„Gazeta” pisze, że prawo do ogłoszenia upadłości jest ograniczone tylko do osób, „które nigdy nie zadłużały się nierozsądnie, a na dodatek wpadły w tarapaty wyłącznie z powodów losowych. Wniosek o upadłość można złożyć tylko raz na dziesięć lat, zaś w ramach postępowania prowadzonego przez sąd dłużnik może stracić cały majątek, nawet mieszkanie (trzeba mu tylko zapewnić pieniądze na wynajem mieszkania zastępczego). Zdaniem wielu prawników posłowie, pisząc ostateczną wersję ustawy, przeholowali w drugą stronę. – To prawdopodobnie najbardziej restrykcyjna wersja przepisów o upadłości konsumentów, jaka istnieje w Europie – mówi Wiesław Opalski, prawnik z kancelarii Barylski, Olszewski, Brzozowski.”, czytamy.
Zdaniem bankowców ustawa jest tak restrykcyjna, że konsumenci mogą w ogóle nie chcieć z niej korzystać. „Zdaniem Jerzego Bańki, głównego prawnika Związku Banków Polskich, dla bankruta nie ma większej różnicy, czy odda się w ręce syndyka i ogłosi upadłość, czy zlicytuje go windykator. Tak czy owak straci cały majątek.”, czytamy dalej.
„Mec. Opalski szacuje, że z dobrodziejstw ustawy o upadłości konsumenckiej skorzysta najwyżej 50-60 tys. zadłużonych osób. Reszta nie przebrnie przez gęste sito obostrzeń wpisanych do ustawy. Te kilkadziesiąt tysięcy potencjalnych bankrutów to mniej niż 10 proc. Polaków uginających się pod ciężarem niespłaconych długów.”, informuje dziennik.
Zapisy ustawy nie będą dotyczyły osób prowadzących działalność gospodarczą oraz rolników. Z dobrodziejstw ustawy będzie można skorzystać tylko w przypadku wyjątkowych okoliczności. Może to być nagła choroba czy utrata pracy. Nie będzie można ogłosić upadłości, jeśli którykolwiek z kredytów został zaciągnięty, gdy konsument był już niewypłacalny.
Więcej na ten temat w Gazecie Wyborczej.
Na podstawie: Maciej Samcik, Gazeta Wyborcza, Open Finance