Lepsza praca, potrzeba zmiany, związek z obcokrajowcem albo przypadek, który wakacje zamienia w nowy rozdział życia – to najczęstsze przyczyny przeprowadzki Polaków do innego kraju. Niektórzy wracają, inni pozostają tam na lata, wszyscy mają nadzieję, że za granicą znajdą to, czego zabrakło im nad Wisłą.
Od dwóch lat portal Bankier.pl śledzi perypetie polskich emigrantów – od Finlandii po Madagaskar, od San Francisco po Nową Zelandię. Za nami prawie 90 historii rodaków mieszkających w blisko 60 krajach, na 6 kontynentach. To dowody na to, że nie trzeba cudu, żeby uczyć nurkowania na Bali, być stewardessą w Dubaju, obwozić turystów po Kenii, projektować ogrody w San Francisco albo organizować śluby na Krecie. Nie należy jednak się łudzić – w każdym z tych miejsc ludzie mierzą się z problemami, bo eldorado nie istnieje.
Wyjeżdżają, szukając alternatywy
Agnieszka leczy ludzi w Portugalii, Mateusz trafił do Wietnamu z Narodowego Banku Polskiego, Kasia jest wolontariuszem na Madagaskarze, Marcin pracuje w polskiej ambasadzie w RPA, Agata i Adam polecieli na studia do Cambridge. Niektórzy z nich skrupulatnie zaplanowali przyszłość jeszcze przed wyjazdem, losami innych zarządził przypadek. Najczęściej jednak przenosili się, bo zagranica dawała szansę na nowe możliwości.
Pokaż Tam mieszkam na większej mapie
„Wyjechaliśmy, żeby nie musieć się śpieszyć, żeby praca była tylko dodatkiem do życia, a nie życiem” – wyjaśniali przed dwoma laty w pierwszym odcinku „Tam mieszkam” żyjący w Norwegii Ewelina i Bartek. Ryzyko przenosin najpierw dokładnie przemyśleli, a później już tylko konsekwentnie dążyli do realizacji powziętego planu.
Niemal wszyscy ekspaci przekonują, że zmiana adresu była dobrą decyzją – bo można trafić do kraju, gdzie nie płaci się podatków (Katar), gdzie zapach pieniędzy niemal czuć w powietrzu (Azerbejdżan), państwo rozdaje ziemię za darmo (Norwegia), a krajobraz stanowią rajskie plaże (Indonezja). Dopiero dłuższa rozmowa pokazuje, że pośród tych pochwalnych pieśni jest też miejsce na obiektywną krytykę i wnet okazuje się, że nawet najbardziej wymarzone kraje nie są bez skazy.
Jest dobrze, ale nigdy idealnie
Dla wielu rajem, gdzie wszystko przychodzi łatwo, jest Nowa Zelandia. To mit, z którego wielu Polaków wyleczyło się dopiero po przyjeździe. Nowy start jest dziś w tym miejscu trudniejszy niż kiedyś, bo trudniej niż kiedyś o pracę. Prowadzący tam rodzinny biznes dwoje Polaków przyznają, że w ciągu 19 spędzonych tam lat widzieli wielu rodaków, którzy z planem awaryjnym uciekali do Australii albo wracali do Polski.
Bali, raj dla nurków i fotografów, to miejsce, gdzie można żyć dobrze, mając dużo wolnego czasu i niewiele pracy. Ale wyspiarska Indonezja, gdzie większość zarabia na turystach, nie sprzyja prowadzenia biznesu. Obcokrajowiec spoza tamtejszego systemu kastowego nie ma wielu możliwości; trudno też o wykształconych pracowników.
Niektórzy woleliby życie w którymś z krajów regularnie wygrywających rankingi najszczęśliwszych narodów. Suomi to brak korków na drogach i urzekająca przyroda. Żyjąc w stolicy, można tu żyć na łonie natury. Ale Finlandia to też życie wśród skrytych w sobie, wycofanych ludzi, co nie każdemu przypadnie do gustu.
Klasykiem kierunków emigracji od lat są Stany Zjednoczone. Nowy Jork brzmi pasjonująco, Manhattan – jak spełnienie marzeń. Trudne do pobicia pod względem oferty kulturalnej miasto to jednak ryzyko bankructwa, bo tutejsze ceny nieruchomości są zdecydowanie tylko dla wybranych.
Na współczesny symbol nowoczesnego miasta sukcesu zakrawa Dubaj. Tutaj są najodważniejsze inwestycje, tu panuje bogactwo, tu napływają zagraniczni inwestorzy. O ile to miejsce sprawdza się wśród spragnionych kariery singli, nie jest to dobre miejsce dla rodzin z dziećmi, między innymi za sprawą odpłatnej i drogiej edukacji i braku wykwalifikowanych kadr.
Po wejściu Polski do Unii Polacy ruszyli do Islandii, gdzie – na oceanie, pomiędzy Europą a Ameryką – żyje się wygodnie i bezpiecznie, nie spodziewając się wtedy, jak bolesnej lekcji finansowego kryzysu przyjdzie doświadczyć za kilka lat temu jednemu z najdroższych krajów świata.
Do Paryża ściągają zakochani i artyści, ale też bezdomni z całego świata; po ulicach nie biega tu Amelia, a na ochronę zdrowia wydaje się 1/5 wypłaty. Japonia to dolina technologicznych innowacji i szansa na błyskotliwą karierę, gdzie trudno o umiar, stąd niepokojąco wysoki odsetek śmierci na skutek przepracowania. W kolorowej Kolumbii klasa średnia ma służbę, ale państwo od lat nie radzi sobie z biznesem narkotykowym i zorganizowaną przestępczością.
Przykłady można by mnożyć bez końca, bo każdy kij – bez względu na to, w której części świata leży – ma dwa końce. Sukcesu za granicą nie zapewnia ani zamożność kraju, ani rozbudowany system socjalny, ani niski poziom bezrobocia. Za każdym razem i bez względu na lokalizację potrzebny jest indywidualny plan działania. Albo odrobina szczęścia.
Z okazji 2-lecia „Tam mieszkam” zorganizowaliśmy konkurs, w którym rozdajemy nagrody. Przy okazji pytamy: w jakim jeszcze kraju powinniśmy zagościć? Odpowiedzi wpisujcie w komentarzach!
Źródło: Bankier.pl