Hiszpanie swego czasu byli niekwestionowaną potęgą w Europie i na całym świecie. Mieszanka złota i srebra z Ameryki Południowej w połączeniu z fundamentalizmem religijnym w dłuższej perspektywie nie przysłużyła się jednak krajowi i jeszcze do niedawna państwo to funkcjonowało na obrzeżach europejskiej gospodarki. To wszystko przechodzi jednak powoli do historii i kraj ten na nowo staje się ważnym graczem. Również w sferze bankowości.Hiszpańskie banki zaczynają bez jakichkolwiek kompleksów działać nie tylko na regionalnym, ale i światowym rynku. Mogą, bo kiedyś ktoś mądrze nie pozwolił na ich sprzedaż, tylko (jak teraz to robią Chińczycy) w kontrolowany sposób wpuścił do tego sektora zagraniczny kapitał. W konsekwencji sektor bankowy zachował charakter narodowy. U nas postąpiono wręcz odwrotnie, mówiąc że nie było kapitału. Sprzedano wszystko co było do sprzedania. Swego czasu prof. Balcerowicz bardzo naciskał, żeby nawet przehandlować jakiemuś inwestorowi również PKO BP. Polityczne zawirowania spowodowały, że ta instytucja, którą można nazwać perłą w polskiej koronie bankowej, zaprzepaściła możliwość ekspansji na innych rynkach zagranicznych. Wszystko przez politykę i ciągłe wojny na górze, które bankowi wcale nie służą. Pod tym względem Balcerowicz miał z całą pewnością rację. Z drugiej jednak strony patrząc na ekspansję banków hiszpańskich, można tylko żałować, że nie połączono na przykład Pekao SA i Banku Handlowego. Przykładów byłoby z pewnością więcej, ale nie ma co już płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się tak, jak się stało.
Chociaż Hiszpanie świetnie radzą sobie na całym rynku europejskim, to jednak w Polsce mają raczej taką sobie pozycję. Być może Banco Santander kupi mini-BPH, to jednak jeszcze długa przed nim droga, żeby osiągnąć na naszym rynku pozycję porównywalną do swoich odwiecznych „rywali” – Portugalczyków. Ci ostatni traktują kupno Millennium jako powód do chluby narodowej i właśnie prztyczek w nos wielkiego sąsiada. Wcale nie oznacza to, że hiszpańskie instytucje bankowe zupełnie o nas zapomniały. Wręcz przeciwnie. Dużo wskazuje na to, że na ten rok przewidziany jest prawdziwy desant z Półwyspu Iberyjskiego. Trzeba jednak zauważyć, że będzie on bardzo niszowy. Jacek Iskra z Parkietu pisał ostatnio, że na polski rynek wchodzi właśnie La Caixa. Ma działać jako oddział. Co warto wspomnieć, na polskim rynku, oprócz Santandera, jest jeszcze Bank Caja de Ahorros del Mediterraneo. Chociaż zarówno ten ostatni, jaki i La Caixa twierdzą, że wchodzą do Polski, żeby obsługiwać hiszpańskie firmy, które działają na naszym rynku, to z naszych informacji wynika jednak, że ich głównym celem jest wejście na rynek kredytów mieszkaniowych.
Obecnie duże firmy doradcze pracują dla nich pełną parą, żeby opracować strategię wejścia na nasz rynek. Trzeba tutaj jednak podkreślić, że będzie ona zakładała najprawdopodobniej bliską współpracę z hiszpańskimi deweloperami. Firmy te zaczynają się nie mieścić na swoim rynku, dlatego chcą szturmem zdobyć polski, wciąż rozwijający się rynek. Jest on na tyle chłonny, że pozwoli im funkcjonować przez wiele kolejnych lat. Zawsze jest to również dobry przystanek, żeby iść dalej na Wschód. Jednym słowem – radzimy obserwować ten kierunek. Może się okazać, że te banki szybko zdobędą pokaźny kawałej w rynku kredytów mieszkaniowych – zwłaszcza jeśli będą ramię w ramię współpracować z deweloperami.
Dla przypomnienia warto zauważyć, że to właśnie Santader kupił w Wielkiej Brytanii bank Abbey National – szósty bank detaliczny co do wielkości i drugi największy bank hipoteczny na tamtejszym rynku. Ten sam, który zaoferował ostatnio kredyty na… 57 lat.