Banki nie zaprzestały odbierania kart kredytowych. Od początku roku z portfeli Polaków zniknęło ich już ponad 1,2 mln, czyli co ósma karta kredytowa – poinformował NBP w najnowszym raporcie.
Do 609 tys. kart kredytowych odebranych w I kwartale, w II kwartale dołączyło jeszcze więcej, bo 629 tys. Jak ogromna jest skala zjawiska, uświadamia fakt, że w całym 2009 roku przyrost liczby kart kredytowych wyniósł 1,45 mln sztuk. Zapowiada się więc, że wkrótce banki zlikwidują więcej kart kredytowych niż wydały w całym zeszłym roku. Obecnie jest ich ok. 9,6 mln.
Źródło: NBP
Kredyt na karcie niechętnie oddawany
Porządki w kartach kredytowych trwają, bo banki obawiają się spełnienia scenariusza, który realizował się m.in. w Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii, gdzie kredytem na karcie ratowały się osoby, dla których możliwość płacenia plastikiem była ostatnią deską ratunku.
Część Polaków z pewnością poszła już w ich ślady, bo jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego, na koniec czerwca odsetek złych kredytów na plastikowych pieniądzach doszedł do 16,3 proc. W terminie do banku nie wraca więc aż ponad 16 zł na każde 100 zł pożyczone na karcie. Tak źle jeszcze nie było. Niepokojące jest też tempo, w jakim postępuje wzrost odsetka złych kredytów – jedna trzecia w ciągu pół roku. Jeszcze na koniec 2009 roku odsetek złych kredytów na karcie wynosił 12,3 proc. Złe kredyty na kartach powoli zaczynają wręcz doganiać, najgorsze w statystykach kredytowych, pożyczki gotówkowe – gdzie klienci nie oddają już w terminie 16,6 proc., wobec 13,1 proc. na koniec zeszłego roku. Jedynym pocieszeniem jest tu fakt, że wartość kredytów na kartach (14,7 mld zł) to jedynie jedna dziesiąta wszystkich kredytów konsumpcyjnych osób prywatnych (143,3 mld zł).
Źródło: NBP
Karta już nie dla każdego
W tej sytuacji nie dziwi, że polityka przyznawania kart, a także przedłużanie ważności kart dotychczasowym klientom, zdecydowanie się zmieniła. Banki są bardziej rygorystyczne w ocenie klientów zainteresowanych kartami. Nie ma też już mowy o automatycznym przedłużaniu ważności karty z dotychczasowym limitem kredytowym. Jeśli klient nie ma w danym banku konta, na które wpływa wynagrodzenie, to z pewnością przy odnawianiu karty bank poprosi o przedstawienie aktualnego zaświadczenia o dochodach. I nie można wykluczyć, że nawet, gdy zarobki się nie zmienią, bank nie będzie już tak hojny jak przed laty, albo w ogóle odmówi wydania karty, gdy uzna, że klient nie jest już wiarygodny.
Część klientów sama rezygnuje z dotychczas przyznanych kart kredytowych. Gdy ktoś stara się np. o kredyt hipoteczny, duży wachlarz kredytówek może stanąć na przeszkodzie. Nawet gdy limity na kartach nie są wykorzystywane, obniżają zdolność kredytową klienta. W grę wchodzi odliczanie od zdolności kredytowej co najmniej 5 proc. łącznych limitów na kartach. Osobom na pograniczu możliwości kredytowych może to odebrać szansę na pożyczenie pieniędzy.
Ile jest jeszcze nieaktywnych plastików?
Klucz do odpowiedzi na pytanie: ile kart z rynku jeszcze zniknie?, leży jednak w liczbie nieaktywnych plastików. Bo to ich likwidacja w największym stopniu wpływa na obserwowane zmiany. Choć nie było nigdy żadnych oficjalnych danych, to szacunki mówiły, że w szufladach kurzy się nawet około jednej trzeciej wszystkich kart kredytowych czyli ok. 3 mln!
Część prawdy o kartach wyszła na jaw np. przy podziale Banku BPH. Bank przed podziałem informował, że ma 539 tys. kart, a po podziale zostawił sobie 98 tys. kart, a do Pekao przekazał 227 tys. Nowa liczba była o ok. 40 proc. niższa niż podawana wcześniej. Podobna sytuacja miała miejsce w Kredyt Banku. Gdy sprzedał spółkę Żagiel, zajmującą się udzielaniem kredytów konsumpcyjnych, m.in. wypłacanych na kartach kredytowych, zostawił sobie tylko aktywnych posiadaczy kart Żagla. Efekt? Z 528 tys. kart w zeszłym roku, na początku tego roku zostało mu 220 tys. kart.
Marzenie sprzed lat, by klient w końcu znalazł rzuconą w kąt kartę i zaczął jej używać, dziś zamieniło się w strach. Banki boją się, że jeśli już klient to zrobi, to w momencie finansowej desperacji. Poza tym, otwarte limity kredytowe, nawet te niewykorzystane obniżają nie tylko zdolność kredytową klientów, ale również ograniczają możliwości pożyczania przez banki, a i o to dziś nie jest tak łatwo, jak kilka lat temu.
Źródło: Open Finance