Jedna z największych emisji akcji w historii rynków finansowych, podobnie jak niedawny debiut Tauronu na GPW, nie przyniosła inwestorom fortuny. Akcje Rolniczego Banku Chin zadebiutowały w Szanghaju z ceną o 0,7 proc. wyższą od ceny emisyjnej.
W czwartek na giełdzie w Szanghaju po raz pierwszy notowane były akcje Rolniczego Banku Chin, który pozyskał od inwestorów 19,2 mld USD. Jeśli bank zdecyduje się wykonać specjalną opcję umożliwiającą w razie wysokiej nadsubskrybcji zwiększyć wartość emisji o 15 proc, wówczas przeskoczy na liście największych ofert publicznych w historii inny chiński bank, który wchodził na giełdę w 2006 roku. Można powiedzieć, że akcjonariusze Rolnieczego Banku Chin mieli podobne szczęście, jak nabywcy akcji Tauronu, bo po kilku pierwszych godzinach handlu akcje banku wyceniane były na 2,70 juana, czyli tylko o 0,02 juana lub o 0,7 proc. więcej niż wynosiła cena emisyjna (2,68 juana). Na giełdach w Tokio, Szanghaju i Hong Kongu (gdzie akcje Rolniczego Banku Chin zadebiutują jutro) indeksy spadały o ponad 1 proc.
Amerykański indeks S&P500 zakończył wczorajszą sesję o 0,02 proc. niżej niż dzień wcześniej i tym samym bez głębszej wyprzedaży akcji formalnie zakończył sześciodniową serię wzrostową. Dwa pozostałe główne indeksy z Wall Street, DJIA oraz NASDAQ, zyskały na wartości odpowiednio 0,04 proc. i 0,35 proc. W praktyce wczorajszą sesję trzeba zapisać na korzyść byków, ponieważ seria złych danych nie skłoniła inwestorów do realizowania kilkudniowych zysków. Gorsze od oczekiwań ekonomistów okazały się produkcja przemysłowa w strefie euro oraz sprzedaż detaliczna w USA, a dodatkowo stenogram z ostatniego posiedzenia amerykańskiego banku centralnego potwierdził, że dyskutowano na temat ryzyka wyhamowania gospodarki w drugiej połowie roku.
Na razie Fed nie rozważa uruchomienia kolejnej edycji tzw. ilościowego luzowania polityki pieniężej, ale nie wykluczone, że taka decyzja zostanie podjęta, kiedy spowolnienie stanie się faktem, a proces odelewarowywania w sektorze prywatnym nie dobiegnie końca i wzrośnie zagrożenie deflacji. Pod koniec 2009 roku zdecydowana większość ekonomistów prognozowała rozpoczęcie cyklu podwyżek stóp procentowych w USA w III lub IV kw. 2010 roku, a tymczasem wiele wskazuje, iż nie nastąpi to wcześniej niż wiosną 2011 roku. Jedną z przesłanek przemawiających za utrzymaniem skrajnie luźnej polityki pieniężnej jest fakt, że w maju inflacja bazowa (dynamika cen konsumenckich bez żywności i energii) była na najniższym poziomie od 44 lat. Odczyt czerwcowej dynamiki cen poznamy w piątek, a dzisiaj dowiemy się, jak zachowują się ceny producentów oraz produkcja przemysłowa w USA.
Źródło: Open Finance