W sierpniu można było odbyć bezpłatny, przyspieszony kurs ekonomii. A dokładnie konstrukcji i interpretacji wskaźników ekonomicznych. Po tym szkoleniu nie będzie już takie oczywiste, że wzrost gospodarczy i wzrost PKB są pojęciami tożsamymi.
Ekonomistów zszokował czerwcowy bilans handlowy Stanów Zjednoczonych. Saldo było ujemne i wyniosło aż 49,9 miliardów dolarów wobec 42 miliardów w maju. Deficyt był aż o 18,8% większy niż przed miesiącem oraz największy od października 2008 roku. Bardzo wyraźnie przekroczył też oczekiwania analityków liczących na 42 mld USD. Tak znaczna rozbieżność względem prognoz była skutkiem wzrostu importu (+3% mdm) połączonego ze spadkiem wartości eksportu (o 1,3% mdm).
Nie ma czegoś takiego jak zły bądź dobry bilans handlowy. Wszystkie transakcje wchodzące w jego skład zostały przecież przeprowadzone, w celu zaspokojenia potrzeb konsumentów i na warunkach akceptowanych przez obie strony. Deficyt oznacza tylko, że wszystkie amerykańskie przedsiębiorstwa więcej wydały na kupno towarów (i usług) za granicą niż otrzymały pieniędzy od zagranicznych kontrahentów. Różnicę musiały wyrównać gotówką. Ale wielu obserwatorów odebrało tą informację bardzo negatywnie. Rynkowi ekonomiści naprędce zaczęli obniżać szacunki PKB Stanów Zjednoczonych. Wstępne dane Departamentu Handlu mówiły bowiem o wzroście rzędu 2,4% (w ujęciu anualizowanym). Po publikacji czerwcowego bilansu handlowego analitycy spodziewają się rewizji do poziomu 1,2-1,4%.
Ale dlaczego zwiększony import oznacza wolniejszy „wzrost gospodarczy”? To efekt konstrukcji samego Produktu Krajowego Brutto, w skład którego wchodzi pozycja o nazwie „eksport netto”. Jest to różnica pomiędzy wartością eksportu nad importem. Jeśli wartość ta jest ujemna (co w Stanach Zjednoczonych ma miejsce od 20 lat), to obniża poziom PKB. Według wstępnych danych w drugim kwartale eksport netto odjął 2,8 punktu procentowego od anualizowanej dynamiki amerykańskiego PKB.
Kontrastu dostarczyły dane z Niemiec, gdzie w minionym kwartale gospodarka rozwijała się ponoć w najszybszym tempie od czasu zjednoczenia kraju 20 lat temu. PKB naszego zachodniego sąsiada wzrósł o 2,2% względem pierwszego kwartału oraz był o 4,1% większy niż przed rokiem (wobec spadku o rekordowe 4,7% w całym 2009 roku).
Motorem napędowym niemieckiego wzrostu był rosnący eksport, który podnosił wartość eksportu netto i zarazem całego PKB. Od stycznia do maja Niemcy sprzedały na rynkach zagranicznych towary warte 371,1 miliardów euro, czyli o 15% więcej niż w okresie głębokiej zapaści rok temu. Niemiecka nadwyżka handlowa sięgnęła 60,2 mld euro i była o 30% większa niż rok wcześniej. Według danych Eurostatu Niemcy odpowiadali za 63% wartości eksportu ze strefy euro, którego niespełna 12% trafiło do Stanów Zjednoczonych. Stąd większy niemiecki eksport do USA oznaczał wyższy PKB w Niemczech i niższy w Ameryce.
Tylko czy z tego powodu Niemcy stali się bogatsi, a Amerykanie biedniejsi? Czy więcej dolarów w portfelach niemieckich przedsiębiorstw i więcej towarów w gospodarce Stanów Zjednoczonych zubożył USA a wzbogacił Niemcy? A może stało się odwrotnie? W każdym bądź razie statystyki nam na te pytania nie odpowiedzą. Zaś ekonomistom łatwiej jest komentować zmieniające się słupki takich mierników jak PKB niż zastanawiać się nad ich interpretacją.
Źródło: PR News