Inflacja pochłania siłę nabywczą oszczędności kilka razy szybciej niż banki dopisują do nich odsetki. Nie jest to nic nowego – z problemem tym mierzymy się już od 5 lat. Skala problemu przybiera jednak gwałtownie na sile. Już niebawem na rocznej lokacie będziemy mogli stracić nawet około 4% – wynika z wyliczeń HRE Investments. Wszystko przez coraz gorszą ofertę depozytową i spodziewane za rok przyspieszenie inflacji.
Już od końcówki 2015 roku posiadacze oszczędności nie mieli łatwego życia. Oferta depozytowa banków była na tyle skromna, że założona już wtedy lokata po potrąceniu tzw. podatku Belki dawała za niski zysk, aby pokonać inflację. Chodzi o to, że statystycznie rzecz biorąc banki doliczały do oszczędności odsetki wolniej niż inflacja pochłaniała siłę nabywczą kapitału. W efekcie przeciętny właściciel depozytu dostawał po 12 miesiącach kwotę, za którą mógł w sklepie kupić mniej niż w dniu zakładania lokaty.
Oprocentowanie w dół, inflacja w górę
Problem w tym, że z takim stanem niemal nieprzerwanie mamy do czynienia już od 5 lat. Co gorsza w bieżącym roku będzie się on najpewniej nasilał. Powody są dwa – banki po kolejnych cięciach stóp procentowych przez RPP równie bezlitośnie tną oprocentowanie nowych lokat. Już dziś znajduje się ono w okolicach 0,5%, a i tak podlega dalszej redukcji. Gdyby tego było mało, to inflacja – po spowolnieniu spodziewanym w najbliższych 2-3 kwartałach – ma ponownie przyspieszyć. W efekcie pod koniec 2021 roku znowu przekroczyć 4% – wynika z prognozy przygotowanej przez Komisję Europejską.
To zła informacja dla osób, które będą zakładały lokaty jeszcze w 2020 roku – będą się przecież musieli godzić na coraz gorsze warunki depozytów, a do tego wzrost cen w momencie kończenia się zakładanych obecnie lokat będzie wielokrotnie wyższy niż naliczone odsetki. I tak na przykład z najnowszych danych i prognoz rynkowych można wysnuć wniosek, że oprocentowanie przeciętnej rocznej lokaty zakładanej pod koniec bieżącego roku może wynieść około 0,2%. To niemal nic jeśli w całym czasie trwania tego depozytu wzrost cen (inflacja) ma wynieść 4,2% – wynika z prognozy Komisji Europejskiej. Realnie więc na takiej lokacie możemy stracić około 4% w skali roku. Tak niekorzystnej oferty bankowych depozytów nie widzieliśmy od co najmniej kilkunastu lat – czyli od kiedy publikowane są stosowne dane.
Najlepiej pokazać ten fenomen na konkretnym przykładzie. Zakładamy, że powyżej zaprezentowane przewidywania się sprawdzą. Nasz modelowy oszczędzający zanosi pod koniec 2020 roku tysiąc złotych na roczną lokatę do banku. Po 12 miesiącach idzie do banku, wyciąga z konta wszystkie pieniądze i idzie z nimi do sklepu gdzie wszystkie wydaje. Efekt? Za swoje oszczędności może kupić tylko tyle towarów ile rok wcześniej za kwotę około 960 złotych. Realnie za swoje pieniądze może więc pod koniec 2021 roku kupić mniej niż pod koniec 2020 roku i to pomimo doliczenia przez bank skromnych odsetek.
6 lat strat?
To nie koniec złych informacji. Wszystko wskazuje bowiem na to, że podobny problem będzie też dotyczył osób, które roczny depozyt będą planowały założyć dopiero w 2021 roku. To oznaczałoby już, że przez co najmniej 6 lat posiadacze lokat będą obserwować topnienie siły nabywczej swoich oszczędności. Na potwierdzenie tego przypuszczenia trzeba będzie jednak poczekać na lipcową projekcję inflacji autorstwa NBP. Ostatnia dostępna projekcja (marcowa) zostanie wtedy najpewniej poważnie zaktualizowana ze względu epidemiczne zawirowania w gospodarce.
Zysk bez ryzyka, to wymierający gatunek
Nie jest tajemnicą, że przedłużający się okres realnych strat na lokatach powoduje, że Polacy poszukują alternatywy dla swoich pieniędzy. Od maja taki status straciły detaliczne obligacje skarbowe ze względu na nawet 2-3 krotne pogorszenie się warunków ich emisji. Może też dlatego rośnie znowu w ostatnich tygodniach zainteresowanie rynkiem nieruchomości.
Bartosz Turek, analityk HRE Investments