Słabe wyniki BRE Banku w IV kwartale 2008 roku i reakcja rynku, mogą dać przedsmak do znacznie gorszego zjawiska – utraty zaufania klientów detalicznych do tego banku. Chęć poprawy wyników odsetkowych kosztem kredytobiorców może się nowemu zarządowi odbić czkawką. O co chodzi?
W internecie samorzutnie pojawiają się inicjatywy zdenerwowanych klientów mBanku. Początkowo mocno dyskutowali na forum, po to, żeby obecnie stworzyć strony internetowe nawołujące do bojkotu tej instytucji, a także przedstawiające realny problem tysięcy klientów „mbankozaura”. Klienci skrzykują się na stronach http://mstop.pl/ i http://nabiciwmbank.pl/.
O łamaniu zasad przez BRE Bank jest coraz głośniej nie tylko w internecie, ale i w tradycyjnych mediach. Miejmy nadzieję, że przyczyni się to do zmiany nowej oferty, która teoretycznie jest w przedziale 2-4 pp marży, a w praktyce powyżej 3 pp. To 2-3 razy wyższa marża niż dotychczasowa oferta. Niestety należy jasno stwierdzić, że oba banki nabiły niektórych klientów w butelkę. Z jednej strony mają rekordowo wysokie oprocentowanie, z drugiej kurs sprzedaży franka szybuje do nieba i opiera się już o barierę 3 złotych. Klienci co prawda mogą zmienić sobie warunki (z taką ofertą wyszedł w tym momencie mBank, w MultiBanku cisza), oprocentowanie minimalnie się obniży, jednak marża będzie zabójcza. Jeśli za kilka miesięcy stopy w Szwajcarii pójdą w górę, klienci szybko poczują to w swoich portfelach. Niestety jeśli nie zgodzą się na warunki podyktowane przez bank, będą musieli pogodzić się z obecnym, bardzo wysokim oprocentowaniem, które jak się okazuje może iść tylko w górę. Jest ono bowiem regulowane przez „prezesa BRE Banku”. W jego gestii jest obniżka oprocentowania. Ze względu na spadek stawki referencyjnej, może on je obniżyć, ale nie musi, tak jak to jest to wyraźnie zapisane w umowach klientów zaciągających kredyt po X 2006 roku. Jak się okazuje, chęć zarobku i ratowania wyników jest silniejsza od zaufana i wizerunku. Problem jest jednak głębszy, a sytuacja nie wygląda w sposób czarno biały. Bank głośno tego nie mówi, bo raczej nie ma się czym chwalić… Przynajmniej dla inwestorów jakoś to wygląda.
Warto zauważyć, że duża część osób zaciągających kredyty we frankach w mBanku i MultiBanku w okresie obowiązywania oprocentowania ustalanego przez zarząd to jedni z pierwszych klientów tych instytucji. Często liderzy opinii, którzy przyciągali do tych instytucji swoich znajomych. Pierwsi klienci Aqariusa to właśnie osoby, które zakładały to konto ze względu na lepsze warunki udzielenia kredytu we frankach (czy ktoś to jeszcze pamięta?)! I nagle bank pokazał im przysłowiowego wała, powołując się na sytuację rynkową. Owszem. Teraz sytuacja jest niestabilna. Ale czy bank sam z siebie zmieni warunki na lepsze, kiedy koszt pozyskania franka na rynkach hurtowych się polepszy? Szczerze wątpimy. A przecież kredyt bierze się na lat 30, a nie 3-4! Ciekawi też jesteśmy, ilu faktycznie klientów otrzymało informację na temat możliwości przejścia na warunki LIBOR + marża. Chyba jednak niewielu. Bank nie pokazuje statystyk, a patrząc po liczbie postów i wylewanych żalów, takich osób jest więcej. W pogoni za kasą, banki zresztą zmieniały i inne warunki, które miały być teoretycznie niezmienne. Ot chociażby MultiBank, który swego czasu obiecywał, że konto do kredytu mieszkaniowego będzie darmowe. Niestety po kilku latach obietnice poszły do kosza. Mimo, że w ofercie są darmowe rachunki, to klientom pozamieniano rachunki na te płatne. Mimo, że klienci nie aktywują wydawanych i blokowanych kart, bank nalicza opłaty za ubezpieczenie. Jednym słowem z darmowego, zrobił się konto kosztujące kilkanaście złotych miesięcznie… Obietnice… Takie sztuczki robi i mBank. Przy kredycie odnawianym dla firm wprowadził opłatę za odnowienie kredytu, mimo, że jej do tej pory nie było. Mimo, że właśnie to stawiał za zaletę tej oferty. Jednym słowem zmiana reguł w trakcie gry to nie incydentalny jak się okazuje przypadek. Bank może, bo ma klienta na pasku kredytu hipotecznego, którego przy obecnym kursie frankach i rynkowych marżach po prostu nie da się refinansować.
