Skąd się biorą oszczędności? Najczęściej z niewielkich, ale systematycznych działań, które z pozoru mogą się wydawać nie warte zachodu.
Odkładanie pieniędzy nie jest łatwą sprawą, bo oprócz materialnych przeszkód, czyli po prostu braku środków, na drodze stają nam również nasze własne przekonania i opinie. Jedną z nich jest ta, że pewnych rzeczy nie ma sensu robić, bo oszczędności z nich wynikające są znikome. Co to jest kilkadziesiąt złotych rocznie, jakie mogę zaoszczędzić zakręcając wodę przy myciu zębów, kupując większe opakowanie proszku, czy trzymając swoje pieniądze na koncie oszczędnościowym, a nie na ROR-ze? Takie pytanie bardzo często torpeduje nasze zapędy do oszczędzania. A to właśnie stawianie niewielkich kroczków powoduje, że w końcu dojdziemy do celu, jakim jest pokaźna kwota oszczędności. Dla niedowiarków przygotowaliśmy kilka przykładów.
Jak to robią politycy
Rząd, Sejm i Senat, co roku głowią się nad tym, jak skonstruować budżet państwa. Jako, że od lat mamy problem z dziurą budżetową, to przy tej okazji toczą się zażarte dyskusje o to, jakie wydatki zredukować i gdzie szukać nowych przychodów. Sprawozdania z budżetowych debat przetaczają się przez media, a my odnosimy wrażenie, że mówi się o naprawdę dużych pieniądzach. Wróćmy na chwilę pamięcią do zeszłorocznych dyskusji o budżecie na 2014 rok. Ostatecznie w ustawie budżetowej zapisano, że dochody wyniosą 277,8 mld zł, a wydatki ok. 325,3 mld zł, co oczywiście oznacza deficyt, który ma nie przekroczyć 47,5 mld zł. Dziura budżetowa znów była ogromna, w trakcie prac nad ustawą szukano więc możliwości cięcia wydatków w poszczególnych resortach. Rządowy projekt przewidywał oszczędności wynoszące 7,7 mld zł. Jeśli tę kwotę odniesiemy do poziomu dochodów, okazuje się, że to prawie 2,8 proc.
W przypadku gospodarstwa domowego, które uzyskuje miesięczne zarobki netto na poziomie 4 tys. zł, oznaczałoby to roczne oszczędności w skali 1 330 zł, a to już suma nie do pogardzenia. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej, jak rząd chciał zdobyć te 7,7 mld zł. Ponad 400 mln zł oszczędności miało wynikać z tego, że z wojska odejdzie mniej żołnierzy, więc mniej pieniędzy będzie potrzebne na odprawy. Wydatki na zdrowie, m.in. poprzez zmniejszenie dofinansowania dla szpitali klinicznych miały spaść o 80 mln zł. W MSW o 34 mln zł zmniejszyć się miały środki na bezpieczeństwo publiczne i ochronę przeciwpożarową. Gdybyśmy sprowadzili te oszczędności do skali działania naszej przykładowej rodziny, to okazuje się, że niższe odprawy wypłacane przez MON dałyby 69 zł 12 groszy rocznie, resort zdrowia pozwoliłby zaoszczędzić 13 zł 82 groszy, a działania w MSW dałyby 5 zł 88 groszy rocznie. Krótko mówiąc śmieszne pieniądze, ale politycy wiedzą, że innego wyjścia nie ma – nie da się co roku nacjonalizować pieniędzy zgromadzonych w OFE. Trzeba szukać cięć gdzie się tylko da i na bazie tych stosunkowo niewielkich kwot budować program, których pozwoli zmniejszyć dziurę budżetową. Podobnie dzieje się w przypadku budżetów miast czy przedsiębiorstw. Nie ma powodu, by podobnego sposobu myślenia nie zastosować przy konstrukcji budżetu domowego.
Kwestia czasu
Świadomość tego, że małe oszczędności mogą mieć znaczenie rodzi się, kiedy zmieni się perspektywę w jakiej o nich myślimy. Przykładowo zamieniając kąpiel w wannie na prysznic można zaoszczędzić na wodzie ok 288 zł rocznie na osobę. Gdybyśmy spojrzeli na ten wynik w skali miesiąca, to byłoby to zaledwie 24 zł. W tym momencie motywacja do oszczędzania spada na łeb na szyję. Może więc zacząć myśleć o tym w jeszcze dłuższej perspektywie? Wspomniana zmiana nawyków kąpielowych w skali życia 70-latka to już ponad 20 tys. zł. Do naszego wyliczenia przyjęliśmy średnie zużycie wody w gospodarstwie domowym, które według rozporządzenia Ministra Infrastruktury wynosi 150 litrów na osobę i średnią cenę wody wraz z odprowadzeniem ścieków podawaną przez portal www.cena-wody.pl. Założyliśmy również, że ok. 30 proc. zużywanej przez nas wody musi być podgrzewana, co kosztuje ok. 15 zł za m3.
Oczywiście raz na jakiś czas w naszym życiu trafia się okazja do większych oszczędności. Jeśli urządzamy mieszkanie, czy kupujemy dom to zaoszczędzenie od razu kilku tysięcy złotych dzięki mądrym decyzjom zakupowym nie będzie problemem. Takie oszczędności dają nam dużo więcej satysfakcji i bardziej przyciągają naszą uwagę. Nie zapominajmy jednak o tych małych kroczkach, bo przecież dom buduje się najczęściej raz w życiu, a kąpiel bierze praktycznie codziennie.
Nie przesadzaj z ambicją
Wszyscy wiemy, jak to jest z postanowieniami noworocznymi. Najczęściej już w połowie stycznia tracimy zapał do ich egzekwowania. Bardzo często wynika to z tego, że stawiamy sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Podobnie będzie z oszczędnościami i chęcią odłożenia od razu imponującej kwoty. Problem polega na tym, że takie wyśrubowane plany dużo trudniej zrealizować, a potem kiedy skończą się one porażką dochodzimy do wniosku, że nie warto oszczędzać, bo przecież i tak nam się nie udaje. Od tego już krok dzieli nas od czegoś, co psychologowie nazywają wyuczoną bezradnością.
Dużo lepszą strategią będzie więc metoda małych kroczków i stopniowe zmienianie naszych nawyków na takie, które są mniej kosztowne. Jeśli uda się nam skutecznie to zrobić, dużo łatwiej będzie zabrać się za kolejną rzecz. Nie da się od razu zostać mistrzem oszczędzania, trzeba się tego nauczyć stopniowo. A jeśli wykształcimy w sobie nawyk oszczędzania na drobnych wydatkach i codziennych czynnościach, to nie dość, że nasz portfel zacznie wypełniać się dodatkowymi pieniędzmi, to jeszcze dużo łatwiej będzie nam uzyskać racjonalne podejście do większych jednorazowych wydatków. Jeśli dbanie o domowy budżet ma być skuteczne, musi wejść nam w krew. A do tego nie wystarczy oszczędzać. Trzeba się stać oszczędną osobą. Jeśli chcesz być kimś takim, już dziś zacznij stopniowo ciąć nawet niewielkie wydatki i odkładać drobne kwoty.
Tomasz Gomółka, ekspert Banku BGŻOptima