W USA piątek był dniem przed długim weekendem (w poniedziałek jest święto). Z góry, więc można było przewidzieć, że aktywność graczy nie będzie rewelacyjna. Można też było się obawiać, że indeksy spadną. Nie dało się jednak przewidzieć tego, że pomoże niedźwiedziom agencja ratingowa Standard & Poor’s.
Przed rozpoczęciem sesji w Stanach pojawiła się pogłoska, że wkrótce obniży ona ratingi dla wielu krajów Eurolandu. Potem przeciekały (to było zupełnie kuriozalne i karygodne) szczegóły, według których Francji rating obcięto o jeden poziom (potwierdził to minister finansów tego kraju), a na przykład Włochom. Hiszpanii i Portugali o dwa poziomy. Oficjalny komunikat miał być opublikowany późnym wieczorem, po zakończeniu sesji i tak też się stało.
Interesujące była reakcja rynków. W Europie sesje zakończyły się praktycznie neutralnie (mini-spadkami). Rentowność obligacji Francji wzrosła nieznacznie, Hiszpanii i Włoch mocniej, ale włoskie rentowności nie wróciły nad krytyczny poziom 7 procent. Tylko euro szybko traciło. W końcu dnia kurs EUR/USD stracił nieco ponad jeden procent lądując na rocznym minimum. W sytuacji, kiedy „Financial Times” poinformował, że przerwano negocjacje dotyczące restrukturyzacji greckiego długu, co może skutkować ogłoszeniem bankructwa przez Grecję (być może negocjacje zostaną jednak wznowione w środę) taki spadek kursu euro i tak powinien był nastąpić.
Gołym okiem było widać, że decyzja agencji jest już zdyskontowana. W końcu przecież S&P groziło nią już od 15. grudnia zeszłego roku. Amerykański rynek akcji widział te wszystkie reakcje innych rynków i po prostu przed długim weekendem nieco się skorygował. Amerykanie wrócą na rynek we wtorek, a wtedy na tapecie będzie już nie S&P, a ponownie sprawa Grecji.
GPW rozpoczęła piątkową sesję zgodnie z oczekiwaniami, czyli wzrostem indeksów. W dalszym ciągu drożały akcje KGHM, mimo że opinie na temat podatku od kopalin były jednoznaczne: złagodzenie zasad naliczania nie pomoże w wypracowaniu większego zysku. Jak widać wpływ miał techniczny sygnał kupna na surowcu.
Jednak po tym pierwszym odruchu indeks zaczął się osuwać. Zatrzymał się na poziomie o pół procent nad poziomem czwartkowego zakończenia i tam rynek wpierw zamarł, a potem zaczął pełznąć na północ. Po pobudce w USA WIG20 załamał się. To oczywiście był wpływ pogłosek o decyzji S&P. Potem jednak nasz rynek (tak jak i inne europejskie) zachował się znakomicie. Działania byków doprowadziły neutralnego zamknięcia. To był „byczy” sygnał, co nie znaczy, że w poniedziałek nie zobaczymy jeszcze jakiejś reakcji (ale nie katastrofy).
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi