że zarówno pierwszy kwartał 2009 roku, jak i cały rok będą jeszcze gorsze. Jednak co do tego, jak bardzo spadnie tempo rozwoju – zgody nie ma. Do zwolenników czarnego scenariusza dołączyli wczoraj eksperci Bank of America, którzy uważają, że polska gospodarka w 2009 r. skurczy się o 1 proc. Innego zdania jest Bank Światowy, według którego PKB wzrośnie o 2 proc.
Ale jeśli PKB zwiększy się o mniej niż 2 proc., to – jak twierdzą ekonomiści – niemożliwe będzie zrealizowanie zakładanych wpływów do budżetu. Dlatego dotychczasowe cięcia zaproponowane na początku roku przez premiera Tuska, które zmniejszyły wydatki państwa o 19,7 mld zł, nie wystarczą. Nawet mimo tego że – jak podało wczoraj Ministerstwo Finansów – w lutym inflacja wzrosła do 3,4 proc. z 3,1 proc. w styczniu.
– Nawet przy optymistycznym wariancie wzrostu PKB o ok. 2 proc., grozi nam deficyt na poziomie 28 mld zł, czyli o ok. 10 mld zł wyższy od zakładanego przez rząd. A to dlatego, że mocno przesadzone były szacunki wpływów już w pierwotnym projekcie budżetu – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Ta dziura budżetowa będzie jeszcze większa, jeśli PKB spadnie do około 1 proc. Wówczas grozi nam deficyt budżetowy nawet na poziomie 35 mld zł.
Z naszych informacji wynika, że rząd rozważa przeprowadzenie kolejnej nowelizacji budżetu już na przełomie kwietnia i maja. – Czekamy na dane o produkcji przemysłowej za pierwszy kwartał i o wpływach z podatku PIT – mówi „Polsce” Elżbieta Suchocka-Roguska, wiceminister finansów. Jednak nie odpowiedziała, jakiego deficytu spodziewa się rząd, ani w jaki sposób będzie starał się go zmniejszyć.
Zdaniem ekonomistów rząd będzie bronił się przed zwiększaniem wydatków, bo deficyt budżetowy wyższy o ponad 3 proc. PKB mógłby zagrozić naszym planom przyjęcia euro w 2012 r. Będzie więc szukał dodatkowych źródeł dochodu.
Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się podwyższenie składki rentowej. – Podniesienie jej do poziomu pierwotnego, czyli o 7 pkt proc. dla pracowników i o 4 pkt proc. dla przedsiębiorców, dałoby w ciągu półrocza 9,6 mld zł dodatkowych wpływów – mówi Jankowiak.
Część ekonomistów uważa jednak, że deficyt powinien być wyższy. – Lepiej jest go zwiększyć, informując o tym inwestorów, bo wtedy jest szansa na wielomiliardowe inwestycje, które mogą być motorem wzrostu gospodarczego – uważa Marek Zuber, analityk Dexus Partners.
Na szybką zmianę trendu tempa rozwoju gospodarczego nie ma jednak co liczyć. W styczniu 2008 r. produkcja przemysłowa spadła bowiem o blisko 15 proc. Analitycy przewidują, że w tym tygodniu NBP poda kiepskie dane o eksporcie w styczniu, który przed miesiącem spadł w ujęciu rocznym o 16,4 proc. Nawet sprzedaż detaliczna, która w czwartym kwartale była jednym z motorów wzrostu, gwałtownie wyhamowała.
– Spodziewamy się, że dynamika konsumpcji, która w czwartym kwartale ub.r. utrzymywała się na poziomie ponad 5 proc., w pierwszej połowie roku spadnie do ok. 2-3 proc., a w drugiej połowie roku nawet poniżej 2 proc. – mówi Wojciech Matysiak, główny analityk BGŻ. Zdaniem ekspertów najgorsze będą dwa pierwsze kwartały: niewykluczony jest nawet spadek PKB. Odczuwamy bowiem z opóźnieniem skutki recesji na Zachodzie.
Pod koniec roku sytuacja może się poprawić. Z pomocą przyjdzie osłabienie złotego. Sprawia ono, że polska gospodarka staje się bardziej konkurencyjna w stosunku do zachodniej: maleją koszty produkcji, tanieje siła robocza. – Spodziewam się, że coraz więcej firm będzie podejmować decyzję o przeniesieniu produkcji do Polski, a eksporterzy, dzięki temu, że ich towary stają się atrakcyjniejsze cenowo wobec zachodnich, mogą liczyć na odbudowanie części utraconych zamówień – mówi Wojciech Matysiak, główny analityk BGŻ.
O tym, że przedsiębiorcy już zaczynają odczuwać pozytywne skutki osłabienia złotego, świadczą najnowsze dane instytutu BIEC: już drugi miesiąc nieznacznie wzrósł wskaźnik wyprzedzający koniunktury (WWK), informujący z wyprzedzeniem o przyszłych tendencjach w gospodarce. – Niestety, na razie nie jest to trwały wzrost, na ożywienie trzeba poczekać do czwartego kwartału – prognozują eksperci BIEC.
Joanna Pieńczykowska, Tomasz Rożek