Kolejna niespodzianka w bankowych „transferach”. Grzegosz Esz nie pracuje już dla Banku BPH – jego nowym pracodawcą będzie największa rosyjska sieć komórkowa – MTS. Jednym słowem wrócił do działki, w której święcił największe sukcesy – żeby wspomnieć tu sukces Heyah. Więcej o nowej pracy Esza można przeczytać w Telepolis.pl. My natomiast zajmiemy się tym, co najbardziej lubimy – spekulacjami i różnego rodzaju dywagacjami.
Niestety w BPHu chodów w PRze nie mamy (podobnie jak w takim innym zielonym banku, co to ma taki ładny dworek pod Poznaniem ;), więc więcej na ten temat faktów nie ujawnimy. Przynajmniej ma to tę zaletę, że nikt do nas z samego rana „po znajomości” nie zadzwoni i nie powie, że zachowujemy się jak dziennikarze „Trybuny”… 🙂 No ale w takiej sytuacji rzeczywiście będziemy musieli się tak zachować – bo sprawdzić nie ma gdzie. (acha – dlaczego ten tytuł – to nie mamy pojęcia – wychodzi na to, że w Fakt zawsze sprawdza, co pisze ;).
Co oznacza odejście Esza z BPHu? To, że sprawdza się nasza informacja, że mimo iż wszyscy pracują pełną parą, to jednak kto może, szuka sobie bezpiecznej szalupy. Jeśli ta ostatnia okaże się lepszą fuchą niż obecnie niebezpiecznie przechylająca się łajba – po prostu korzysta z okazji. Nawet, gdyby sprawdził się scenariusz, na który tak liczą w BPH, to po fuzji Esz nie miałby kompletnie co robić. Kampania rebrandingowa nowej instytucji mogłaby zacząć się pewnie z rok, półtora po ogłoszeniu połączenia. A że Esz przyszedł do Banku w zupełnie innych warunkach i zapewne zarabiał kosmiczne pieniądze, to nikt tam teraz po nim płakać nie będzie. Z drugiej strony akurat w bankowości jakoś nie odcisnął swojego piętna, tak jak powiedzmy Jędrkowiak z ING Banku. No ale uznajmy, że nie dane było mu rozwinąć skrzydeł.
Faktem natomiast jest, że ta nagła rejterada może osłabić morale w BPHu. W Pekao S.A. pewnie już z tego powodu zacierają ręce. Bo co jak co, ale jak ktoś zobaczy, że góra ucieka, to od razu pomyśli, czy jest sens tak zasuwać – i może lepiej zastosować drugą możliwą taktykę przy fuzjach – poplotkować sobie ze znajomymi na korytarzu i spokojnie, nie przepracowując się, czekać na to co przyniesie los.
Dlatego też mimo tego, że w BPHu uwijają się obecnie jak pszczoły w ulu, to wcale nie zdziwimy się, jeśli nagle ludzie zaczną stamtąd masowo uciekać (zresztą o takiej możliwości pisaliśmy jakiś czas temu). Trzeba bowiem pamiętać, że Włosi aż tak dobrze nie płacą, a do tego część kasy to premie. A jakoś tak nam się zdaje, że fuzja będzie wystarczającym powodem, żeby przez dłuższy czas nie musieć ich wypłacać – przecież i tak się o nie nikt nie upomni, jeszcze się do tego ciesząc, że ciągle pracę… Przejmować może i Austriak – ale płacić będzie przecież Włoch…