Innowacyjność banków w tworzeniu produktów depozytowych jest coraz większa. Nie wystarczy już wysokie oprocentowanie. Teraz liczy się również sposób prezentacji i komunikacji. I tak mamy promocyjne oprocentowanie rachunku oszczędnościowego w Lukasie – tylko dla nowych środków, chociaż w przekazie reklamowym bank stara się wmówić potencjalnym klientem, że tak wysokie oprocentowanie w banku (najwyższe na rynku), to rzecz normalna. Nie był to jednak pomysł nowy, bo kiedyś zastosował go już ING BSK, stąd też taki, a nie inny przekaz Polbanku EFG.Szybki zwiększanie bazy depozytowej zależy jednak głównie od sieci dystrybucji i bazy klientów. Wiadomo, że zdecydowanej większości osób nie będzie się chciało zmieniać banku na miesiąc dla kilku-kilkunastu nawet złotych pieniędzy pochodzących z odsetek. To odpowiedź dlaczego Pekao SA czy PKO BP daje takie, a nie inne oprocentowanie lokat. Owszem – mogliby zatrzymać tych odchodzących, ale koszt tego ruchu byłby na tyle duży, że lepiej jest już stracić te depozyty, niż dopłacać wszystkim – nawet tym, którzy w ogóle nie myślą o odejściu. Przy zupełnie nowych graczach kluczem do zdobycia pieniędzy jest sieć dystrybucji i wysokie oprocentowanie. W kolejnych miesiącach, czy często latach, jego wysokość spada, bank ustępuje miejsca kolejnemu graczowi. Nikt też nie pamięta już lat 90-tych, kiedy wysokie oprocentowanie depozytów oznaczało potencjalne problemy banku.
Przykład krajów rozwiniętych i Polski wskazuje, że internet niekoniecznie jest dobrym miejscem do zdobywania bazy depozytowej. Wciąż znacznie skuteczniejsze są jednak placówki. Nie oznacza to, że należy z internetu rezygnować, wręcz przeciwnie. Do tej pory największym problemem zdobywania pieniędzy z sieci był fakt konieczności podpisania fizycznej umowy. Czyli nawet jeśli proces można było zainicjować w sieci, to reszta musiała być i tak wykonana – czy to w placówce, czy korespondencyjnie.
Ewentualnie wymagano założenia konta lub rachunku oszczędnościowego. Wydłużało to i komplikowało sprawę. Rozwiązanie tego problemu pokazał Bank Pocztowy. Teraz poszedł za ciosem i właśnie otworzył Sklep z Lokatami.
Pod adresem www.lokaty-online.pl każdy internauta może założyć lokatę. W tym momencie co prawda ma tylko 4 do wyboru, ale można się spodziewać, że to tylko krok do tego, żeby wprowadzić chociażby aukcje lokat, czy produkty sygnowane innym brandem. Sam bank też zapowiada, że niedługo pojawią się nowe produkty w ofercie. Nic nie szkodzi, żeby korzystając z tej technologii zrobić lokatę Bankier.pl czy Onet.pl i wprowadzić ją do pasażu finansowego. Co więcej – sam sklep nie musi być związany tylko z witryną Pocztowego – na co zresztą wskazuje jego adres internetowy. Możliwości jest bardzo dużo. To wszystko jest możliwe dzięki pierwszym próbom z lokatą stworzoną na Euro 2012. Swoją drogą kto liczył na wysokie z niej zyski, ten się nieźle przeliczył. Był to natomiast prawdziwy majstersztyk Pocztowego.
Ze sklepu z lokatami może korzystać każdy internauta. Lokatę można założyć poprzez zwykłe wysłanie środków na wygenerowany on-line rachunek techniczny. Na zakończenie, środki są przekazywane na rachunek, z którego przyszły.
Powstaje oczywiście pytanie, czy z oprocentowaniem 5 czy 5,5% Pocztowy ma szansę zawojować rynek? Przecież można otworzyć przez internet rachunek chociażby w mBanku czy w innej instytucji i trzymać środki na wyżej oprocentowanym rachunku oszczędnościowym. Zwłaszcza, że marka Pocztowego internautom nic nie mówi, wręcz przeciwnie – jeśli coś kupili na aukcji czy sklepie internetowym, to może do nich przemawiać przez bliski związek z Pocztą Polską… Nawet jeśli naturalną w tym wypadku odpowiedzią będzie, że Pocztowy nie ma w takim przypadku dużych szans, to jednak rynek jest na tyle duży i ma na tyle dużo klientów Pekao SA i PKO BP korzystających z internetu, że można powiedzieć, że zawsze ktoś się jednak znajdzie.
Kluczem do sukcesu mogą być naszym zdaniem lokaty niestandardowe, uzależnione od czynników zewnętrznych. Tak jak ta pierwsza lokata, czy tak jak Lokata Polskie Medale, gdzie oprocentowanie wynosi od 5 do 10%. To już może działać na wyobraźnię, chociaż ryzyko ze strony banku jest praktycznie żadne. Nawet jeśli musiałby dać te 10%, to groźba, że go to zrujnuje jest małe. A efekt marketingowy byłby w tym przypadku „bezcenny”.
Jakby nie patrzeć na ten nowy produkt, można się spodziewać, że inne banki również będą chciały coś takiego wprowadzić. Radykalnie mogłoby to zmienić układ sił na rynku. Oczywiście nie w rok, czy dwa. Jednak aż się prosi, żeby coś podobnego wprowadził BWE, czy Alior. Nie mówić chociażby o doradcach finansowych…