Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Visa podjęła decyzję o zmianie stawek za wypłatę z obcych bankomatów. Co więcej. Poszła dalej niż MasterCard, bo nowa stawka dla wszystkich kart z logiem tej organizacji to… 1,2 zł. Czyli znacznie mniej niż na przykład dla kart Maestro, które dominują w debetowym portfelu MC. Tym samym Visa, a właściwie banki (bo to one tam podejmują decyzję), przyklepały ruch konkurencyjnej organizacji. Oznacza to głębokie zmiany na polskim rynku bankowym.
Jeśli się zastanowić, to teoretycznie ruch MasterCarda tylko w małym stopniu uderzał w niezależne sieci. Jeśli przyjąć, że mniej więcej co 3 transakcja w takich maszynach była „obca”, a udział MC w rynku to 30 procent, to w sumie zmiana stawek interchange dotyczyło 9% transakcji. W przypadku Visy mamy już ponad 20%. Tu jednak nie o te procenty chodzi i nie o teorię, a przede wszystkim o to, że bankom nie będzie się już opłacało podpisywać umowy bezpośrednio z niezależnymi sieciami, skoro poprzez Visę lub MC mają stawki takie same lub mniejsze niż bezpośrednio w niezależnej sieci. O ile stawka rynkowa wynosi 3,5 zł za wypłatę, to niezależni gracze podpisywali bezpośrednie umowy, gdzie bank płacił od 1 do 2,5 zł. Do tego dochodził koszt całej infrastruktury, którą trzeba było utrzymywać. Teraz sprawa jest prostsza. Taki Millennium nie musiałby już zrywać umowy, tylko po prostu dalej utrzymać tę samą sieć. I być może tak teraz zrobi. Sam Euronet może się co prawda obrazić na którąś z organizacji, no ale wówczas trzeba byłoby zwinąć biznes. To samo dotyczy innych teoretycznych możliwości – wszystkie one są niezgodne z zasadami współpracy z MC. Alternatywą jest jedynie stworzenie alternatywnego systemu płatniczego lub karty bankomatowej. No ale komu się chciałoby w to bawić i to zazwyczaj w pojedynkę…
Decyzja organizacji płatniczych z całą pewnością podetnie skrzydła całemu bankomatowemu biznesowi. Bez cienia wątpliwości nie będzie się już tak dynamicznie rozwijał jak do tej pory. Część maszyn zostanie przeniesiona lub w ostateczności zlikwidowana. Dotyczy to przede wszystkim bankomatów stojących w mniej uczęszczanych miejscach. Ale umówmy się – niezależne sieci raczej w takie miejsca nie inwestowały – jeśli już, to są to maszyny w bankach, które traktują takie sieci jako własne lub w miejscach, gdzie jest duży ruch – na przykład w supermarketach (a tam kartą można przecież płacić). Takie maszyny raczej zostaną. Ich brak będą za to mogli poczuć pracownicy biurowców, pasażerowie na lotniskach, etc. Czy będzie to dla nich dotkliwe? Kto był np. na Okęciu ten wie, że bankomatów jest tam sporo, a dla obcokrajowca każdy bankomat jest i tak obcy, więc nie ma to dla niego najmniejszego znaczenia. W dużych miastach generalnie problemu z dostępem do bankomatów nie ma żadnego, a w sytuacji kiedy każdy bankomat może być „własny”, to już w ogóle przestaje być problem.
Obniżenie stawek z całą pewnością doprowadzi w końcu do obniżenia opłat pobieranych od klientów. Tak jak to się działo z bankowością internetową. Po prostu nagle dostęp do bankomatów przestał być przewagą konkurencyjną. Teraz przyjdzie czas na usługi dodane w ATMach – przelewy, płatności za rachunki, wpłatomaty, sprawdzanie salda, etc. To będzie element odróżniający dany bank od konkurencji i również przysłuży się dla rozwoju społeczeństwa bezgotówkowego. Dotyczy to również niezależnych sieci, które jednak głownie stawiały do tej pory na wypłatę gotówki. Zmiana stawek może doprowadzić do zwiększenia konkurencji w mniejszych miejscowościach, gdzie bankomatów niezależnych sieci nie było zbyt wiele. Teraz dla takiego mBanku każdy bankomat może być „własny”. Oczywiście to nie jest dobra informacja dla banków spółdzielczych, SKOK-ów, czy PKO BP. No ale w końcu najnowsze dane pokazują wyraźnie, że z tym ubankowieniem w Polsce nie jest za dobrze (dane z dzisiejszej Rzepy – jedynie 54% ubankowionych!). Rynek się nie cofnie, bo przecież bank nie zamknie bankomatu przy placówce, żeby klienci przeszli do kasy. W gruncie rzeczy tak samo można powiedzieć, że może potraktować taką maszynę jako wabik na obcego klienta…
Ruch organizacji płatniczych (i w pewnym sensie banków) podciął skrzydła niezależnym operatorom. To prawda. Biznesu nie zlikwidują, ale nie będzie się już on tak kręcił jak do tej pory (a patrząc po liczbie graczy i dynamice rozwoju, musiało się opłacać). Z punktu widzenia rozwoju gospodarki bezgotówkowej – to dobrze. Banki będą musiały zacząć myśleć o rozwoju rynku POSów. Zwłaszcza, że klienci, którzy karty mają, coraz chętniej korzystają z nich do płatności bezgotówkowych – tak wynika z danych NBP. I to się będzie cały czas poprawiało. Zwłaszcza, że znowu rusza się coś w UOKiKu w sprawie interchangu w POSach (w końcu!). Kara już tutaj za ustalenia i „konsultacje” była nałożona, więc w sumie nie ma się co dziwić (na co nie zwracaliśmy w sumie uwagi), że nikt oficjalnie obecnych zmian z niim nie konsultował. Gdyby zaczął, to mogłoby to oznaczać spoooore kary.
Przy okazji sprawdziliśmy jaki dostęp do bankomatów mają nasi sąsiedzi. Dane do znalezienia w internecie. W przypadku Polski na 1 mln mieszkańców przypada 421 bankomaty (na ubankowioną część społeczeństwa 780, na mieszkańców miast i miasteczek 601). W przypadku Czech wynik wynosi 368 maszyn na milion. Na Węgrzech jest to 475 maszyn na milion (ale warto podkreślić, że tam ponoć 97% Węgrów jest ubankowiona – aż nam się w to wierzyć nie chce). W Rumunii liczba bankomatów na milion to 451 maszyn. Przy podobnym wskaźniku ubankowienia jak w Polsce. Jak zatem widać, dramatu wcale w porównaniu z innymi krajami regionu nie ma. W przypadku bardziej zaaawansowanych bankowo Czechów jest się wręcz czym chwalić.
Oczywiście odstajemy mocno od zachodnich krajów. Problem tylko w tym, że tamte bankomaty są często „końcówką” placówki bankowej dla osób, które z bankowości internetowej nie korzystają. Czyli tam taki bankomat istotnie rozwija społeczeństwo bezgotówkowe, bo zamiast rachunki płacić gotówką, robi się to przelewem. U nas to co miały w bankomatach (nawet nie wiemy, czy jeszcze mają) Millennium i Citi, niestety całkowicie się nie przyjęło. Być może teraz w wyniku zmian na rynku to się przyjmie? Jedno jest pewne – to nowy rozdział w polskiej bankowości. I chyba pod tym względem nie ma nikt wątpliwości. Jak to się wszystko jednak rozwinie, to już inna sprawa. Najważniejsze, że będzie się to odbywało na naszych oczach!
Źródło: PR News