Udało nam się dotrzeć do propozycji Nadzoru Bankowego, które mają na celu uregulowanie rynku kredytów walutowych. Niestety wszystko wskazuje, że to ostatnie chwile tanich kredytów na mieszkanie.Propozycje – zarówno jakościowe jak i ilościowe dążą do drastycznego ich ograniczenia. Jeśli do tej pory ok 70% kredytów było udzielanych w walutach, to teraz ten wskaźnik może spaść więcej niż o połowę. Nie ukrywajmy – spadnie też dynamika wzrostu całego rynku… Nadzór swoje propozycje podzielił na wymogi ilościowe i jakościowe. Chociaż swego czasu zarzekał się, że nie rozpatruje w ogóle całkowitego zakazu, to przekazane ZBP propozycje w praktyce doprowadzą prawie do tego samego. Jakie są zatem te propozycje?
Wymogi ilościowe: wymóg kapitałowy z tytułu ryzyka walutowego. O ile do tej pory całe ryzyko walutowe ponosił klient, to według nowych zapisów będzie je musiał ponieść również bank. Oczywiście tak „na wszelki wypadek”. Nadzór bankowy chce wprowadzić dodatkowy wymóg kapitałowy w wysokości 8 procent kwoty kredytu udzielanego w walucie obcej. Co to oznacza? Bank będzie zobowiązany posiadać dodatkowy wymóg kapitałowy. Obrazowo to będzie wyglądało tak, że przy 100000 zł kredytu zamiast jak dotychczas 4000 zł, bank będzie musiał utrzymywać zabezpieczenie w wysokości… 12000 zł. To oczywiście sprawi, że tego rodzaju kredyty będą nieopłacalne – zwłaszcza dla banków, które mają bardzo małą marżę. Można je łatwo znaleźć szukając po najbardziej atrakcyjnych obecnie ofertach kredytów walutowych…
To nie jedyne proponowane obostrzenia. Kolejnym jest limit koncentracji kredytów walutowych, wynoszący 300% funduszy własnych banku. Nie jest to jednak limit sztywny! Banki oczywiście mogą dalej udzielać takich kredytów. Problem w tym że wiązać się to będzie z pełnym wymogiem kapitałowym. Wynosi on nie 4 czy 12%, a – tak, tak… 100%. Jednym słowem oficjalnie można, a praktycznie taki kredyt będzie się udzielać chyba tylko Prezesom banku, bo w rzeczywistości do takiego kredytu bank będzie dopłacał. Znaczy się – taniej będzie zwiększyć kapitał.
Kolejnym obostrzeniem jest brak możliwości, tak jak miało to miejsce do tej pory, kredytowania 100% wartości nieruchomości. Barierą będzie 70%. No ale już tutaj mądre głowy zaczynają myśleć nad obejściem tego przepisu. Jak donosi prasa – można to uzyskać dzięki zwiększeniu wartości nieruchomości, albo po prostu część kredytu udzielić w PLN. Na razie banki mają się wyspowiadać jak duży procent w ich portfelu stanowią tego typu kredyty. To może oznaczać, że te 70% zamieni się w jakąś inną wartość. Z naszych informacji wynika również, że to obostrzenie będzie dotyczyło także banki działające w Polsce jako oddział. Z wymogami kapitałowymi problemów raczej nie będą miały.
Co do wymogów jakościowych. Nadzór chce wprowadzić wyższe wymogi w zakresie zdolności kredytowej. Ogólnie można powiedzieć, że na niższe oprocentowanie w walutach załapią się jedynie ci, których na to stać. Do tej pory zdarzało się tak, że nie posiadając zdolności w PLN – można było zaciągnąć kredyt na przykład we frankach. Teraz proponowane zmiany mają sprawić, że klient będzie miał wyższą zdolność, ale… w złotych! Przy czym jedną rzeczą będzie to, że jeśli ktoś nie będzie miał zdolności w złotych, to nie będzie miał jej również w walucie, a drugą jest całkiem nowa kwestia. Jest nią 130% stopa procentowa, „pomocna” przy liczeniu zdolności dla waluty. Na czym to polega? Według naszych informacji zdolność dla waluty będzie liczona jak przy PLNach, tyle że oprocentowanie będzie pomnożone przez wskaźnik 1,3. Jeśli stać nas na wzięcie takiego kredytu w złotych – dostaniemy go we frankach. To w znaczący sposób ograniczy dostęp do takiego produktu, bo wiadomo było, że do tej pory był on wybierany właśnie ze względu na możliwość uzyskania znacznie wyższego kredytu. I znowu oficjalnie będzie można dostać tani kredyt w walucie, ale najpierw trzeba będzie udowodnić, że stać nas będzie na spłacenie wyższego w naszej rodzimej walucie… Skorzystają bogaci, którzy z udowodnieniem swojej zdolności problemów i tak nigdy nie mieli. (bank będzie zobowiązany do liczenia zdolności dla waluty przy zdolności w złotych, pomnożonych przez 130%. Czyli np. jeśli bank udziela kredytów w CHF 2%, a w PLN na 5% – to zdolność dla waluty będzie liczył tak jak dla kredytu w PLN oprocentowanego na 6,5%!!!) Na całe szczęście i tutaj banki wymyślają sposoby, które chociaż trochę pozwolą na obejście tego ograniczenie. Paradoksalnie bowiem może się zdarzyć, że klient będzie miał zdolność w złotych, a nie będzie jej miał w walucie!
Dwa pozostałe wymogi są już, można powiedzieć, techniczne. Jest to wymóg okresowego przeprowadzania testów skrajnych warunków oraz jednolity standard informacyjny przy udzielaniu kredytów walutowych.
Wymogi ilościowe GINB proponuje nałożyć w drodze obligatoryjnej regulacji uchwały Komisji Nadzoru Bankowego, a jakościowe w postaci rekomendacji, co w praktyce oznacza, że banki i tak będą zobowiązane do ich przestrzegania.
Komentarz? Chyba tutaj go nie trzeba. Po prostu o kredytach walutowych można zacząć powoli mówić w czasie przeszłym. Przy takich regulacjach zmniejszy się dostępność do kredytów – zwłaszcza osób najuboższych. Sytuację może naprawić jedynie planowana ustawa, w której rząd zobowiązywałby się do dopłacania do kredytów mieszkaniowych. Jednak znając „sukces” tzw. kredytu Pola, można obawiać się, czy coś z tego wyjdzie. Zobaczymy. Miejmy nadzieję, że banki będą dość kreatywne, żeby znaleźć sposoby na obejście tych zapisów. W innym przypadku można spodziewać się szybkiej konsolidacji sektora. Tutaj nie chodzi już tylko o kredyty hipoteczne, ale również o kredyty gotówkowe, na kartach kredytowych, czy konsumenckie (ustawa antylichwiarska). Trochę to dziwi w przypadku takiej troski o rynek przy fuzji Pekao SA i Banku BPH, no ale nie bądźmy już tacy drobiazgowi…