Sprawdzając cenę najważniejszego energetycznego surowca łatwo o poznawczy dysonans. Nie wiadomo, czy ropa naftowa jest tylko droga czy już bardzo droga. Jedne portale informacyjne podają cenę nieco poniżej 100 dolarów za baryłkę, na innych zaś widnieje cena wyraźnie przekraczająca 110 dolarów. Ile naprawdę kosztuje ropa naftowa?
Kiedyś, w spokojnych czasach przedkryzysowych na takie pytanie stosunkowo łatwo było odpowiedzieć. Co prawda w każdym niemal miejscu na ziemi ropa miała inną cenę lecz różnice wynikały jedynie z kosztów transportu oraz jakości surowca. Nie były też zbyt wielkie. Przez ostatnie 25 lat różnica między dwoma najważniejszymi światowymi wskaźnikami cen ropy, czyli West Texas Intermediate (WTI) oraz Brent wynosiła najwyżej kilka dolarów.
Mówiąc WTI mamy na myśli ropę gromadzoną w Cushing w stanie Oklahoma. Z tego centralnie położonego miejsca transportowana jest rurociągami do przerabiających ją rafinerii położonych w różnych częściach USA. Do Cushing trafia ropa wydobywana na kontynencie, w Zatoce Meksykańskiej oraz ta z importu. Ropa Brent z kolei wydobywana jest z Morza Północnego i choć stanowi jedynie 2% światowego wydobycia, jej cena jest punktem odniesienia dla dwóch trzecich światowych obrotów ropą naftową. Ropa Brent zawiera więcej siarki niż WTI, dlatego koszty jej przerobu są odrobinę wyższe, przez co do niedawna była o 1,5 do 2 dolarów tańsza.
Przez lata ton światowemu handlowi ropą nadawały Stany Zjednoczone. Choć wydobycie w tym kraju było duże, nie zaspokajało potrzeb miłujących transport samochodowy Amerykanów. Ropa płynęła do USA szerokim strumieniem z Półwyspu Arabskiego, a jak była taka potrzeba także i z Europy. Z tego powodu cena ropy WTI nie mogła być znacznie wyższa niż ropy Brent. Koszt transportu ropy tankowcem przez Atlantyk, wahający się obecnie między 3 a 4 dolarami za baryłkę oraz różnica w koszcie przerobu stanowiły górne ograniczenie spreadu WTI-Brent. Dzięki arbitrażowi ropa w Oklahomie nigdy nie była droższa o więcej niż 6 dolarów od ropy londyńskiej.
Co w takim razie sprawiło, że w tej chwili to ropa Brent jest droższa od WTI i to w dodatku o ponad 16 dolarów? Różnica w cenie ropy amerykańskiej i europejskiej, która trzy tygodnie temu przekraczała nawet 22 dolary ma kilka przyczyn. Ogólnie można powiedzieć, że wynika ze strategicznych przemian, które zachodzą na światowym rynku ropy w związku ze wzrostem roli rynków wschodzących takich jak Chiny i Indie oraz ograniczeniem jej zużycia w Stanach Zjednoczonych. Warto jednak bliżej nieco przyjrzeć się sprawie, gdyż kusząca może wydawać się perspektywa zarobku na nieuchronnym zdaje się powrocie spreadu WTI-Brent do równowagi.
Wyjaśnienie obecnej dwucyfrowej różnicy w cenie ropy europejskiej i amerykańskiej wymaga wprowadzenie jeszcze jednego istotnego dla rynku ropy wskaźnika cenowego. Chodzi o Louisiana Light Sweet (LLS) – ropę, którą handluje się w Nowym Orleanie nad Zatoką Meksykańską. Cena ropy w Louisianie jest nieco niższa niż ropy Brent, ale różnica wynosi nie 13, a jedynie nieco ponad 3 dolary. Ma to prostą przyczynę: ropę z Nowego Orleanu w razie czego można wysłać tankowcem do Europy, Chin czy gdziekolwiek indziej. Ropę z Cushing w Oklahomie wysłać jest bardzo trudno.
Skąd jednak bierze się ta trudność? Przecież z Cushing do Nowego Orleanu jest jedynie 1100 kilometrów. Czy nie ma żadnych rurociągów łączących naftowe serce Ameryki z wybrzeżem? Problem polega na tym, że istniejąca sieć transportu ropy nie jest zupełnie przystosowana do wywozu ropy na wybrzeże – większość rurociągów po prostu nie jest w stanie pompować ropy w drugą stronę. Gdy projektowano sieć przesyłową nie myślano o tym, że może zaistnieć potrzeba wywozu ropy z USA – największego jej konsumenta na świecie.
