„Do firm windykacyjnych zaczęły spływać pierwsze doniesienia na ofiary bożonarodzeniowych promocji. Ludzie nie analizowali swoich możliwości finansowych, czy stać ich na kolejny kredyt, tylko go brali Teraz windykatorzy odzyskują najnowsze kredyty zaciągane min. na przygotowanie ostatnich, kosztowniejszych niż zwykle świąt Bożego Narodzenia.”, czytamy.
„Finansiści i firmy windykacyjne wiedzą, że jeśli ktoś nie spłaca rat lub kredytów w bankach, oznacza to, że ma mnóstwo innych zaległości. Priorytetem dla Polaka jest bowiem regulowanie należności właśnie w instytucjach udzielających kredytówipożyczek. Jeśli mamy kłopoty finansowe, najpierw przestajemy płacić abonament RTV, potem czynsz, abonamenty telefoniczne, rachunki zaprąd i gaz, raty ubezpieczeń, dopiero na końcu raty kredytów. Dlatego banki i firmy kredytowe są tak wyczulone na każdy przypadek braku kolejnej raty. To oznacza, że ich klient popadł w prawdziwe tarapaty.”, pisze dziennik.
„Ale winna jest nie tylko rozpasana konsumpcja Polaków i uleganie reklamie. Część odpowiedzialności za sytuację, w jakiej znajdują się dziś niektórzy Polacy, ponoszą banki. To one w ubiegłym roku zaczęły przyznawać kartę kredytową klientom o dochodach w wysokości zaledwie 1,5 tys. zł. Dają też kredyty lekką ręką. Wystarczy mieć dochody w wysokości 600 – 800 zł, aby dostać kilkunastotysięczny kredyt.”, czytamy dalej.
„- Zadłużenie w bankach wzrosło w 2007 r. do 260 mld zł. To są łącznie kredyty hipoteczne, gotówkowe i ratalne. O ile ze spłatą tych pierwszych na razie nie ma problemów, o tyle w przypadku kredytów gotówkowych i ratalnych zagrożonych jest 3 mld zł” – mówi Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów.
Co roku przed Bożym Narodzeniem banki startują z kampaniami reklamowymi promującymi szybkie kredyty na święta. Wiele osób skuszonych świątecznymi ofertami instytucji finansowych decyduje się na zaciągnięcie pożyczki. Bardzo szybko okazuje się jednak, że część z nich nie stać niestety na spłatę zadłużenia. W ciągu ostatniego kwartału ub.r. odsetek gospodarstw, których zaległości sięgają ponad pół roku wzrósł do prawie 5 proc.
Więcej szczegółów w dzienniku „Polska”.