W 2011 roku polski rynek pracy powiększył się o tysiące pracowników ze Wschodu. Prawie połowa imigrantów przybyła do nas z Ukrainy. Pojawia się zatem pytanie: co mają Polacy, czego Ukraińcom brak?
Według danych MPiPS w 2011 roku wydano 40 tysięcy zezwoleń na pracę. Niemal połowa imigrantów zarobkowych pochodzi z Ukrainy (46%). Na dwóch kolejnych miejscach plasują się Chiny (14%) i Wietnam (6%). Od innego naszego sąsiada – Białorusi – pochodzi tylko 4% pracowników.
Polski rynek pracy jest dla Ukraińców tym, czym dla nas rynek niemiecki lub brytyjski. Podstawowym czynnikiem wpływającym na podjęcie decyzji o pracy za granicą są wyższe zarobki. Według danych Ukraińskiego Urzędu Statystycznego średnia pensja na Ukrainie wyniosła w styczniu 2012 roku równowartość ok. 1 000 PLN, podczas gdy w Polsce – ponad 3 600 PLN.
Bezrobocie na koniec 2011 roku wyniosło na Ukrainie 8,5%, podczas gdy w Unii Europejskiej osiągało średnio 10%. Oficjalne statystyki Kijowa nie uwzględniają jednak specyficznych, bezpłatnych urlopów. Pracodawcy odsyłają na nie swoich pracowników, gdy nie są w stanie zapłacić im pensji. Z danych Międzynarodowej Organizacji Pracy wynika, że w takiej sytuacji jest ponad 2,6 mln mieszkańców Ukrainy. Gdyby uwzględnić bezpłatne urlopy w statystykach, wówczas wskaźnik bezrobocia wzrósłby do 24%.
Dużym problemem na Ukrainie jest także notoryczne niepłacenie pensji swoim pracownikom. Według danych ukraińskiego Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego i Handlu, w połowie 2011 roku firmy zalegały swoim pracownikom z zapłatą ponad 100 mln EUR. Jednocześnie fundusz płac w gospodarce ukraińskiej wyniósł w tym samym czasie ponad 1 mld EUR. Oznacza to, że ok. 10% pensji Ukraińców nie jest wypłacane.
Dla kogo polski rynek pracy jest atrakcyjny? Co przyciąga do Polski poszczególne nacje? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdą Państwo w artykule „Pracownicy zza wschodniej granicy” w portalu rynekpracy.pl.
Źródło: rynekpracy.pl