Trudności logistyczne związane z przechowywaniem ropy w Cushing zaczęły dawać o sobie znać dużo wcześniej niż, w tym roku. Mniej więcej od 2005 roku, kiedy wzrost cen ropy na świecie wyraźnie przyspieszył, amerykańscy konsumenci zaczęli pozostawać w tyle. Co i raz powracała groźba, że mimo rosnącego zapotrzebowania na ropę na świecie, zbiorniki w Cushing przepełnią się i nie będzie jak wysłać ropy na wybrzeże. Ropa WTI zaczęła więc być notowana z dyskontem średnio odpowiadającym mniej więcej kosztom transportu do Zatoki Meksykańskiej (obecnie około 3,5-4 dolarów za baryłkę), które zmieniało się w zależności od stanu zapasów w Cushing. Gdy przyszedł kryzys, a zwłaszcza wtedy, gdy wyraźne stało się, że Amerykanie podnoszą się z niego znacznie wolniej niż rynki wschodzące, dyskonto WTI-LLS urosło do około pięciu dolarów.
Przełom nastąpił na początku tego roku. Niepokoje w Afryce Północnej spowodowały wyraźny wzrost cen ropy Brent, któremu towarzyszył jedynie niewielki wzrost cen WTI. Rafinerie amerykańskie albo nie były w stanie (z powodu awarii wywołanych przez burze śnieżne) albo nie chciały, z powodu ograniczonego popytu na swoje produkty, kupować ropy po cenach zbliżonych do tych za oceanem. Dodatkowo z początkiem wojny w Libii zbiegło się otwarcie nowego rurociągu pompującego ropę z Kandady do Cushing (Keystone Pipe). Odtąd zapasy ropy w Oklahomie cały czas rosły, mimo iż sprzedawano ją o kilkanaście dolarów taniej niż na wybrzeżu. Nie dało się jej wyeksportować, gdyż rurociągi nie pozwalają na przepompowanie większych ilości surowca. Próbowano nawet przewozić ropę cysternami i pociągami (koszt od 7 do 12 dolarów za baryłkę), czego jednak nie da się zrobić na masową skalę. W kwietniu zapasy w Cushing osiągnęły najwyższy poziom w historii, a w czerwcu zaczęły wreszcie spadać, dzięki utrzymującym się ciągle względnie niskim cenom.
Trudno prognozować, jak długo utrzyma się ta nietypowa sytuacjia. W końcu wreszcie zostanie odwrócony któryś rurociąg i ropa z Cushing będzie mogła popłynąć swobodnie na wybrzeże. Skąd jednak trzydolarowa różnica – tego przecież jeszcze nie wyjaśniliśmy – między ceną ropy LLS, a Brent? Ten wątek zagadki spreadu WTI-Brent jest nieco mniej zbadany. Mówi się, że ropa Brent jest droższa, gdyż wiele europejskich rafinerii nie może przetwarzać mocno zanieczyszczonej siarką ropy z Półwyspu Arabskiego. Brak dostaw z Libii spowodował w końcu pojawienie się premii cenowej, która ma na celu przyciągnięcie do Europy czystszej ropy amerykańskiej. Gdy wojna się skończy, spread LLS-Brent powinien wrócić do normy, czyli ropa Brent powinna być tańsza o 1,5-2 dolary.
Jaki stąd w takim razie wniosek dla surowcowego inwestora? Wydaje się, że w tej sytuacji, nawet jeśli trudno przewidywać szybkie zawężenie spreadu, nie warto kupować ropy Brent. Jest ona teraz wprawdzie najlepszym wskaźnikiem kondycji światowego rynku ropy – WTI przestała się liczyć globalnie i patrzenie na nią jest mylące. Jednak pamiętać należy, że powrót do równowagi spreadu WIT-Brent może nastąpić również przez przecenę ropy Brent. Dlatego inwestorom, którzy rozważają ulokowanie środków w ropie naftowej, doradzałbym bardziej zakup instrumentów opartych właśnie o WTI – jeśli ceny surowca nie wzrosną znacząco, jest szansa, by zarobić chociaż na tym, że cena ropy w Cushing połączy się ze światowym rynkiem.
Źródło: Wealth Solutions