1 października 2015 r. w Stanach Zjednoczonych zaczął się nowy etap dla rynku kart płatniczych. Tego dnia zaczęła obowiązywać tzw. zasada przesunięcia odpowiedzialności, która miała wymusić na wydawcach, akceptantach i agentach rozliczeniowych wprowadzenie nowej technologii kart mikroprocesorowych w standardzie EMV. Po trzech latach proces, który większość świata ma już dawno za sobą, jest daleki od zakończenia.
Amerykanie długo ociągali się z przejściem na „nową” technologię. W momencie, gdy w Wielkiej Brytanii świętowano 10-lecie migracji do „Chip & PIN”, w Stanach Zjednoczonych proces dopiero się zaczynał. Pojawienie się chipów na kartach wprowadziło zamieszanie, a konsumenci miewali początkowo kłopoty z obsługą swoich plastików. Klientom nie podobało się dłuższe oczekiwanie przy kasach, a akceptantom – konieczność wymiany terminali.
Organizacja Visa podzieliła się garścią statystyk z postępów we wprowadzaniu technologii EMV za oceanem. W czerwcu 2018 r. zaledwie 69 proc. kart kredytowych i debetowych noszących logo schematu wyposażonych było w mikroprocesor. Liczba plastików Visa zgodnych z EMV była zbliżona do 500 mln sztuk.
Karty z chipem akceptuje 3,1 mln punktów handlowych w USA, czyli nieco ponad 2/3 placówek. Sprzedawcy, którzy przyjmują karty EMV odnotowali jednak zauważalny spadek w wartości oszustw opartych na podrobionych kartach płatniczych. W porównaniu z wrześniem 2015 r. straty były niższe o 75 proc.
Stare karty płatnicze, bez mikroprocesora, są znacznie mniej aktywnie wykorzystywane w transakcjach. Może o tym świadczyć fakt, że 97 proc. wolumenu transakcji plastikami przypada na karty EMV.