Skoro nasz rynek tak bardzo zwraca uwagę na to, co dzieje się na amerykańskim rynku obligacji, a dzisiaj powinna się w końcu rozpocząć tam jakaś korekta to możemy spodziewać się dalszego umocnienia złotego. Gdyby jednak obligacje amerykańskie nieoczekiwanie (dla mnie) taniały to złoty znowu będzie tracił.
Sytuacja na GPW wydaje się być jasna. W piątek zarządzający funduszami stali przed alternatywą: polować na odbicie indeksów w USA, które wydawało się prawie pewne po trzydniowej przecenie, czy kontynuować wyprzedaż. W takich sytuacjach fundusze najczęściej dopuszczają do dużego spadku na początku sesji i podciągają kursy pod jej koniec. Początek sesji sugerował, że rzeczywiście rozważany jest taki właśnie scenariusz. Jednak to nie rynek dużych spółek, a małe i średnie ucierpiały najbardziej. Szkodziła GPW kontynuowana w Eurolandzie przecena wynikająca z dalszych spadków cen (wzrostu rentowności) amerykańskich obligacji.
Właśnie ona doprowadziło około 12.00 do pogłębienia spadków, ale popyt bardzo szybko przejął inicjatywę – widać było, że fundusze chcą bronić rynek przed przeceną. Nie przypadkiem ten wzrost popytu skorelowany był ze zmianą kierunku na rynku obligacji USA. W zasadzie na rynku dużych spółek początkowo zakładany scenariusz został wypełniony, bo spadek WIG20 był niewielki, a rynek wydawał się być gotowy do wzrostu. Szczególną uwagę zwracał duży obrót. Przy małym spadku tak duży obrót jest pozytywnym sygnałem – popyt wysoko kupuje spadające akcje.
Dzisiaj rynek nie ma wyboru. Po dużej zwyżce indeksów w USA musi rosnąć. Minusem jest duży spadek ceny miedzi i ropy, ale jak widać na PKN takie spadki nie działają, bo najwyraźniej gracze przejęli się perspektywą sprzedaży przez spółkę akcji Polkomtela (dla Vodafone). To na razie tylko pogłoska, ale rynek już pod nią prowadzi cenę akcji do góry. KGHM-u z kolei broni przed zbyt dużymi spadkami perspektywa 17- złotowej dywidendy. Wpływ przeceny na rynku surowców nie powinien więc być dzisiaj duży, a poza tym może się tam przecież rozpocząć zwyżkowa korekta. Gdyby dzisiaj WIG20 solidnie (więcej niż o 1,5 procenta) nie wzrósł to bardzo źle by to o rynku świadczyło.
Powrót optymizmu – test w końcu tygodnia
Piątkowa sesję rynki europejskie rozpoczęły od spadku indeksów, ale bardzo szybko popyt się zwiększył, co zmniejszyło skalę spadków. W normalnym układzie gracze od rana polowaliby na odbicie w USA, ale od rana nadal spadały ceny obligacji amerykańskich (ich rentowność rosła), a to nie pozwalało na nadmierny optymizm. Nadal spadał też kurs EUR/USD, ale to akurat mogło jedynie pomagać europejskim akcjom (rośnie konkurencyjność europejskiej gospodarki). Pogarszająca się sytuacja na rynkach obligacji już przed południem doprowadziła do gwałtownego wzmocnienia dolara i szybkiej przeceny indeksów europejskich, ale po południu na rynku obligacji rozpoczęła się korekta, dzięki czemu indeksy giełdowe zawróciły.
W USA, po trzech spadkowych sesjach podczas indeks S&P 500 stracił 3,3 proc. (to dużo jak na ten indeks), rynek czekał w piątek na odbicie. Dobre informacje ze spółek (o tym niżej) sprzyjały bykom, ale rosnąca nadal rentowność obligacji trzymała popyt w szachu. Nawiasem mówiąc zachowanie rynku obligacji sygnalizuje, że nastroje są tam fatalne, bo po panice, jaką obserwowaliśmy w czwartek normalne by było, gdyby ceny korekcyjnie rosły. W końcu jednak, około 20.00, taka korekta (niezbyt silna – rentowność jednak na zakończenie dnia wzrosła) rozpoczęła, a to pozwoliło indeksom giełdowym na zamknięcie sesji solidną zwyżką.