Oczywiście nic bankowi w tej sytuacji nie można zrobić. Można stwierdzić – takie prawo tej instytucji, przecież nie działa charytatywnie. Jedynie można ponarzekać i ewentualnie zrezygnować z jego oferty. Na całe szczęście jest konkurencja. W ramach naszego protestu (bo musimy w tym momencie odszczekać, to co kilka lat temu wygadywaliśmy, że bank nie dopuści do takiej sytuacji z oprocentowaniem kredytów) za chwilę pozbędziemy się kilku produktów ze stajni mBanku i MultiBanku. W końcu skoro bank rezygnuje ze swoich głoszonych ideałów, to klienci też nie muszą być sentymentalni. Na początek polecą kredytówki…
Dlaczego zarząd BRE reaguje w ten sposób? Kurs BRE i jego banku matki wyjaśnia naszym zdaniem większość z przyczyn. Częściowa nacjonalizacja Commerza, a także wejście do akcjonariatu Allianza powoduje, że polski zarząd musi się bardziej starać w obliczu tego, co dzieje się na rynku. Nie można bowiem wykluczyć większych zmian w zarządzie banku matki. W takiej sytuacji, lepiej mieć dobre wyniki, niż złe – nawet jeśli teoretycznie cała branża też leci w dół. A że dzieje się to kosztem klientów i przez lata budowanego wizerunku? Klienci po kredyty i tak kiedyś wrócą – lepiej zatem by było, żeby mieli do czego wrócić. A krzykacze i tak nigdy nie będą zadowoleni, więc niech pójdą krzyczeć do konkurencji.
A niestety sytuacja BRE Banku nie jest w tym przypadku za ciekawa. I to trzeba jasno powiedzieć. Klienci tego nie do końca rozumieją, zwłaszcza patrząc na warunki nowszych kredytów. I nie ma się im co dziwić – to normalne, że nikt nie chce płacić więcej niż inni. Dlatego też mają prawo czuć święte oburzenie. Problem w tym, że na rynku międzybankowym, nikt nikomu nie daje kredytów we frankach na 30 lat. Kiedy mamy normalną sytuację, można liczyć na w miarę stabilne stawki w całym okresie. Bo tak historycznie do tej pory było. Problem w tym, że trudno teraz o normalność. Stare kredyty trzeba co jakiś czas zrolować. Jeśli założyć, że średnia marża dla starego portfela wynosiła trochę ponad 1 p.p., to jasne jak słońce staje się, jaki problem ma BRE Bank, pożyczając w ostatnich miesiącach ubiegłego roku franki od Commerza. Zapewne nie pożyczył ich po marży 2,5 pp, ale już marża 1,7 p.p. jest całkiem prawdopodobna. W efekcie zaproponowanie dobrym klientom 2 p.p. jest i tak pójściem im na rękę. Marża o 1 p.p. wyższa pokryje ryzyko całego portfela, czyli da zarobić tyle co wcześniej. W innym przypadku bank będzie dopłacał. Taka brutalna prawda. Oczywiście sytuację ratuje spread, ale w bilansie to już jednak trochę inaczej wygląda. Złośliwi stwierdzają wówczas, że bank zamienia się w jeden wielki kantor i na tym zarabia (na czymś trzeba). Podobny problem będą mieć lub mają inne banki aktywne na rynku walutowych kredytów hipotecznych. Niektóre są nawet w gorszej sytuacji, bo mają umowy LIBOR + marża. Jeśli za jakiś czas się sytuacja nie poprawi, to można oczekiwać, że banki będą mieć kłopoty, bo po prostu będą musiały dopłacać do interesu. Zwłaszcza, gdyby większa część klientów zechciała skorzystać z zapisów rekomendacji S bis, czyli wpłacać franki kupowane w kantorach… W nieciekawej sytuacji są też banki, które zarzekały się jak żaba błota, że nie będą udzielać kredytów we frankach. Również ustami swoich prezesów tak stwierdzały. Weszły na rynek w 2008, w momencie historycznej słabości franka. Teraz z tym portfelem są w niezłej, jak to się mówi, dupie. Nie wspominając o kredytach w jenach u niektórych. Wiarygodność takich instytucji niestety spadła, co jest żywo oceniane, również przez konkurencyjne banki, które wcześniej od takich prezesów obrywały, że są takie nierozważne. Jedynie prezes Bielecki teraz musi mieć cholernie dobry humor z tego akurat powodu. A swoją drogą – plotki z miasta mówią o tym, że są gracze, którzy już zaczęli