Raz na jakiś czas przychodzi taki moment, że pieczołowicie ukrywane przez banki dane, wychodzą na wierzch. Chyba tak tym razem było z Bankiem BPH i kartami kredytowymi. Można też implikować, jaki wpływ to odkrycie ma na cały rynek kart w Polsce. Ale do rzeczy.Od dawna wiadomo, że w przypadku takich banków jak Lukas, GE Money Bank Cetelem, liczba kart aktywnych w użyciu nijak się ma do podawanych przez banki danych oficjalnych. Ładnej przecież wygląda w statystykach, czy w danych dla akcjonariuszy, że ma się milion kart. Nikt nie będzie się pytał, ile z tego jest faktycznie używanych. Rzeczywistość jest jednak taka, że mniej więcej 1/3 i więcej takich kart, w ogóle nie jest używanych, ani nawet aktywowanych przez klientów. Ale w statystykach się znajdują.
Po co? Ano po to, żeby ładnie wyglądały – czy to przed zarządem, czy to przed akcjonariuszami, czy w końcu potencjalnymi kontrahentami. W przypadku negocjacji mówi się – sprzedajemy tyle kart, a przecież wy zarabiacie na tym, że klienci tych kart używają – im jest ich więcej tym lepiej. Tak rzeczywiście jest. Tyle, że liczba kart wydanych nie równa się kartom aktywowanym. Każdy z banków mówi – to nie my, to konkurencja. I rzeczywiście. GE Money Bank kiedyś był prawdomówny, ale jak zobaczył, że Lukas nie jest, to zaczął podawać dane w tej samej formule, co konkurent. W sumie – skoro podają tak wszyscy…
A jak w końcu jest z tymi kartami? Patrząc po BPH, można się przerazić. Na koniec III kwartału 2007 bank raportował, że ma 539 tysięcy kredytówek. Można założyć, że przez trzy ostatnie miesiące rozprowadził jeszcze co najmniej 11 tysięcy, sięgając 550 tysięcy kart. No i teraz po podziale, karty powinny się rozłożyć w miarę równo. Ale tak nie jest!
Pekao SA raportuje, że wysłał do przejętych klientów BPHu 227 tysięcy kart kredytowych. Z kolei BPH stwierdza, że mu zostało 98 tysięcy aktywnych kredytówek. Gdzie zginęło 225 tysięcy kart, czyli 40% stanu posiadania banku? Zwłaszcza, że Pekao SA wysyłał karty również nigdy nieaktywowane? No ciekawe.
Hipoteza jest taka, że te nieaktywne karty zostały w BPH i głupio było stwierdzać – po podziale mamy ponad 320 tysięcy kart, czyli Pekao SA wziął sobie mniej. W sumie jest to możliwe, bo mimo zapowiedzi, produkty klientów nie szły zawsze po rachunku – i można mieć kredyt hipoteczny w Pekao SA, a samochodowy w BPH.
Oczywiście nikt nigdy nic nie powie, ale z tych danych coś z daleka brzydko pachnie. Co więcej – ciekawa sytuacja może być też w Pekao SA – z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ze względu na roczne rozliczenia z organizacjami płatniczymi, w banku często w ostatnim miesiącu roku wydawano tyle, co przez pozostałe 11 miesięcy. Plany trzeba w końcu wyrobić. Liczba kart netto (wydanych, aktywowanych przez klienta, z przynajmniej jedną transakcją) jest jednak znacznie niższa niż brutto (wydanych, aktywnych w systemie). Niemożliwe? Po tym, jak PKO BP wydał kiedyś w kwartał ćwierć miliona kart, żeby potem mieć przyrosty po 5-10 tysięcy kwartalnie, uwierzymy we wszystko. To pewnie dlatego od lat liczba rachunków nie przybywa, kart debetowych też, a szef mBanku odpowiada, że procentowo liczba martwych rachunków w jego instytucji nie odbiega zbytnio od średniej rynkowej…
Dobrze, że przynajmniej banki się nie mylą z saldem naszych rachunków… Co by to było, gdyby klient widział na ekranie, że ma 1000 zł, a w rzeczywistości miałby 700 zł? Całkiem jak w WGI. To oczywiście w tym przypadku żart, ale w przypadku statystyk, niestety tak to wygląda. To, że mediom banki podają liczby z sufitu to jedno, ale co z NBP?