Jak co roku w sierpniu, banki zaczynają prześcigać się w ofertach kredytów szkolnych głosząc przy tym, że mają specjalne warunki, preferencyjne oprocentowanie, zero formalności, najtańszą ofertę na rynku. Oprocentowanie rzeczywiście w wielu przypadkach kusi, ale już całkowity koszt kredytu potrafi zmrozić.
Ofertom banków przyjrzeli się m.in. eksperci z Open Finance. Sporządzili symulację kredytu gotówkowego w kwocie 2 tys. zł na 12 miesięcy dla rodziny 2+1 o dochodach 3 tys. zł netto miesięcznie, którzy są już klientami wybranego banku. Jedne z najniższych oprocentowań kredytu gotówkowego (trzecie miejsce w rankingu) oferuje Getin Bank – 6,07 proc., a wkrótce po nim (19 miejsce) PKO Bank Polski – 6,99 proc. Sęk w tym, że oba banki pobierają jeszcze prowizję i inne opłaty, a PKO BP żąda również ubezpieczenia kredytu, co dodatkowo podnosi koszt. W przypadku Getin Banku całkowity koszt kredytu wynosi niewiele, bo 174,9 zł ( RRSO 17 proc.), ale już w PKO BP aż 277,3 zł (RRSO 27,8 proc.). Mylące?
Jeszcze bardziej może zmylić jedno z najwyższych na rynku oprocentowań, które proponuje Pekao SA – 19,99 proc. Bank jednak nie pobiera prowizji i dodatkowych opłat, nie żąda ubezpieczenia, a całkowity koszt kredytu zamyka się w kwocie 223,1 zł (RRSO 21,9 proc.), ponad 50 zł taniej niż w PKO BP.
Najniższy całkowity koszt kredytu wg wyliczeń Open Finance to 144,2 zł (RRSO 13,8 proc.) – oferta Alior Banku dla klientów posiadających już tam choćby rachunek osobisty. Dowodzi to tylko tego, że bez dogłębnej analizy oferty, można zaplątać się w mało korzystną umowę, która odbije się czkawką przy najbliższej okazji.
Rada, ale czy dobra?
Na jednym z portali internetowych pojawił się tekst, z którego zainteresowany pożyczeniem pieniędzy na wyprawkę szkolną może wyczytać, że jedynym sposobem na wzięcie kredytu na ten cel jest konsolidacja zadłużenia z tytułu np. kredytu hipotecznego, karty kredytowej , kredytu na samochód, ratalnego, gotówkowego i innych. Zdaniem autora artykułu, konsolidacja pozwoli na zdobycie pieniędzy na zakup książek do szkoły choćby dlatego, że w portfelu kredytobiorcy pozostanie więcej pieniędzy.
Można uznać, że cel jest jak najbardziej słuszny, ale tok myślenia nieco przeraża. Jeśli bowiem, by wydać 400, może 500 zł na skromną wyprawkę szkolną musimy konsolidować całe swoje zadłużenie wobec banków, bo inaczej nie domkniemy budżetu, oznacza to nic innego jak to, że pętlę kredytową mamy już na szyi. Konsolidując zadłużenie ulżymy nieco domowemu budżetowi, ale spłata będzie rozłożona na dłuższy okres czasu i w końcowym rozrachunku oddamy bankom więcej niż zakładaliśmy. Po drugie, konsolidacja podyktowana koniecznością kupna książek do szkoły nie rozwiązuje sytuacji, ponieważ równo za rok sytuacja się powtórzy. Dziecko znowu będzie potrzebowało książek, a konsolidować kredytu konsolidacyjnego już się nie uda. Suma rat przed konsolidacją kredytu, zwłaszcza jeśli problemem staje się kupno książek do szkoły wskazuje na nadmierne zadłużenie, które może niebawem doprowadzić do utraty płynności finansowej i poważnych problemów ze spłatą części chociażby długów.
Wiele osób zapomina, że wyprawka szkolna nie jest wydatkiem nagłym i niespodziewanym. Dzieci od lat idą do szkoły 1 września i niezmiennie jak co roku, powinny we wrześniu być wyposażone w książki, zeszyty, kredki i kapcie na zmianę. Żadna to nowość. Co roku jednak szkolna wyprawka – niczym ta zima, która zaskakuje drogowców – zaskakuje rodziców i z końcem sierpnia zaczynają lać łzy przed bankowymi doradcami z prośbą o choćby maleńki kredycik na książki dla dziecka.
Oszczędzanie nie tylko na mieszkanie
Pierwsza fala paniki wrześniowej pojawia się już w z początkiem sierpnia, kiedy wakacje jeszcze w pełni, wycieczki zagraniczne i krajowe wciąż kuszą, a banki zaczynają ogłaszać swoje super oferty pożyczek na książki do szkoły. Są to zazwyczaj te same kredyty gotówkowe, które goszczą na starych ulotkach, wzbogacone jedynie o nowe hasło reklamowe i niekiedy nieznacznie obniżone oprocentowanie lub prowizję, ale wzbogacone np. o ubezpieczenie. Druga fala zaczyna się w ostatnim tygodniu sierpnia, kiedy okazuje się, że komplet książek dla pociechy kosztuje tyle, ile wycieczka do Grecji, a do tego brakuje jeszcze stroju na WF, plecaka, butów na zmianę, zestawu mazaków i kredek, dziesiątek lub nawet setek złotych na komitety rodzicielskie, rady rodziców, zielone szkoły, wycieczki integracyjne, ubezpieczenia i dzień nauczyciela bo to w końcu za kilka tygodni i trzeba się przygotować.
Bankowcy mogliby wprawdzie przy okazji akcji kredytowej pt. „wyprawka szkolna” rozpocząć jednocześnie akcję „oszczędzaj na przyszłoroczną wyprawkę”, ale po co? Na kredytach dla klientów indywidualnych zarobić można więcej niż na drobnych oszczędnościach. Oszczędzanie przez wielkie „O”, np. na cele mieszkaniowe to już inna historia. Do tego namawiają już nie tylko banki, ale wręcz cały Związek Banków Polskich. Tu jednak chodzi o znacznie większe kwoty i co najważniejsze dużo poważniejsze kredyty.
Czy jest recepta na rozwiązanie problemu wyprawki szkolnej w sposób bezbolesny i mało kosztowny? Jest, ale nie da się tego zrobić „na kolanie”. Warto już teraz pomyśleć o rachunku oszczędnościowym i przez najbliższy rok systematycznie gromadzić na nim choćby po 100 zł miesięcznie. Jeśli wejdzie nam to w krew, w kolejnych latach oferty kredytów szkolnych będziemy czytać jedynie z ciekawości.
Źródło: Gazeta Bankowa