chodzić po mieście ze swoimi portfelami kredytów. W sumie marże mają wysokie, więc może ktoś się skusi na przejęcie. Może… Wojna na marże kredytowe doprowadziła generalnie do tego, że w nowych warunkach do dużej części portfela takich kredytów trzeba dopłacać (również złotowych z marżą poniżej 1pp, a czasami w okresie promocyjnym z marżą bliską zera). I nic z tym nie można zrobić przez kilkanaście najbliższych lat. W przypadku kredytów firmowych zmienia się marżę na więcej niż 2 p.p. i już – bo to większość kredytów odnawialnych. W przypadku kredytów hipotecznych jest problem. No chyba, że banki postawione pod ścianą, skorzystają ze spadku wartości zabezpieczeń i zaczną żądać od kredytobiorców dodatkowego zabezpieczenia. Dla części z nich może się to skończyć wyższą marżą lub dodatkowym „ubezpieczeniem”. Banki mają do tego przecież święte prawo. Tyle, że medialnie wyszłoby to bardzo źle. Natomiast trzeba jednoznacznie stwierdzić – nasze banki się wyżywią. Nie posiadając toksycznych aktywów, mogą gwizdać na pomoc państwa, za którą trzeba dawać akcje, obcinać premie zarządu, czy udzielać więcej kredytów, bo tak mówi rząd. Trudno jednak to samo stwierdzić o firmach potrzebujących kredytów. Takich złych banków jak BRE będzie za chwilę więcej. Fortis? Raiffeisen? Millennium? ING? Mamy głęboki kryzys zaufania, który się jeszcze pogłębia. Traf chciał, że najczęściej w roli tych złych banków występują instytucje, których właścicielem jest zagraniczny kapitał, a ich banki matki bardzo często przeżywają kłopoty (czego to nie robi statystyka w takim przypadku). Nie trudno wyobrazić sobie dalszy scenariusz. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak to się dalej potoczy. Bankowcy widzą co się dzieje. Próbują wywalczyć ile się da przed nadejściem kryzysu, ale opór materii jest zbyt duży. Wykup obligacji przez NBP nie pomoże naszym zdaniem za bardzo sektorowi jako takiemu – kto miał kilka lat temu największą nadpłynność? Czy to były inne banki niż PKO BP, Pekao SA, czy ING BSK? Czy ci gracze tej nadpłynności potrzebują obecnie? Wolne żarty. Ale kasa się przyda, tak czy inaczej.
Pamiętajmy przy tym wszystkim o współczynniku wypłacalności. Spadł on do średnio dla sektora do 11%. Jest on wyrażony w procentach i jest to stosunek funduszy własnych banku do sumy aktywów i zobowiązań pozabilansowych ważonych ryzykiem. Ryzyko obecnie szybko rośnie, a to oznacza kłopoty, nawet jak się nie udziela żadnych kredytów. Jedynym ratunkiem w tej chwili jest wykorzystanie dywidendy (na pożyczkę podporządkowaną i emisję akcji nie ma co liczyć). Ale to i tak nie za bardzo pomoże, żeby zwiększać akcję kredytową (i co powiedzą matki w potrzebie, jeśli nie dostaną dywidendy?). Jeśli do tego dodamy te wszystkie Tiery łany, to w ogóle sprawa się skomplikuje. Banki zamiast to tłumaczyć (fakt, że skomplikowane), strzeliły sobie samobója stwierdzając – będą gwarancje na rynku międzybankowym, będą kredyty. W sumie gra o dużą stawkę. Tyle, że co ma piernik do wiatraka? Nikt nie będzie udzielał kredytów, jak rośnie ryzyko braku spłaty, a do tego zaczynają się problemy z balansowaniem ze współczynnikiem wypłacalności. W normalnych czasach można byłoby iść szybko do tych 8% i już – w końcu trzeba zarabiać. Ale czasy nie są normalne i ceni się banki z jak najwyższym współczynnikiem. A jak go utrzymać? Nie udzielać kredytów 😉 Dlatego naszym zdaniem prędzej czy później zostanie obniżona zarówno rezerwa obowiązkowa, jak również przyjdą gwarancje rządowe. Niestety będzie to w sytuacji, kiedy i tak już będzie trochę za późno. Ale w sumie dobrze, że w ogóle będzie.
Obecnie serio nie zazdrościmy prezesom. Zarabiają kupę pieniędzy, ale spać chyba spokojnie nie śpią. Niektórzy mają niezły problem do rozwiązania. Ciekawe jakie będą tego wszystkiego efekty…
Źródło: PR News