Jedynym opublikowanym w piątek raportem makroekonomicznych był bilans handlu zagranicznego USA., który okazał się być lepszy od prognoz. Deficyt wyniósł 58,5 mld USD, a oczekiwano 63,5 mld. Znacznie wzrósł eksport, a spadł import. Nie były to tak jednoznaczne dane jak się na pierwszy rzut oka wydawało, bo eksport rósł przede wszystkim dlatego, że słaby był dolar, co zwiększało konkurencyjność amerykańskich produktów. Teraz dolar będzie się wzmacniał, a to konkurencyjność obniży. Spadek importu może zaś sygnalizować, że gospodarka zwalnia mocniej niż tego oczekiwano. Jednak takie dane dały asumpt do twierdzenia, że wzrost gospodarczy będzie wyższy niż tego się oczekuje.
Szybko spadający już przed publikacją tego raportu kurs EUR/USD co prawda już potem nie spadał, ale dolar dostał, wsparcie, które nie pozwoliło również na odrobienie strat. Wzmocnienie dolara i wzrost rentowności obligacji doprowadziły do dużego spadku cen ropy, miedzi i złota. Spadki cen surowców w reakcji na umocnienie dolara są normalną reakcją rynków. Rosnąca rentowność obligacji wzmaga obawy o to, że niedługo zamiast ożywienia gospodarczego zobaczymy osłabienie, a to zmniejszy popyt na surowce. Cena ropy spadła o 3 procent, co sprowadziło ją z powrotem do kanału trendu bocznego 62 -66 USD. Czwartkowe wybicie okazało się być pułapką. Miedź staniała o 3,5 procenta, a złoto o 1,8 proc,
Spadek ceny ropy szkodził co prawda sektorowi paliwowemu, ale pomagał szerokiemu rynkowi. Informacje napływające ze spółek też dawały argumenty za wzrostem cena akcji. National Semiconductor opublikował w czwartek po sesji lepszy od prognoz raport kwartalny. Ten lepszy raport pokazał jednak, że przychody spadły – tyle, że mniej niż prognozowano. Cena akcji w gwałtownie rosła, a taka reakcja rynku pomogła całemu sektorowi półprzewodników, na czym najbardziej skorzystał indeks NASDAQ. Poza tym rósł również kurs Qualcomm po tym jak spółka oświadczyła, że popyt na układy scalone używane do technologii mobilnej jest większy od prognoz. O wzroście sprzedaży informował też McDonald’s.
Jak widać tych dobrych informacji zbyt dużo nie było, ale rynek nie zapomniał jeszcze o hossie, więc nic dziwnego, że indeksy wzrosły. Był to jednak wzrost zbyt mocny, żeby zakwalifikować go jako odbicie w trendzie spadkowym. Nie znaczy to jednak, że to już koniec problemów dla amerykańskich, a co za tym idzie i globalnych rynków akcji. Spróbujmy dokładniej przeanalizować sytuację. W piątek zwyżka rozpoczęła się wtedy, kiedy wyczerpała się podaż na rynku obligacji. Na wykresie rentowności widać sporą czarną świecę sygnalizującą, że rynek chwilowo nie ma już siły ich podnosić. To jest zaproszenie do korekty, a ona pomogłaby akcjom.
Trzeba też pamiętać o tym, że ten pierwszy spazm podaży miał co prawda źródło we wzroście rentowności obligacji, ale gracze w swojej masie oczekują poprawy sytuacji gospodarczej i spadku dynamiki wzrostu inflacji. Przede wszystkim zaś nie spodziewają się podwyżki stóp. Dane makro trochę się poprawiają (oprócz rynku nieruchomości), ale nie na tyle, żeby rynek oczekiwał podwyżki. Takie nastawienie sprzyja powstaniu oscylacji na rynku obligacji w oczekiwaniu na dane o inflacji. Optymizm graczy, którzy ciągle są przecież w „byczych” nastrojach, może nadal podnosić indeksy (wszystko zależy od informacji ze spółek). Dopiero w czwartek i piątek, kiedy zostaną opublikowane dane o inflacji, będziemy wiedzieli, na czym stoimy. Gdyby inflacja mocno wzrosła to niedźwiedzie na rynku obligacji i akcji dostaliby bardzo mocne argumenty. Umiarkowany jej wzrost doprowadzi do testowania obecnych szczytów wszech czasów. Dzisiaj kalendarium jest puste, więc liczyć się będą jedynie informacje ze spółek i nadal zachowanie rynku obligacji, Jeśli rzeczywiście rozpocznie się tam korekta to zobaczymy korekcyjny wzrost kursu EUR/USD i przedłużenie wzrostu indeksów giełdowych.