Obserwacje zmian wizualnych polskich mieszkań na przestrzeni lat nie napawają wielkim optymizmem. Na szczęście skończyły się czasy, kiedy to pół osiedla miało te same kuchenne szafki, a moda na czerwony plastik zalała nas równie silnie jak wcześniejsza, historyczna fala czerwieni. Po „wiekach ciemnych” polskiej wykończeniówki nastała lekka odwilż, która mogłaby się już skończyć, a jednak z uporczywością trwa do dziś.
I tak oto na początku II dekady XXI wieku wciąż największym sukcesem cieszą się sieciowe supermarkety meblowe, które próbują nam wmówić, że dostępujemy bram światowego designu za rozsądne pieniądze- ewentualnie do nabycia na raty. Co bardziej odważni konsumenci decydują się na lekkie eksperymenty, mieszanie stylów, własnoręczne akcenty, przeróbki. Z pomocą przyszedł nam również internet, w którego zasobach niekiedy kryją się wirtualne showroomy z meblami, które istnieją jako trójwymiarowe wizuale, dopóki ktoś nie postanowi odżałować tysiąca z kawałkiem i wesprzeć młodego absolwenta wydziału wzornictwa w zrealizowaniu jego pierwszego życiowego zamówienia. Długo jeszcze takie nazwy jak Ralf Laurent, India Jane, Helen Milen, Andrew Martin, Oaka czy Laura Ashley będą na naszym rynku brzmieć obco.
Oczywiście nie można zaprzeczyć o istnieniu alternatywnych metod wykańczania; ba, istnieją nawet organizowane regularne targi autorskich meblowych hybryd i artystycznie zrekultywowanych meblościanek. Nie każdy jednak ma zamiłowanie do takich zabiegów, nie każdy ma na to czas i ochotę. Pośród nas są ludzie, którzy nieco odmiennie patrzą na wykończenie mieszkania czy domu, a w szczególności są to ci, którzy podchodzą do tego tematu jak do inwestycji.
Zasadniczym problemem, choć może lepiej nazwać to „lokalną przeszkodą” jest brak interesujących materiałów na naszym rodzimym rynku. Jak mówi Martin Gutaj- prezes firmy Martinisation Poland, zajmującej się luksusowym wykańczaniem wnętrz i adaptacją architektoniczną: „Materiały takie jak drewno, czy kamień są bardzo w niewielkim stopniu pozyskiwane na miejscu. Zdarza nam się jechać z klientem aż do Włoch lub Hiszpanii, w celu zdobycia właściwego elementu. Kończy się to tak, że w efekcie na trzy łazienki wydane zostaje nawet 1,2 miliona złotych.”
Sprawą niezmiernie ważną przy realizowaniu takiego wysokobudżetowego przedsięwzięcia jest absolutne zgranie pomiędzy inwestorem, projektantem i wykonawcą. Według Gutaja, przy pracach na powierzchniach nie przekraczających trzystu metrów kwadratowych obecność architekta nie jest konieczna, ale wszędzie tam, gdzie istnieje potrzeba trwałych ingerencji w strukturę budynku taka osoba po prostu musi być uwzględniona. Czasami powstają problemy na linii projektant – wykonawca, gdzie ten drugi często brak stosownych kwalifikacji ukrywa za argumentem niemożności zrealizowania tak a nie inaczej przedstawionego projektu. Z pomocą z pewnością przychodzą rozwiązania kompleksowe i tak też jest to w ofercie Martinisation. Warto wspomnieć, że ta wywodząca się z Londynu spółka wyspecjalizowała się również w powiększaniu powierzchni domów poprzez rozbudowywanie ich w głąb ziemi nawet o 3-4 kondygnacje. Ich autorska metoda gwarantuje właściwe doświetlanie takich mieszkań niezależnie od głębokości, co jest niezwykle efektywnym rozwiązaniem powiększającym wartość domu w obszarze, gdzie każdy metr kwadratowy jest na wagę złota.
Inwestorzy pragnący poprzez luksusowe wykończenie zwiększyć nawet dwukrotnie wartość swoich nieruchomości mogą w końcu powierzyć to zadanie światowym specjalistom, którzy tak jak Gutaj wierzą, że rynek polski nie będzie w nieskończoność wzbraniał się przed urokiem mieszkaniowej burżuazji.
Źródło: Kostrzewa PR