Doniesienia o rozbudzonych nadziejach kredytobiorców walutowych na Węgrzech i w Chorwacji przebiły się do polskich mediów. Pojawiły się głosy rozważające możliwość powtórzenia się u nas podobnego scenariusza. Można się spodziewać, że temat spłacających kredyty we frankach zostanie podchwycony przez polityków szukających poparcia. Klientów banków najprawdopodobniej czeka jednak rozczarowanie.
Decyzja chorwackiego sądu pierwszej instancji jest kontrowersyjna i wiadomo, że banki będą się od niej odwoływać. Przypomnijmy, że sąd w Zagrzebiu rozpatrujący pozew zbiorowy kredytobiorców uznał, że nie byli oni świadomi ryzyka walutowego i że zobowiązania powinny zostać przeliczone na kuny po kursie z dnia zawarcia umowy.
Realizacja wyroku oznaczałaby poważne straty dla banków i mogłaby zagrozić stabilności systemu bankowego. Obawy o konsekwencje takiego rozwoju wydarzeń, wyrażone przez chorwackiego premiera, przedstawiciele wnoszących pozew odebrali jako próbę wywarcia nacisku na niezależny sąd. Dalsze losy pozwu będą zapewne bacznie obserwowane przez kredytobiorców w naszej części Europy. Już dziś wyrok przyniósł namacalne efekty w Bośni i Hercegowinie, gdzie jeden z banków podjął negocjacje ze zbuntowanymi klientami.
Ryzyko było znane
Szczyt popularności kredytów we frankach szwajcarskich w Polsce miał miejsce w 2008 roku. Przypomnijmy, że w tym czasie obowiązywały już zalecenia Rekomendacji S z 2006 roku, które ograniczały dostępność zobowiązań walutowych. Kredytobiorca musiał wówczas:
- w pierwszej kolejności otrzymać ofertę kredytu w złotych,
- spełnić podwyższone wymogi dotyczące dochodów, jeśli decydował się na kredyt walutowy,
- podpisać oświadczenie, że ma świadomość ryzyka walutowego oraz że zapoznał się z informacją o ryzyku stopy procentowej.
Polskim frankowym kredytobiorcom trudno będzie udowodnić, że nie wiedzieli, iż decydują się na ryzykowną spekulacyjną grę, z której – nawiasem mówiąc – przez kilka lat czerpali namacalne korzyści w postaci niższego obciążenia ratą. Sama Rekomendacja S spotkała się zresztą w swoim czasie z bardzo nieprzychylnym przyjęciem i przedstawiano ją jako kłodę rzuconą pod nogi Polakom marzącym o własnych czterech kątach.
Pozwy zbiorowe nie znikną
Kilkaset tysięcy rodaków spłacających kredyty walutowe to licząca się siła. Można się spodziewać, że już dawno dostrzegli ją politycy, którzy będą skłonni podsycać nadzieje na rozwiązanie „frankowego problemu”. Przykład płynie z Węgier, gdzie jednak sytuacja kredytobiorców była i jest znacznie trudniejsza.
Tymczasem kredytobiorcy mogą skutecznie kwestionować nie tyle samą konstrukcję produktu, co raczej wybrane zapisy w umowach kredytowych. Drogę pokazali „Nabici w mBank”, a w sieci zwierają szyki także klienci Banku Millennium. Kością niezgody może być np. arbitralnie ustalany przez bank kurs wymiany waluty (do czasu, gdy umożliwiono klientom spłatę rat bezpośrednio w walucie), mechanizm wyliczania brakującego wkładu własnego czy zasady pobierania składek ubezpieczeniowych. Pozwy zbiorowe to stosunkowo nowa instytucja w polskim systemie prawnym, ale niezadowoleni klienci banków nie będą się wahać, by skorzystać z tej możliwości.
Michał Kisiel, analityk Bankier.pl
